Uśmiałam się jak norka przy czytaniu tej książki. Olgę Rudnicką bardzo polubiłam po lekturze "Lilith" oraz "Cichego wielbiciela", ale "Natalii 5" na zawsze podbiło moje serce. Książka zabawna, a jednocześnie w swojej treści bardzo przemyślana. Lekki kryminał z mocnym żartem sytuacyjnym. Nie chciałabym tym porównaniem nikogo urazić, jednak odważę się powiedzieć to głośno: Rośnie nam godna następczyni Pani Joanny Chmielewskiej! A właściwie to już urosła i dojrzała...
Oto pięć kobiet. Każda z nich ma na imię Natalia. Każda z nich ma tego samego ojca, jednak nigdy się nie spotkały i nie wiedzą o swoim istnieniu. Dopiero śmierć ojca i jego testament doprowadzają do spotkania u notariusza. Pan notariusz widząc pięć kobiet, którym ma do zakomunikowania nowinę o pozostałych siostrach jest naprawdę przerażony. Wszystkie Natalie to kobiety z temperamentem, które nie dadzą sobie w przysłowiową kaszę dmuchać. Po przeczytaniu testamentu okazuje się, że odziedziczyły wielki dom i sporo gotówki na koncie. Dom kryje w sobie niespodziankę, skarb i tajemnicę. Wszystkie kobiety postanawiają się tam wprowadzić, aby mieć na oku pozostałe cztery dziewoje. Poszukiwania skarbu i pomysły w tej materii rodziły u mnie salwy śmiechu, a relacje damsko - męskie (ze strony męskiej wystąpili głównie sympatyczni policjanci) były przedstawione przez autorkę z zaciętym smaczkiem, który bardzo mi odpowiadał.
Autorka bardzo dobrze poradziła sobie z przedstawieniem pomysłu na fabułę. Kiedy zaczęłam wciągać się w wymyślną intrygę bałam się, że mocno mnie ona rozczaruje. A tymczasem ... voila! Mocny pomysł spotkał się z jeszcze mocniejszą jego realizacją. Autorka nie tylko barwnie i lekko przebrnęła przez intrygę, ale do tego dała radę zaskoczyć czytelnika świetnym zakończeniem. Mój szacunek dla młodego, a jednocześnie tak bardzo dojrzałego umysłu Pani Olgo!
I teraz śmietanka powieści - główne postacie. Jest pięć Natalii - każda inna, a jednocześnie każda pyskata, gadatliwa i zdająca sobie sprawę z własnej wartości (może z jednym wyjątkiem :-)). Wierzcie mi - pomysły dziewczyn są nieziemskie, a ich realizacja bez wątpienia szalona. Ja osobiście największą sympatią darzyłam typ Matki - Polki, ale pozostałe też jej nie ustępowały. Początkowo te wszystkie Natalie mieszały mi się jak warzywa w zupie, jednak w pewnym momencie autorka pomaga czytelnikowi uszeregować postacie i wszystko dalej idzie jak po maśle.
Podsumowując- świetna książka, dla której warto spędzić kilka godzin w fotelu. Dodam tylko, że po jej lekturze ogołociłam bibliotekę z utworów Pani Olgi Rudnickiej i obecnie odbywa się rodzinne czytanie.
Warto!
Pamiętam jak dziwnie spoglądała na mnie rodzina kiedy czytałam "Natalii 5". Nie da się opanować wybuchów śmiechu :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Olgę Rudnicką.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ją jako pisarkę, którą miałem okazję poznać i porozmawiać na prywatnym gruncie. Olga okazała się wspaniałą dziewczyną, o powalającym uśmiechu. Z tego co wiem, będzie dalsza cześć Natalii5. No właśnie...muszę zatelefonować i zapytać, jak idzie pisanie :-)
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie! 5 temperamentnych kobiet w jednym domu? To musi się źle skończyć :)
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia odnośnie tej książki, czytałam różne jej recenzje, nie wszystkie były pochlebne, więc sama nie wiem...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać panie Natalie, dziewczyny rozbawiły mnie totalnie :) Współczułam jedynie panom z policji, którzy mieli do czynienia z nieznośnymi, szalonymi siostrami :)
OdpowiedzUsuńNie do końca zachwycony, acz dobrej myśli - o TU :)
OdpowiedzUsuńWrzucam do schowka, coś czuję, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuń