Jak powszechnie wiadomo szkoła łączy się z pewnymi obowiązkami, które i dzieciakom i Mamie ułatwiają życie. Moje dzięciołki po powrocie ze szkoły mają zanieść do kuchni kanapowniki celem ich umycia. Oczywiście następuje również ocena zawartości i umoralniająca gatka, jeżeli zawartość kanapownika wskazuje na to, że dzięcioły zadbały jedynie o ducha, a o ciało już nie. Starsza z racji czteroletniej praktyki w miarę "obowiązek kanapownikowy" opanowała, Młodszy zaczynający przygodę ze szkółką raczej jeszcze nie. Przechodzimy do sedna.
Ja: Marek gdzie jest twój kanapownik?
Marek: Już Mamuś niosę!
Piętnaście minut później:
Ja Marek, co z tym kanapownikiem?
Marek: Oj Mamuś przepraszam, już niosę!
Piętnaście minut później Matka wściekła kieruje swoje kroki do pokoju:
Ja. Marek co miałeś zrobić!?
Marek No przecież zrobiłem!!!
Ja: Zrobiłeś?!
Marek No.... a co miałem zrobić?
KURTYNA (raczej nie milczenia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz