Powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Poraziła faktami, o których wszyscy wiemy, ale nie dopuszczamy ich do swojej świadomości. Przecież każdy z nas wie, że uchodźcy "zalewają" Europę, że traktowani są okrutnie i nieludzko, że warunki panujące w obozach przejściowych urągają ludzkiej godności... Problem nas - Polaków - właściwie nie dotyczy, ponieważ nasz kraj raczej nie jest celem tych wędrówek. Oglądamy to z boku płacząc wraz z matkami nad losem dzieci i klnąc na agresorów, którzy doprowadzają do tego, że ludzie zmuszeni są opuszczać swoje domy. Niby przeżywamy, ale wszystko jest takie... za szybą, bez smaku i zapachu.
"Kiedy księżyc jest nisko" to powieść, która porwała mnie w świat uchodźców, przetrzepała moją psychikę, boleśnie wyraźnie uświadomiła tragedię tych ludzi, a następnie wypluła ze swojej treści emocjonalnie zmęczoną i zachwyconą przeczytaną powieścią.
Mała Feriba już w chwili urodzin jest naznaczona nieszczęściem. Przy porodzie umiera matka dziewczynki, a mała Feriba jest obwiniana o jej śmierć. Wychowywana przez macochę zawsze jest tą gorszą córką; nie chodzi do szkoły, a jej edukacja kończy się na wiedzy o pracach domowych. Na szczęście Feriba jest mądrą dziewczyną i wie, że to w wiedzy tkwi skarb. Walczy o swoją edukację i w wieku 13 lat po raz pierwszy idzie do szkoły. Przy okazji poznawania losów Feriby poznajemy życie w Afganistanie. Smak, zapach i kolor tamtych stron przemawia do nas z każdej strony powieści. I tak czytając sobie pomyślałam, że mam do czynienia z prostą miłą powieścią ukazującą rozterki młodej Afganki związane z edukacją, nieśmiałymi zalotami i zamążpójściem. Nic bardziej mylnego! Nagle z pięknego Afganistanu przenosimy się do Afganistanu ogarniętego koszmarem wojny. Rakiety latają nad głowami i nigdy nie wiadomo czy człowiek dożyje jutra. Wielu ludzi postanawia opuścić kraj, jednak rodzina Feriby długi czas broni się przed ucieczką. W końcu tragiczne wydarzenia zmuszają ich do opuszczenia Kabulu. Feriba jest wówczas matką trojki dzieci - przy czym jedno z nich jest maleńkim niemowlęciem. Koszmar po prostu. Samotna Afganka z trójką maluchów nie ma zbyt wielu szans na przetrwanie. Na szczęście Feriba jest twardą kobietą i krok za krokiem prze do przodu. Los jej nie szczędzi. Opisywać zbyt wiele nie będę, ale wystarczy napisać, że jedną noc Feriba z dziećmi spędza w drewnianym domku na placu zabaw. Akurat spadł deszcz, który zmoczył ich doszczętnie - niewyobrażalne dla mnie. Sama jestem mamą dwójki dzięciołków i nie przyjmuję do wiadomości, że może zaistnieć sytuacja, w której ktoś zmusi mnie do opuszczenia mojego domu. Zostawić wszystko i iść w nieznane. Nie wiem gdzie mnie los rzuci, nie mam planów, pieniędzy... pcha mnie do przodu jedynie miłość do dzieci i rozpaczliwa potrzeba zapewnienia im jako takiego bytu.
W powieści uderza realizm zdarzeń. Czytelnik wie, że to fikcja, że postacie są zmyślone. Sama wbiłam w przeglądarkę tytuł i dane autorki i sprawdzałam, czy książka aby na pewno jest fikcją literacką. Nie można jednak zaprzeczyć, że za postacią Feriby stoją tysiące zrozpaczonych kobiet, a los jej dzieci jest udziałem wielu maluszków. Przecież opisany w powieści obóz dla uchodźców we francuskim Calais istnieje naprawdę. Wystarczy wpisać hasło w wyszukiwarkę, aby poczytać o tragedii zgromadzonych tam ludzi. Jeden z bohaterów powieści Selim (specjalnie nie napiszę o nim więcej, żeby nie psuć lektury) jako uchodźca pokonuje trasę, którą w rzeczywistości pokonała niezliczona ilość mieszkańców Afganistanu, Syrii, czy też Libii. Koszmarne wydarzenia, które w tej powieści są udziałem rodziny Feriby dotknęły wielu w rzeczywistości... Koszmar.
Czytając z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów - razem z nimi wsiadałam na statek, uciekałam przed kontrolami celników i modliłam się o ładną pogodę. Każdy skradziony kęs jedzenia był dla mnie radością. Razem z nimi przeżywałam pierwsze miłości, płakałam zza bliskimi, przeżywałam rozpacz i bezsilność.
Powieść bezwzględnie należy przeczytać. Jest głosem rozpaczy, wołaniem o pomoc. Jest świadectwem współczesnej Europy - Jej bezradności w obliczu tragedii milionów ludzi pozbawionych domów i nadziei na przyszłość.
Mnie to przeraża niezmiennie, że są ludzie, którzy ze względu na dziwaczne ideologie są w stanie wyrządzić komuś piekło. Jeżeli uda mi się kiedyś trafić na tę książkę, to być może zerknę. Wciąż jeszcze trzęsę się na myśl o komentarzach, które pojawiły się w sieci po pobiciu Algierki w Łodzi.
OdpowiedzUsuń