Zacznę trochę inaczej niż zwykle, ponieważ w książce "Mietek, drużyna i piwnica, której nie ma" jest coś, co przyciągnęło moją uwagę dużo bardziej, niż opowiedziana historia. Zacznę od ilustracji, które - moim zdaniem - są rewelacyjne. Charakterne, ani trochę nie słodkie... takie hultajskie i zawadiackie. Może to efekt tego, że autorka i ilustratorka to jedna i ta sama osoba, dzięki czemu ilustracje są świetnym dopełnieniem tekstu. Pewien klimat i nieuchwytny urok opowiedzianej historyjki nie byłby możliwy do osiągnięcia tylko za pomocą słów. To własnie obrazki przekazują emocje podwójnie a nawet potrójnie. Są surowe, a jednocześnie bardzo szczegółowe. Stanowią świetne uzupełnienie dla emocji, które autorka chce przekazać młodym czytelnikom, a z racji lekko kryminalnego zabarwienia emocje te nie zawsze mają kolor różowy.
Dobrze - teraz fabuła. Wyobraźmy sobie blokowisko, a w nim dwa wieżowce rozdzielone boiskiem do gry w piłkę nożną. W jednym z nich mieszka trójka chłopaczków i w drugim również. Boisko jest więc ciągłym polem walki o wpływy. Chłopaki nie mogą się pogodzić aż do momentu, gdy w szkole ogłaszają turniej piłki nożnej. Aby wziąć w nim udział konieczne jest stworzenie sześcioosobowej drużyny. Mietek (jako jedyny marzący o karierze sędziego) próbuje stworzyć zespół. Tylko jak to zrobić skoro jedni kibicują Realowi, a drudzy Barcelonie?
Tworzenie drużyny to jedno, ale jak tu oddać się treningom skoro w piwnicach bloków straszy? Ciągle coś szura, jęczy a nawet świeci latarką. Jakie jest rozwiązanie zagadki? Bardzo proste jednak aby do tego dojść potrzebna jest głucha dziewczynka, która na szczęście świetnie czyta z ruchu warg i jeszcze lepiej gra w piłkę.
Treść w dużym skrócie wydaje się dość banalna, ale zapewniam Was, że tak nie jest. Kiedy przeanalizujemy przebieg wydarzeń łatwo dojść do wniosku, że autorka bardzo sprawnie i delikatnie wprowadza dzieci w świat problemów które towarzyszą dorosłym w codziennym życiu. Niedołężny staruszek, któremu choroba nie pozwala na udział w zajęciach w najważniejszym dniu, strata bliskiej osoby i rozpacz z tym związana, czy też wspólne wypracowanie kompromisu tak aby można było razem trenować - to wszystko pokazuje młodemu czytelnikowi, że nic w życiu nie przychodzi łatwo a na sukces należy naprawdę ciężko pracować. Autorka pokazuje również że realizacja marzeń jest możliwa nawet jeżeli wydaje się to niemożliwe. Bo jak inaczej nazwać to co osiągnęła głuchoniema Amelka? Nie dość że trenowała piłkę nożną to jeszcze okazała się zawodnikiem, który swoimi umiejętnościami przewyższa niejednego chłopca. Nasi młodzi zawodnicy musieli zrozumieć na własnej skórze, że nie jest ważny strój, a umiejętności.
Jedno Wam powiem: wszystko jest w głowie. Nie bójcie się kogoś tylko dlatego, że ma lepsze ciuchy. Ciuchy bramek nie strzelają. (...) Oni myślą, że jesteście słabi, bo nie macie trenera i każdy ma inne kolanówki. Tylko oni o tym nie wiedzą i to jest własnie Wasza przewaga.
Książka jest pełna takich mądrości, które podane w umiejętny sposób wydają się małolatom prawdą objawioną, anie zrzędzeniem dorosłego.
Jeszcze jedno - tak naprawdę to cichymi bohaterami powieści jest pewien staruszek i babcia Mietka. To własnie Oni, pomimo choróbsk i złego samopoczucia, pomagają chłopakom osiągnąć wymarzony cel. W dzisiejszych czasach, kiedy dookoła promowana jest młodość i sprawność fizyczna ta książeczka ze swoimi cichymi bohaterami powinna być lekturą w podstawówce.
Książka jest naprawdę godna polecenia. To nie jest powiastka o Mikołajku (za którym nie przepadam). Owszem, niesie w swojej treści sporą dawkę humoru, ale ma również przesłanie, które jest dla dzieciaków bardzo ważne. Po pierwsze, kiedy o czymś marzycie, to nie wolno się poddawać tylko trzeba szukać drogi do sukcesu. A poza tym przy realizacji pasji nie są ważne płeć czy wiek. Ważne jest to aby współpracować i szanować siebie nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz