Książka skusiła mnie zapowiadaną na okładce tajemnicą i zagadką z historią miłosną w tle. Tymczasem urzekło mnie zupełnie coś innego. Urzekł mnie klimat powieści i jej specyficzny charakter. "Skradzione godziny" to Hiszpania zaraz po rządach Franco, która w jakiś sposób pomalutku wstawała z kolan. To społeczeństwo, które nie bardzo radziło sobie z odzyskaną wolnością, ówczesne kobiety... rewelacja. Naprawdę warto zanurzyć się w tym świecie.
A oto hiszpańska rodzina - rodzina, jakich wiele. Mama tata, dwoje dzieci i dziadek, który pewnego dnia pojawił się w drzwiach domu córki. Anzelm przez długi czas mieszkał w Argentynie i tam zbił majątek, jednak po śmierci żony uznał, że czas wrócić do córki, do Hiszpanii. Wydaje się, że przybył do niej z tęsknoty za rodziną. Nic bardziej mylnego.
Za płotem inna rodzina. Mama tata trójka dzieci i babcia. Rodzina żyjąca w ciągłym strachu przed despotycznym ojcem, który tłucze dzieciaki, wyzywa żonę... jedyną osobą, którą szanuje jest jego matka Carmen. Niestety, kobieta cierpi na demencję starczą i niewiele pamięta ze swojego życia.
Pewnego dnia dziadek Anzelm umiera. Nie byłoby w tym nic dziwnego - taka kolej rzeczy - gdyby nie to, że kiedy Roberto go znalazł, dziadek w dłoni ściskał karteczkę z napisem: "Powiedz mi że mnie kochasz..." Roberto nie może zapomnieć o tym szczególe, a tajemnica z tym związana staje się jego obsesją.
Losy obu rodzin przeplatają się i zawijają niczym dym unoszący się nad ogniskiem. Każdy z bohaterów ma coś do ukrycia, każdy ma coś, czego nie chce ujawnić. Należy podkreślić, że są to bardzo różne rodziny. Rodzice Roberta są prawnikami - inteligentni i mądrzy ludzie, którzy z nadzieja patrzą w przyszłość. Niestety miłość między nimi wygasła, co sprawia, że każdy z nich pragnie na nowo ułożyć sobie życie. Zszokowało mnie to, w jak suchy i bezemocjonalny sposób o tym mówili. Rozwód, separacja, nowe życie... tylko dzieci rozpaczały, bo świat im się zawalał.
Zupełnie inaczej wyglądała sprawa z rodziną Ramona, który jest najbliższym przyjacielem Roberta. Tu widać konserwatyzm i dominującą rolę mężczyzny w rodzinie. Ojciec Ramona wydaje się być despotycznym łajdakiem, który znęca się psychicznie i fizycznie nad rodziną. Jednak - jak to w bajkach bywa - nic nie okazuje się być takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka.
Urzekła mnie ta powieść i przyznam się, że przeczytałam ją w jeden dzień. Cóż - tak to jest kiedy spotkamy na swojej drodze bestseller. Kiedy już czytelnik wsiąknie w tę magiczną szarość hiszpańskiej codzienności, niechętnie się z niej wydobywa. Dwie rodziny, dwa różne światy i sieć powiązań, które oplatają ich członków jak niewidzialny sznur. Przeszłość mieszka się z teraźniejszością a miłość z jej brakiem.
Bardzo szybko domyśliłam się. co łączy te dwie rodziny, jednak przez długi czas prześladowała mnie myśl, że młode pokolenie bardzo łatwo popełnia te same błędy co ich przodkowie i to zupełnie nieświadomie. Tak jakby pewne działania przenoszone były w genach. Ale cóż - takie jest życie.
Książkę mam i chętnie przeczytam.:)
OdpowiedzUsuń