środa, 25 lipca 2018

Masz to jak w banku

O jeżu kolczasty, ale się ubawiłam! Powieść pobiła wszelkie możliwe rekordy w moim maleńkim rankingu powieści, które poprawiają mi nastrój na kilka kolejnych dni. Nie wiem z czego to wynika, bo główny wątek powieści - jak to w kryminałach bywa - wcale nie jest śmieszny. Może z tego, że akcja toczy się w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy to miałam te ...dzieścia lat i które pamiętam, jako lata szybkiego rozwoju, ale takiego "po trupach". Natomiast w "Masz to jak w banku" lata te przedstawiane są jako okres niezdarnego raczkowania kapitalizmu, co w połączeniu z nawykami i zachowaniami pochodzącymi z czasów głębokiej komuny, daje mieszankę wybuchową. 
Oglądaliście serial pt. "07 zgłoś się"? Czytając "Masz to jak w banku" niezmiennie towarzyszyło mi odczucie, jakbym miała do czynienia z kapitanem Borewiczem, tyle że w formie papierowej. Rewelacyjna intryga, świetne zakończenie... i ten nastrój rodem z PRL - u gdzie wódka była wszystkim - lekarstwem, walutą, rozweselaczem, najlepszym prezentem i czym sobie tylko jeszcze zamarzycie.
Mirek Brodziak i Teoś to dwaj serdeczni przyjaciele, pracujący jako funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej. Służą w Poznaniu, w którym dochodzi do niepokojących wydarzeń. Kilkoro chłopców znajduje zwłoki człowieka, który okazuje się być drobnym cinkciarzem. Kilka dni później ginie "cinkciarski" szef, kierujący tym interesem na terenie Poznania. Trup się ściele jak grzyby po deszczu, co wywołuje niepokój o życie Ryszarda Grubińskiego, będącego szefem nad szefami w ledwie raczkującym interesie walutowym. Na szczęście dla Grubego Rycha, szefem ekipy dochodzeniowej zostaje jego najlepszy przyjaciel z podwórka, czyli własnie znany nam funkcjonariusz MO, Mirek Brodziak. Czy Mirek i Teoś rozwiążą zagadkę morderstw? 
Oczywiście oprócz dochodzenia mamy wiele pobocznych wątków, które na końcu łączą się zgrabnie w całość. Obserwujemy ledwie raczkujący wolny handel, rodzące się bazarki i targowiska, lewe interesy i wszechobecną korupcję. Nawet w Milicji, funkcjonariusze, którzy podczas przypadkowej akcji "znaleźli" w bagażniku torbę z dolarami (które sprawiedliwie podzielili między siebie), są potępiani, ale nie za to, że nie zgłosili znaleziska, tylko za to, że nie odpalili dowódcy działki. 
Podczas lektury czytelnikowi towarzyszą obrady Okrągłego Stołu i lęki z tym związane. Wiadomo, że wszystko się zmieni, ale czy na lepsze? Zmiany oznaczają walkę o byt w nowej rzeczywistości. Ci ,którzy dzisiaj są na górze niewątpliwe spadną na sam dół. Pytanie tylko czy upadek będzie bardzo bolesny.  
Autor ma świetne pióro, które w połączeniu z darem obserwacji  świata daje czytelnikowi literacką ucztę. Barwne postacie, posługujące się prostym, wręcz prostackim językiem, budzą sympatię czytelnika i wywołują uśmiech na twarzy. Nieporadny Teoś, który zawsze spada na cztery łapy, jest moim ulubieńcem. Autor wiele scen okrasza humorem sytuacyjnym, który ubarwia opowiadaną historię. Zepsuta i rzeżąca skrzynia biegów skutecznie uniemożliwia policjantom niezauważalne śledzenie innych samochodów. Dialogi na temat marmurkowych dżinsów, czy też rozmowy na komendzie rozbawiały mnie niesamowicie. Podobnie goździki na Dzień Kobiet i perypetie związane ze szwalnią. Jeżeli dodamy do tego lejącą się strumieniami wódę, która rozwiązuje języki i upośledza pamięć - zapewniam Was, że warto sięgnąć po taką powieść i zupełnie zasłużenie w wielu księgarniach stoi na półce z bestsellerami
Kiedy skończyłam czytać powieść, przypadkowo dowiedziałam się, że "Masz to jak w banku" to dziewiąty już tom całej serii o poznańskich policjantach. Ciesze się, że tyle dobrej lektury jeszcze przede mną :-)))

1 komentarz: