Rzadko kiedy moje podejście do książki ulega tak diametralnej zmianie, jak to miało miejsce przy powieści pt. "Pod niebem pełnym zapytania". Podchodziłam do niej jak pies do jeża. Piękna okładka przyciągała, ale świadomość, że autor jest księdzem... Nie ukrywam, że do Boga (tego znanego z kościoła katolickiego) mi daleko i na samą myśl o tekstach przepełnionych wiarą, robiło mi się mdło. Otóż nic bardziej mylnego. Gdyby wszyscy księża potrafili tak pięknie i delikatnie mówić o Bogu i wierze jak ks. Marek Chrzanowski - biegałabym do kościoła codziennie. Kochani, wolniej! Ta powieść absolutnie nie jest tylko o Bogu... Dobra - muszę chyba zacząć od początku.
"Hotelik dla dwojga" to przepięknie położony pensjonat gdzieś w europejskich górach. Prowadzi go Magdalena - kobieta trochę poharatana przez los, ale szczęśliwa w tym, co robi. W pracy odnalazła swoją pasję i swoją miłość. Maciek (który na co dzień jest kierowcą w hotelu) bardzo długo starał się o względy Magdy, a gdy już je zdobył, wszystko runęło jak domek z kart. Czytelnik ma okazje podziwiać rodzące się uczucie ze wszystkimi tego konsekwencjami. Obserwujemy, jak Magda powoli się otwiera, jak Maciek czule ale stanowczo walczy o miłość swojego życia. Musi walczyć, ponieważ jego przeszłość jest trudna i bardzo zagmatwana. Aby zdobyć Magdę, chłopak zmuszony jest najpierw rozprawić się z duchami przeszłości.
Wątek Magdy i Maćka to nie wszystko. Każdy rozdział zawiera inną historię opowiadającą o ludziach odwiedzających hotelik. Każda historia jest jedyna w swoim rodzaju - jedna ciekawa, druga zabawna, kolejna wzruszająca. Z ciekawością czekałam na nowych gości i historie, które niosą ze sobą. Magdalena jest wspaniałą obserwatorką, a jej wpisy, których dokonuje w notatniku pokazują czytelnikowi wiele z tego, co na pierwszy rzut oka umyka.
I teraz to najważniejsze. Powieść jest po prostu magiczna... nie wiem, co powoduje takie odczucia, ale niewątpliwie tak jest. Może to, że książka jest ciepła niczym ogień z kominka i kapcie przed nim postawione. Może to, że w jej treści jest sporo poezji - takiej od serca i od Boga. Może to, że powieść jest pełna wiary w to, że każdy kiedyś znajdzie swojego Boga. Trzeba tylko mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Wielu bohaterów powieści zaufało Bogu, a co za tym idzie żyje z Nim w zgodzie i powiem Wam, że nawet mi to w lekturze nie przeszkadzało. Co więcej - z zazdrością czytałam o tym, jak łatwo można powierzyć wszystkie troski Bogu i czekać aż załatwi za nas pewne sprawy.
Bóg w tej powieści jest wszędzie, ale nie wprost. Unosi się nad kartami powieści niczym mgiełka i otula wszystko, łącznie z czytelnikiem. Tu nie ma zbędnego umoralniania,, nie ma cienia pogardy dla tych, którzy nie wierzą. jest za to zrozumienie i miłość - wielka i wszechpotężna.
Na początku powieść wydała mi się po prostu nudna. Ot, dzień po dniu, obserwujemy życie, które leniwie toczy się w górskim hoteliku. Dopiero po kilkunastu stronach dotarło do mnie, że to nie jest powieść, w której bohater przeżywa miliard przygód na minutę. To powieść o nas samych. O tym, co nam w duszy gra. Kiedy czytałam, jak Magda odnajduje w hoteliku spokój, jak organizuje czytelniczy kącik, jak oddaje się cotygodniowym koncertom pianistycznym... zazdrościłam, po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz