Długo zbierałam się do lektury książki pt. „In vitro. Rozmowy intymne”. Bardzo długo. Wspomnienia - choć dawne i już trochę zaśniedziałe - nadal bolą. Wprawdzie mam dwójeczkę „dzięciołków”, ale starania o pierwszą ciążę nie były łatwe. Bałam się więc, że wszystkie wspomnienia wrócą ze zdwojoną siłą. Na szczęście myliłam się.
Małgorzata Rozenek - Majdan zaskoczyła mnie dojrzałością podejścia do tematu. Wydawałoby się, że nic dziwnego. Przecież sama jest mamą dwójki dzieci poczętych dzięki in vitro. To jednak nie chodzi o sam temat „poczęcia na szkiełku”, ale o wyjątkową dbałość o emocje czytelnika. Książka jest tak zbudowana, aby silne emocje przeplatać z naukową znieczulicą. Trochę to mocne określenie "znieczulica", ale tak właśnie jest. I nie mam tu na myśli pejoratywnego wydźwięku tego słowa. Gdyby wszyscy się przejmowali i współczuli, to ta droga do maleńkiego szczęścia byłaby dużo gorsza. A tak? Jest jak jest i nie ma co owijać w bawełnę.
Podróż przez książkę zaczynamy od historii z happy endem Młodzi ludzie, którzy dzięki in vitro mają dwuletnią córeczkę. Oby takich finałów było jak najwięcej! Niestety, już w kolejnym rozdziale poznajemy mężczyznę, któremu wali się świat. Jego żoną tak owładnęła potrzeba posiadania potomstwa, że On nie wytrzymał. Po prostu nie dał rady. Kolejna historia. Ona - normalna kobieta, on - katolik w najgorszym tego słowa znaczeniu. Badać się nie chce, wiarę pokłada tylko w Bogu, a brak potomstwa to jego zdaniem wyłącznie wina kobiety. Metoda na poczęcie dziecka? Licheń, Święta Lipka i Góra Świętej Anny - w jeden miesiąc. Masakra. Kolejna historia - cudowni optymiści, którzy wspierają się i są pewni, że będzie dobrze. Dalej - wywiad z Panią Martą działającą w fundacji „Nasz Bocian”. Opowiada, jakie trudności mają w naszym kraju bezpłodne pary i jak bardzo cierpią, choć w innych krajach wcale nie musiałyby cierpieć.
Jednak najbardziej dał mi popalić wywiad z dominikaninem... O jeżu kolczasty, ile kościół zrobił złego w tej kwestii! I ta cholerna naprotechnologia… Idąc za Wikipedią „naprotechnologia to metoda mająca monitorować i utrzymywać zdrowie układu rozrodczego kobiet. (…) Oparta jest głównie na naturalnych sposobach planowania rodziny, które są dopuszczane m.in. przez kościół katolicki. Metoda stawia nacisk na naukę umiejętności rozpoznawania własnej płodności przez małżonków starających się o potomstwo”. No właśnie – płodności! To ile par zaprzepaściło szanse na posiadanie potomstwa wierząc w te bzdury i marnując cenny czas… Szok.
Najwięcej emocji wzbudził we mnie wywiad z Panią Moniką, której podczas zabiegu in vitro pomylono komórkę żeńską, skutkiem czego urodziła nie swoje dziecko. Kobieta opisuje batalię o godne życie dla swojej rodziny i chorej córeczki. Tak, – bo dziecko urodziło się chore. Życie tej rodziny i Hani możecie śledzić na stronie "Przygody Hanki Firanki". Zajrzyjcie – naprawdę warto poznać ludzi, których los tak doświadczył, a mimo to są cudownymi rodzicami. Co rzuca się w oczy w rozmowie z Panią Moniką to to, że nikt ich nigdy nie przeprosił. Każdy próbował udawać, że nic się nie stało.
Znużyły mnie dwa ostatnie wywiady - oba z lekarzami - ale nie dlatego, że były nieciekawe. Po prostu miałam dość. Dość walki z wiatrakami, dość ludzkiej głupoty i niezrozumienia dla ludzi, którzy tak bardzo chcą mieć potomstwo, że dla tej małej istotki są w stanie zrobić wszystko.
Szkoda, że żyjemy w kraju, który jest nieczuły na tak pierwotną potrzebę jak potrzeba posiadania potomstwa. Po lekturze książki Małgosi Rozenek Majdan zrozumiałam, że nasz kraj zostawia ludzi w tej walce samotnych. Co to oznacza? A tyle, że jeżeli do posiadania potomstwa jest niezbędny zabieg in vitro a ty nie masz pieniędzy to nie będziesz miał dziecka. I już.
Książka czeka na czytniku na swoją kolej. Na szczęście udało mi się zajść w obie ciąże w miarę naturalnie, chociaż kilku lekarzy nie dawało mi zbyt dużych szans. Niemniej wiem, że zdobyłabym się na wszystko, żeby zostać mamą, także in vitro, którego wcale nie uważam za zło jak niektórzy. Nienawidzę takiego oceniania, bo fajnie się mówi, że nigdy nie dopuściłoby się do czegoś, jeśli człowiek nie znajduje się w sytuacji podbramkowej. Ja na szczęście wyzbyłam się tego dawno. :)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że to nie była dla Ciebie łatwa lektura. I pewnie nie będzie dla wielu innych osób w podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuń