sobota, 30 czerwca 2018

Ariel znaczy Lew czyli powieść, która szokuje

To niesamowita książka o niesamowitych ludziach. Dla niektórych pewnie nie do przyjęcia, dla niektórych bulwersująca, a dla jeszcze innych pokazująca to, że każdy człowiek zasługuje na szacunek. Nie ma znaczenia - biały czy czarny, katolik czy muzułmanin, homoseksualista czy heteroseksualista, Żyd, Polak, Niemiec.... 
Nie ukrywam, że sporo moich emocji podczas lektury wynikało z tego, że bohater powieści był skrzypkiem. Jak mój dziewięcioletni syn. Na szczęście Maro może w spokoju ćwiczyć i nie musi niemo grać, tylko przebierając paluszkami po gryfie i wyobrażając sobie dźwięki. Tak właśnie grał Ariel ukryty w szafie... Bo przecież, aby przeżyć, musiał siedzieć cicho, co wykluczało użycie smyczka... 
Powieść zaczyna się raczej bez emocji, ot tak - zwyczajnie. Oto młody człowiek, piszący prace naukową, postanowił podejść do problemu Holokaustu trochę inaczej niż wszyscy. Nie chce opisywać śmierci tysięcy ludzi pochodzenia żydowskiego, chce natomiast opisać losy ocalałych, ale bez zbędnego patosu - tak po ludzku. Codzienność takich rodzin, co czuli, gdzie byli i jak im się udało uratować. Pewnego dnia w bibliotece trafia na materiały o niejakim Arielu - Żydzie polskiego pochodzenia, który po prostu pragnie opowiedzieć swoją historię, ale nikt go nie chce wysłuchać. Każdy chce pisać o bohaterstwie i fartownym ocaleniu, a przecież historia Ariela jest zupełnie inna... 
W Krakowie podczas II wojny światowej trudno było Żydom normalnie żyć. Piętnastoletni Ariel, na swoje szczęście, był trochę oderwany od rzeczywistości. Jak każdy artysta nie do końca zdawał sobie sprawę, co się wokół niego dzieje. Pewnego dnia do mieszkania, w którym mieszkał z rodzicami i siostrą, zapukał oficer Wermachtu. Zwabiły go dźwięki skrzypiec, na których Ariel przepięknie grał. Młody chłopiec, czarujący wspaniałe melodie na tym arcytrudnym instrumencie, z miejsca zdobył serce niemieckiego oficera. Ale co to za miłość?! Piętnastoletni Żyd i trzydziestoletni oficer Wermachtu... Trudno szukać tu choćby cienia nadziei na szczęśliwe zakończenie. Panowie na razie cieszą się chwilami samotności i wzajemnym towarzystwem. Trudno im się rozstać, a jeszcze trudniej przyznać do tragizmu całej sytuacji. 
Powieść prowadzi nas przez całe życie Ariela. Dowiadujemy się jak przetrwał wojnę i co go spotkało w komunistycznej Polsce. Czy spotkał jeszcze swojego wojennego kochanka? Jak przetrwał? Co musiał znieść, aby przeżyć? Trudne pytania, ale odpowiedzi jeszcze trudniejsze... 
Zupełnie inną historią jest historia Roberta - studenta, który przeprowadza z Arielem wywiad. Czytelnik może obserwować jak młody człowiek zmienia podejście do sędziwego skrzypka. Od początkowej pobłażliwości, przez szacunek, aż do podziwu - wręcz miłości. On też się otwiera przed swoim rozmówcą i okazuje się, że niespodziewanie wiele ich łączy. 
Powieść zaskakuje - wręcz szokuje czytelnika. Wyobraźcie sobie, że sięgacie po powieść, nie czytając obwoluty (ja nie czytam tzw. polecajek, bo już nie raz zepsuły mi całą lekturę). Nagle okazuje się, że powieść traktuje o zakazanej w ówczesnych czasach miłości Żyda i Niemca. Co więcej - miłości osób tej samej płci! Nie jestem homofobem, nie należę do tzw. "polskich katolików", nie tępię uchodźców i popieram likwidację religii w szkołach, ale nawet ja byłam zaszokowana. Początkowo ubodło mnie lekkie podejście do tematu, ale potem stwierdziłam: hola hola! Dlaczego nie? Przecież życie jest bogate i nie raz mnie już zaskoczyło... Kiedy przełożyłam sobie w głowie, że to miłość jak każda inna tylko w trudnych czasach, zaczęłam smakować powieść niczym wytrawne wino. Nagle ukazało mi się całe jej piękno i delikatność poruszanego tematu. 
Polecam lekturę z całego serca przede wszystkim ludziom z otwarta głową i szerokimi horyzontami. Nie wątpię, że Was zachwyci. 

piątek, 29 czerwca 2018

Kraków czerwonych. Zamieszki krakowskie 1923, 1936

Książki historyczne często są po prostu nudne. Przebić się przez daty, fakty, opisy zdarzeń i analizę przyczyn i skutków, to dla zwykłego czytelnika nie lada wyzwanie. Takie książki można okrasić ilustracjami, tudzież zdjęciami, i wówczas nabierają one trochę bardziej ludzkiego charakteru. Można też powołać do życia kilku osobników i umieścić ich życie w opisywanej epoce. Wówczas - w zależności od intensywności opisów poczynań osobników - książka nabiera mniej lub więcej obyczajowego charakteru. W niedawno czytanym "Hotelu Varsovie", historia jest tłem dla perypetii głównych bohaterów. W powieści pt. "Kraków czerwonych…" jest odwrotnie. To historia jest główną damą powieści. Losy bohaterów zostają właściwie tylko muśnięte piórem. Miałam wrażenie, że tylko po to, aby czytelnika nie zabiła monotonność historycznych opisów. Co ważne - zabieg ten jest w pełni udany i w towarzystwie głównych bohaterów z ciekawością zanurzyłam się w historię międzywojennego Krakowa. 
Ot zwykła polska rodzina w niezwykłym, dopiero co odrodzonym na mapie Europy państwie. Tata - trener piłkarski, który właśnie oczekuje na bardzo ważny mecz swoich podopiecznych. Mama - kobietka wspierająca ojca na dobre i na złe i dbająca o syna. Syn - student, który z racji panoszących się wszędzie strajków uczestniczy w akcji przeciwdziałania fatalnym ich skutkom. Nasz młodzieniec trafił do ekipy, która zastępuje strajkujących pracowników poczty i roznosi po mieście przesyłki.
Opierając się o losy tych kilku osób, autor pokazuje nam historyczne wydarzenia widziane okiem przeciętnego obywatela. Trochę przez firankę, bo przecież wynik meczu jest na tę chwilę najważniejszy. Życie toczy się pomimo tego, że Naród Polski w okresie międzywojennym borykał się z trudną sytuacją ekonomiczną i wszech panującą drożyzną. Kraków położony na ziemiach należących do Galicji szczególnie mocno odczuwał te ekonomiczne zawirowania. Płace nie rosły, za to ceny żywności mknęły w górę niczym rakieta. Nic więc dziwnego że ludzie wyszli na ulice. Listopad 1923 roku i wiosna 1936 r. zapisały się w historii międzywojennego Krakowa dość krwawo. W 1923 r. w zamieszkach łącznie zginęło 15 robotników, 3 przypadkowych cywilów oraz 14 żołnierzy. Zginęło też 37 koni, które przewracały się i łamały nogi i łamały nogi na śliskim bruku. Ciężko czytać o wydarzeniach, do których popchnęła Krakowiaków zwykła ludzka bieda. 
Autor wyjątkowo zgrabnie prowadzi narrację tak, aby czytelnik nie znudził się historycznymi opisami. Owszem - jest trochę przemówień i opisów panującej sytuacji politycznej, ale to wszystko okraszono z jednej strony ciekawostkami z życia naszych bohaterów, a z drugiej - ciekawostkami historycznymi. Możemy np. dowiedzieć się, że policyjna blokada została złamana po akcji Wincentego Pietrzaka, który wjechał w nią wozem wyładowanym kapustą. To warzywo stanowiło - obok kamieni - świetną amunicję, którą zostali obrzuceni policjanci. Bardzo szybko zresztą funkcjonariuszów rozbrojono. 
Kiedy 13 lat później spotykamy ponownie naszych bohaterów, ich włosy przyprószyła siwizna, a nasz student zamienił się w pracownika. Jedno jednak nie uległo zmianie - Kraków nadal jest biedny, a jego mieszkańców nadal męczy drożyzna. Ludzie znowu wychodzą na ulicę. Tym razem jest groźniej, tłumniej - po prostu poważniej. Zrozpaczeni mieszkańcy stanęli naprzeciwko policjantów, którzy stwierdzili, że też są przecież mieszkańcami Krakowa i wcale nie mają zamiaru walczyć ze swoimi sąsiadami. Ten przejmujący moment pokazał, jak bardzo ludzi łączy bieda i frustracja. 
"Kraków czerwonych. Zamieszki krakowskie 1923, 1936" to książka o czasach, kiedy ludzie marzyli tylko o jednym - o świętym spokoju. Chcieli godnie żyć, mieć co jeść i w co się ubrać. Tymczasem okoliczności polityczne były wyjątkowo niesprzyjające. Stare chińskie przysłowie mówi: Obyś żył w ciekawych czasach. Pamiętajmy, że jest to forma przekleństwa, a nie życzenia powodzenia. Naszym bohaterom przyszło żyć w ciekawych czasach i słono za to zapłacili.

czwartek, 28 czerwca 2018

Tajemnice XI gimnazjum. Unia

Jako mała dziewczynka uwielbiałam powieść pt. "Godzina pąsowej róży". Bohaterka przenosi się w przeszłość i tam próbuje dostosować się do zaskakującej ówczesności. Z różnic kulturowych wynika wiele przezabawnych sytuacji, często niebezpiecznych dla bohaterki. Ania robi wszystko, aby wrócić do domu, przerażona pensją dla panien i ciasnymi niewygodnymi strojami Pokochałam tę książkę i dzięki niej rozpoczęłam poszukiwania pozycji o podobnej tematyce. Znalazłam jeszcze jedną, pt. "Małgosia contra Małgosia" i właściwie na tym musiałam poprzestać. Gdybym wtedy dorwała w swoje ręce "Tajemnice XI Gimnazjum" byłabym najszczęśliwszą nastolatką na świecie. Teraz pozostaje mi jedynie podsuwanie tej książki Starszej. :-) 
Ewa, Monika, Andrzej i Tomek są uczniami jednego z lubelskich gimnazjów. Łączy ich wspólnie wydawana gazetka szkolna i oczywiście przyjaźń. Pewnego dnia Andrzej zabiera przyjaciół w odwiedziny do swojej babci. Odwiedziny odwiedzinami, ale cel - oprócz pysznego jedzenia serwowanego przez babcię - jest zupełnie inny. Okazuje się, że w piwnicy babci znajdują się tajemnicze korytarze, które prowadza do... Właśnie. Kiedy nasi gimnazjaliści wychodzą z piwnic na powierzchnię zastają zupełnie inny świat. W bramie stoją strażnicy, ich ubrania są zupełnie inne niż te, do których są przyzwyczajeni, a za pazuchą kaftana każde z nich znajduje sakiewkę z monetami. Dzieciaki początkowo są zagubione i nie mogą dojść, co się wydarzyło. Szybko jednak okazuje się, że w niewiadomy sposób zostali przeniesieni do 1569 r. Ich ubiór wskazuje na to, że należą do bogatych i wpływowych rodzin. Szybko okazuje się, że są godnymi towarzyszami Pana Kochanowskiego, Klonowica czy też Reja. Spotykają również Imć Pana Twardowskiego, a kontakty z tym czarnoksiężnikiem sprowadzają na naszych bohaterów trochę kłopotów. Odwiedzają króla, uczestniczą w uczcie na zamku i podziwiają zwyczaje ówczesnego Lublina. 
To, co mnie urzekło to miłość autora do Lublina. Miasto przedstawione jest jako centrum handlu, polityki i ekonomii. To prawda, że dzieciaki przenoszą się w czasy, kiedy rozstrzygają się losy unii Polsko - Litewskiej jednak mam wrażenie, że więcej w tym wszystkim miłości autora do tego miasta niż rzeczywistej roli Lublina. Nie ulega jednak wątpliwości, że powieść świetnie oddaje urok i nastrój renesansowego miasta. Czyta się rewelacyjnie zwłaszcza, że powieść zawiera bardzo dużo historycznych faktów. Przecież pan Twardowski naprawdę istniał i był jednym z czarnoksiężników króla Zygmunta Augusta. Jan Twardowski zgodnie, z zapisami historycznymi, umiał wywołać ducha zmarłej Barbary Radziwiłłówny. Nasi gimnazjaliści mają możliwość biernego uczestnictwa zarówno w wywoływaniu ducha jak i w wielu innych wydarzeniach, które możemy poznać z podręczników do historii. 
Jedna rzecz mnie irytowała, a mianowicie brak celu. Dzieci przeniosły się do XVI wieku właściwie nie wiadomo po co. Oczekiwałam zadania, czegoś, co dzieci powinny zrobić, aby wrócić do domu. Tymczasem dzieci w nowym świecie zmuszone były działać trochę na oślep. Przy końcówce powieści okazało się, dlaczego tak było, ale nie zmienia to faktu, że przenosiny w czasie były trochę bezsensowne a powrót do domu do końca niewiadomy. 
Bardzo podobał mi się wątek więzienny. Nie wdając się w szczegóły, aby zbyt wiele nie zdradzić napiszę, że obok kolorowych straganów i rewelacyjnego lubelskiego targu, toczyło się inne życie. To świat więzienia, katów i niesłusznie oskarżanych ludzi. Mamy oskarżenie o czary i próby tortur... Nic więcej nie napiszę. 
Podsumowując - "Tajemnice XI Gimnazjum" to świetna książka godna polecenia starszym latoroślom. Przygoda goni przygodę, a umiejscowienie akcji w polskim mieście udowadnia, że nie trzeba żyć w świecie wampirów, aby ciekawie spędzić czas. Warto sięgnąć choćby po to, aby Unia Polsko - Lubelska przestała być suchym historycznym faktem, a stała się tłem do świetnych perypetii czwórki gimnazjalistów.

środa, 27 czerwca 2018

Nieodgadniony

Są takie powieści, które mają jedyny, niepowtarzalny klimat. Trochę mroczny, trochę tajemniczy - zawsze jednak wyjątkowy. Dla mnie mistrzem klimatu jest trylogia "Władca pierścieni". Siedmioksiąg Harrego Pottera czy "Opowieści z Narni" także nie mają sobie równych. Twórczość dla dorosłych również ma swoje typy. Kryminały Agaty Christie czy też Świat Dysku Terry'ego Pratchett'a to, dla mnie, powieści z mistrzowsko wykreowaną rzeczywistością, w której jest wyjątkowo, niezwyczajnie... po prostu inaczej. 
"Nieodgadniony" to powieść dla młodzieży, posiadająca właśnie taki wyjątkowy niepowtarzalny klimat. Kiedy autorka opisuje okoliczności zaginięcia dwóch osób, krew się ścina, a włoski na rękach stają dęba. Rozpacz bliskich, deszcz za oknem, cienie przy drzwiach... jest naprawdę wyjątkowo. 
Akademia Ellinghama to elitarna szkoła dla wyjątkowo utalentowanych dzieci. Co roku przyjmuje tylko kilka osób, kierując się kryteriami ustalonymi przez założyciela szkoły. Kiedy Stevie Bell zostaje przyjęta do szkoły nie posiada się ze szczęścia. Nie dość, że będzie mogła uczyć się w jednej z najlepszych szkół w kraju, to jeszcze nauka w tym miejscu umożliwi Jej rozwijanie swojego nietypowego hobby. Stevie bowiem uwielbia rozwiązywać zagadki kryminalne. Dziewczyna charakteryzuje się wyjątkowo analitycznym umysłem, który pozwala jej widzieć to, na co inni nie zwracają uwagi. A przecież Akademia jest obciążona tajemniczą zagadką sprzed lat, która, pomimo zaangażowania najlepszych agentów i detektywów, nigdy nie została rozwiązana. Wiele lat temu na terenie akademii wydarzyła się tragedia - żona i córka założyciela szkoły zostały porwane. Jedyny ślad, jaki pozostał to list napisany przez tajemniczego Nieodgadnionego. List sam w sobie jest zagadką i trudno domyślić się, co autor chciał przekazać bliskim ofiar. Zagadki porwania nigdy nie udało się rozwiązać. 
Umiejętności Stevie zostają zauważone przez nauczycieli szkoły. Otrzymuje Ona pełen dostęp do dokumentów z czasów porwania. Niestety zagadka sprzed lat jest trudna do rozwiązania w odróżnieniu od zagadki, która nagle pojawiła się w murach szkoły. Niespodziewane zwłoki i zaginięcie ucznia. Przypadek? Morderstwo? 
Powieść jest magicznie klimatyczna. To coś wyjątkowego. Czytelnik ma wrażenie, że jest w murach szkoły i co i rusz ogląda się przez ramię, czy nic złego się za nim nie dzieje. Jest mroczno, jest strasznie i... często śmiesznie. Uczniowie szkoły są zbieraniną wyjątkowych indywiduów, którzy swoim zachowaniem często wzbudzają w czytelniku rozbawienie. Nie należy jednak zapominać, że śmieszne momenty nie zasłaniają mroku i zagadkowości powieści. Każdy z uczniów jest mistrzem w swojej dziedzinie i poświęca się swojemu hobby do ostatniego tchu. Pasja i zaangażowanie przebija z każdej strony powieści i to właśnie to oddanie sprawie doprowadzi do tragedii. 
Dużym atutem powieści są różne formy literackie zastosowane w treści. Zwykła narracja to jedno, ale mamy również protokoły z przesłuchań świadków, mamy listy Nieodgadnionego czy też mapę przedstawiającą miejsce zbrodni. Dzięki tym zabiegom książkę czyta się bardzo sprawnie, a zagadki i niedopowiedzenia dodają dreszczyku emocji. 
Powieść - pomimo tego, że to pierwszy tom - stanowi jednak zamkniętą całość. Zagadka podstawowa, czyli morderstwo sprzed lat, pozostaje niewyjaśnione i na pewno wątek ten będzie kontynuowany w kolejnych tomach. Jest jednak też zagadka, która rodzi się na naszych oczach, a jej rozwiązanie stanowi świetną puentę pierwszego tomu. 
"Nieodgadniony" to świetna powieść dla młodzieży. Pełna mrocznych zagadek i tajemniczych wydarzeń. Trudno się z nią rozstać, a po zakończeniu lektury niestety pozostaje niedosyt. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy i rozwiązanie zagadki.

wtorek, 26 czerwca 2018

Spod zamarzniętych powiek

Książkę przeczytałam na czytniku i po raz pierwszy żałowałam, że to czytnik, a nie książka papierowa. Kiedy zobaczyłam książkę na półce w księgarni zakochałam się. Spory format, przepiękne zdjęcia i przyjazne oczom rozmieszczenie tekstu sprawiło, że oderwać się nie mogłam. W czytniku też są zdjęcia i niewątpliwie można je podziwiać, ale to nie to samo. 
"Spod zamarzniętych powiek" to książka autorstwa jednego z najwybitniejszych polskich himalaistów Adama Bieleckiego. Rozpoczynamy od poznania małego Adasia, który jest maniakiem gór. Dosłownie. Nie widzi poza nimi nic innego. Kiedy Adaś przeradza się w Adama, hobby przeradza się w pasję. Adam o niczym innym nie myśli tylko o tym, byle wyżej i byle dalej. W 2000 roku w wieku 17 lat jako najmłodszy na świecie dokonał samotnego wejścia na Chan Tengri. Opisując swoje poczynania Bielecki robi to z wdziękiem i skromnością. W jednym akapicie pisze o wielkich sukcesach, a zaraz potem opisuje jak w dążeniu do celu nie miał gdzie spać i co jeść. Co więcej - z jednej z wypraw nie miał nawet jak wrócić do domu. Po prostu zabrakło pieniędzy. Ratował się jak mógł - sprytem, pracą i umiejętnościami. 
Im dalej wgłąb książki, tym bardziej wyprawy stają się profesjonalne, a jednocześnie groźne. Bardzo przeżyłam opis wyprawy na Broad Peak, kiedy to w górach na wiecznej warcie zostali Berbeka  i Kowalski. Z każdego słowa wyziera smutek i żal, że tak to się skończyło. Potem nastał czas rozliczeń i oskarżeń. Adam przeszedł przez ten okres z trudem i z poczuciem winy, ale nie tylko. Z kart książki wyziera też żal, że tak łatwo i bez emocji społeczeństwo ocenia i skreśla. 
Cudownie się czytało - z lekkością i spokojem. Nie ukrywam jednak, że często targały mną emocje związane z odpowiedzialnością za partnera i jego życie oraz zdrowie. 
Pełna emocji książka, którą czyta się jednym tchem. 

piątek, 15 czerwca 2018

Plemiona. Wojna Bogów

Co jest takiego w literaturze młodzieżowej, że przyciąga mnie jak magnes? Co powoduje, że sięgam po nią pomimo tego, że na karku ... dzieści lat? To jest jakaś magia, która sprawia, że pochłaniam takie książki w kilka dni. Można sobie tłumaczyć, że chcę zobaczyć co czytają moje dzieci, ale w przypadku pierwszego tomu serii Plemiona pt. "Wojna Bogów", to tłumaczenie nie jest zbytnio wiarygodne. Gdyby lektura tej książki była spowodowana tylko i wyłącznie chęcią sprawdzenia, co czyta Starsza, to nie czekałabym z niecierpliwością na kolejny tom. A czekam. 
Weronika Kacper i Zbyszek są rodzeństwem. Dzieciaki bardzo się kochają i szanują, choć najsilniejsza więź łączy Weronikę i Zbyszka, jako że są bliźniakami. Kacper nie ma z tym problemu choć, jako najmłodszy z rodzeństwa, domaga się większej uwagi i zdarza się, że czuje się troszkę odstawiony na boczny tor. Pewnego dnia dzieciaki jadą na szkolną wycieczkę do słowiańskiej osady. Zbieg okoliczności (czy aby na pewno?) sprawia, że rodzeństwo przenosi się półtora tysiąca lat wstecz do czasów, kiedy ludzie nie wiedzieli co to szczoteczka do zębów, a obiad trzeba było sobie upolować. Nie ma jeszcze Polski a na jej terenach zamieszkują niewielkie plemiona. Każde z dzieciaków trafia w inne miejsce, każde przeżywa odmienne przygody i każde ma do osiągnięcia inne cele. Ale wspólny cel jest jeden - pokonanie Czarnoboga, który zagraża światu. 
Powieść jest rewelacyjna. Na pierwszy rzut oka schemat jest znany i wręcz przereklamowany - trójka dzieci trafia do innego świata i tam przeżywa wspaniałe przygody. Od razu przychodzą mi do głowy "Opowieści z Narni", czy też "Baśniobór". Cóż więc odróżnia Wojnę Bogów od innych powieści? Autor postanowił umieścić akcję w starym słowiańskim świecie, gdzie rzeczywistość przeplata się z czarami, a zwykłe życie silnie powiązane jest z dobrymi, lub złymi duchami. Trole, bziki, biesy czy kaduki są żywym elementem tamtego świata. Jeżeli dodamy do tego dwie krainy - Prawię i Nawię - które zaczynają się przenikać tworząc magiczną rzeczywistość - otrzymamy rewelacyjną i wyjątkowo klimatyczną powieść dla młodzieży. Jest w niej wszystko - od plemion i ich codziennych zwyczajów zaczynając, a na starciu magicznych sił kończąc. Naprawdę trudno się oderwać i to bez względu na to czy się ma -naście czy -dzieści lat. 
"Wojna Bogów" ma wyjątkowy i niepowtarzalny klimat. To taka powieść historyczna z elementami magicznymi. Autor pokazuje młodym czytelnikom wielość plemion i to, że walki międzyplemienne były dość groźne i nie można ich było bagatelizować. Pokazuje również jak wiele w tamtych czasach znaczyła zielarki, gusła i zabobony. Jak ważne było to, aby nie urazić dobrych duszków domowych, czy też niechcący nie zaprosić do swojego domostwa Biedy. Urzekła mnie przyjaźń jednego z bohaterów z Przemkiem (który okazuje się być wiosłem). Z przyjemnością czytałam o ludowych podaniach i wierzeniach przedstawionych w taki sposób, aby dzieciaki zrozumiały, że wieki temu elementy tych legend były częścią rzeczywistości. Śmiałam się czytając o poglądach na codzienne mycie czy też czesanie włosów i płakałam w momentach, kiedy główni bohaterowie… no i jak napisać, żeby zbyt wiele nie zdradzić? Nie napiszę, a tych, których zaciekawiłam, zapraszam do lektury. 
Przeczytałam jednym tchem bawiąc się przy lekturze wprost rewelacyjnie. Warto podsunąć młodszym czytelnikom pod nos, aby przekonali się, że nasza przeszłość też jest barwna i nie potrzeba smoków i wymyślonych krain, aby poczuć magię i ten specyficzny dreszczyk, który jest dowodem na to, że powieść zdobyła nasze serca i duszę. 

piątek, 8 czerwca 2018

Hotel Varsovie. Bunt chimery

Są takie powieści które czyta się jak po przysłowiowym maśle. Oczy zapętlają się w literki i nijak nie idzie ich oderwać. Mózg pochłania akapit za akapitem, a czytelnicza jaźń wrzeszczy jak opętana: Jeszcze, jeszcze! Nie ma jak jeść, a konieczność picia spowodowała, że na części stron mam zniechęcającą "falkę" powstałą od wody, którą niechcący wylałam. Opasłe tomiszcze pochłonęłam w kilka dni sycąc swoją wyobraźnię przepięknymi opisami autorstwa p. Sylwii Zientek. 
"Hotel Varsovie. Bunt chimery" to drugi tom cyklu, którego akcja dzieje się wokół warszawskiego hotelu posadowionego przy ul. Długiej. Tym razem zasuwamy przez powieść trzema drogami. Pierwsza ścieżka (dla mnie chyba najmniej ciekawa) to współczesna Warszawa i Dana Spakowski, która marzy o odzyskaniu nieruchomości położonej w samym sercu stolicy. Jak wiadomo, w Warszawie nieruchomości to łakomy kąsek... Drugi wątek to XIX - wieczna Warszawa pełna ówczesnego przepychu, pruderii i megalomanii. Sylwia Zientek przepięknie odtworzyła tamte czasy, podziały społeczne i urok ówczesnego życia. Z jednej strony, piękna bogata Warszawa z Ogrodem Saskim, cotygodniowymi spotkaniami na herbatkach i bogatym życiem towarzyskim, z drugiej - bieda, brak środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb, wszechobecny hazard i brak szacunku do kobiet.  
Trzeci wątek to Warszawa mi obca - z czasów napoleońskich. Warszawa brudna, podupadła i pozbawiona złudzeń. Z drugiej strony to Warszawa pełna marzeń o wolności, wierząca w talent Napoleona i czekająca na wyzwolenie. Do takiego miasta przybywa Ludwik Żmijewski - piękny choć nieco niski młodzian, który pragnie podbić stolicę. W tym samym czasie do miasta przybywa madame de Gris - tajemnicza kobieta, o której mówi się, że jest szpiegiem Napoleona. Tajemnicze powiązania, wielkie uczucie i tragedia... tylko czy aby na pewno?
Kurczaki pieczone, naprawdę świetna powieść. Już pierwszy tom, o którym pisałam tu, mnie po prostu zachwycił. Trochę się bałam drugiego, bo często człowiek oczekuje od kontynuacji dużo więcej niż otrzymał w pierwszym tomie, ale tu nie zawiodłam się. Losy Żmijewskich i Szpakowskich misternie się przeplatają, a fabuła jest spójna i niezwykle wciągająca. To, w jaki sposób autorka tej powieści ujęła historię Warszawy jest naprawdę godne największych gratulacji. Widać, że Pani Zientek kocha swoje rodzinne miasto do granic możliwości. Zna każdą piędź ziemi, każdą ciekawszą historię i - co ważniejsze - potrafi się tymi historiami w przepiękny sposób podzielić. Czytałam tę powieść niczym najpiękniejszą bajkę. Długie opisy - których z zasady nienawidzę - tu przyciągają jak magnes. To nie są statyczne obrazy opisywane w przydługich akapitach. Te opisy żyją, budzą emocję i kartka po kartce pchają czytelnika dalej i dalej...
Zarówno "Klątwa Lutnisty" jak i "Bunt chimery" to piękne powieści. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to saga godna porównania z najlepszymi. Jeżeli Pani Sylwia Zientek w kolejnych tomach (oby jak najszybciej) utrzyma taki sam poziom to uważam, że "Hotel Varsovie" znajdzie swoje miejsce obok największych dzieł polskiej literatury. 

sobota, 2 czerwca 2018

Ignaś

Rok 2018 jest dla nas bardzo ważny. W mojej rodzinie - gdzie wszyscy jesteśmy członkami ZHP - obchody stulecia odzyskania niepodległości są naprawdę widoczne. Starsza brała udział w konkursie Pieśni Patriotycznej, gdzie otrzymała wyróżnienie i świetne zakładki do książek fundowane przez IPN, (o czym w następnym poście). Akcja #Moja Niepodległa organizowana przez IPN towarzyszy nam właściwie od listopada 2017 r. Cieszę się, że dzieciaki to czują i świętują. Nie było lepszej chwili na wręczenie mojemu Młodszemu książki z serii opowieści patriotyczne pod tytułem "Ignaś". Książki, która dla Młodszego jest o tyle ważna , że mówi o Paderewskim nie tylko, jako o polityku, ale również jako o rewelacyjnym muzyku i światowej sławy pianiście. Mój mały skrzypek po prostu przepadł... 
Książka zaczyna się dość dramatycznie. Czteroletni Ignaś jest świadkiem brutalnego aresztowania ojca za udział w powstaniu styczniowym. Rozpacz wyziera już z pierwszych kart powieści, ale też od razu mamy przesłanie: "Trzeba być silnym. Nigdy się nie poddawaj. Walcz o siebie synku. I walcz o Polskę!" 
Te słowa wyzierają właściwie z całej powieści. Mały Ignaś postawił sobie dwa cele: być kimś i zrobić coś dla Polski. Kiedy ciotka zaopiekowała się nim i jego siostrą, mały Ignaś marzył tylko o tym, aby grać na pianinie. Jego przedwcześnie zmarła matka miała wielki talent muzyczny i była dla małego Ignasia muzą i natchnieniem. Chłopiec chciał być pianistą, jak mama i patriotą, jak tata. Ignaś grał i grał i grał.... Męczył pianino najpierw jednym paluszkiem, a potem już poszło. Zdobył wiedzę i wykształcenie dzięki wytężonej pracy i pomocy dobrych ludzi. Ćwiczył kilkanaście godzin dziennie i nie przestawał dążyć do celu., Wszystko, co robił, ukierunkowane było w jedną stronę: być sławnym pianistą i rozsławić imię nieistniejącej przecież wówczas Polski. Zawsze opowiadał z dumą o swojej ojczyźnie i robił wszystko, aby Polska pojawiła się ponownie na mapach świata. 
"Ignaś" jest świetnym połączeniem ciepłej powieści i podręcznika historii. Losy Ignacego Paderewskiego splatają się z losami naszej ojczyzny. Powstanie Styczniowe, twórczość Adama Mickiewicza tak przesiąknięta tęsknotą za wolnością, Hrabina Chodkiewiczowa, Helena Modrzejewska, Bitwa pod Grunwaldem... wiele tematów jest jedynie muśniętych, ale wywołują w małym czytelniku ogromne zainteresowanie i emocje. 
"Ignaś" to książka, która powinna stać na każdej dziecięcej półce. To skarbnica wiedzy nie tylko o Paderewskim, ale też o odrodzeniu Polski. Lektura "Ignasia" to - w dzisiejszych trudnych dla Polski czasach - bardzo dobry moment na zatrzymanie się i zastanowienie nad dniem dzisiejszym. Należy uświadomić sobie i naszym dzieciom, że Polska to my i tylko od nas zależy, jaka będzie. "Ignaś" uświadamia to nie tylko dorosłym, ale też i małym czytelnikom. Tym najmniejszym - dla których Polska to na razie tylko podwórko i rodzice. 
Książka jest pięknie wydana. Duży format, spore litery i przepiękne ilustracje pomagają młodemu czytelnikowi w lekturze. Podczas wspólnego czytania niektóre fragmenty musiałam Młodszemu tłumaczyć, bo nawet dziewięciolatkowi trudno zrozumieć, że Polski nie było na mapach, ale w sercach Polaków była żywa i piękna. 
Polecam każdemu, bez wyjątku. I co z tego, że dla dzieci. Spróbujcie przeczytać, nawet, jeżeli Wasze dzieci są już duże. Jestem pewna, że po lekturze ostatniej strony poczujecie się Polakami przez duże P! Czego Wam z całego serca życzę.


piątek, 1 czerwca 2018

Jesteś moim przyjacielem

Książki dla dzieci to taka półka, o której można pisać godzinami. Dzielą się na kategorie, te na podkategorie, a te jeszcze na coś tam dalej.... Kolorowe, czarno - białe, z większymi lub mniejszymi literkami, ogromne niczym telewizor i malutkie jak pudełeczko od zapałek. Treść też różnoraka - od prostackiej, wręcz (jak na moje oko) wulgarnej, aż do przesłodkich kucyków, zajączków i chmureczek. Do wyboru do koloru. Co podsuwać dzieciom? Myślę, że ważne jest, aby wypośrodkować wybory, jednak bardziej skłaniam się do słodyczy niż w drugą stronę. "Jesteś moim przyjacielem" to książka z tej słodkiej kategorii. Nie oznacza to jednak, że jej treść jest banalna. O nie! Porusza tematy ważne i dość trudne dla małego czytelnika. 
Najsłodszą książką, jaką czytałam z moimi dziećmi była bajeczka pt. "Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham". Cudowna książka o miłości rodziców do dzieci. Kiedy kilka dni temu w moje ręce wpadła "Jesteś moim przyjacielem", od razu moje myśli powróciły do książeczki sprzed lat. Jest ona równie cudowna, co tamta, tyle, że nie o miłości rodziców do dzieci, a o przyjaźni. Na kilkunastu stronach, zawierających piękne ilustracje, zamieszczono krótkie opowiadanie, którego treść jest śliczna. Oczywiście - jak to w książeczce skierowanej do dzieci młodszych - jest i puenta i nauka, ale pomijając to, historyjka jest po prostu bardzo, bardzo ładna i wzruszająca. 
Pewnego wiosennego dnia zajączek spotkał jeżyka. Zwierzaczki bardzo się polubiły i zaprzyjaźniły.
Całymi dniami wspólnie baraszkowali, szukali marchewek, leżeli na łące i rozmawiali. Bardzo się polubili i zostali przyjaciółmi. Kiedy nadeszła jesień jeżyk poczuł, że przyszedł ten moment, kiedy musi porzucić zajączka. Zajączek wpadł w rozpacz, jednak jeżyk obiecał mu, że na pewno wróci. Zajączek całą zimę chodził na polanę i czekał na powrót jeżyka, Początkowo był rozżalony, jednak cierpliwie czekał. Nie wątpił, że jeżyk wróci, bo przecież mu to obiecał, a przyjaciele dotrzymują obietnic. Pewnego zimowego dnia wrona powiedziała zajączkowi, że jeże w zimie wykopują sobie norki i śpią aż do wiosny. Zajączek wpadł na pomysł i resztę zimy pracował pod ziemią. Kiedy jeżyk obudził się, zajączek z dumą pokazał mu wykopaną norkę na tyle dużą, że oboje bez problemu się do niej zmieszczą. Teraz już zajączek nawet w zimie nie będzie sam. 
Książeczka zawiera przepiękne ilustracje. Nie żadne wymyślne i udziwnione, ale zwykłe kolorowe obrazki, których autorką jest p. Joëlle Tourlonias. Ciepłe, pastelowe ilustracje z powodzeniem oddają klimat przyjaźni i wspólnego zaufania. Są ozdobą książeczki i rewelacyjnie uzupełniają jej treść. 
Książeczka zawiera też drugą, niemą historyjkę, dostępną tylko dla uważnych czytelników. Jej bohaterką jest myszka - bierna obserwatorka zmagań zajączka i jeżyka. Warto jednak prześledzić wspólnie z naszą pociechą jej losy, ponieważ są one równie ciekawe, a niewątpliwym wyzwaniem jest to, że mały czytelnik sam musi opowiedzieć sobie historyjkę myszki i co więcej - wyciągnąć z niej wnioski. 
Autor Michael Engler jest cenionym niemieckim autorem książek dla dzieci i młodzieży. Napisał drugą część przygód zajączka i jeżyka pt. "Przyjaciele na zawsze". Czy warto? Na pewno! Myślę, że temat przyjaźni i uczciwości w stosunku do drugiego człowieka jest bardzo ważny i uniwersalny. Zarówno Starsza jak i Młodszy przeczytali "Jesteś moim przyjacielem". Starsza oczywiście z pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy, co nie znaczy, że treść nie dała jej do myślenia. Młodszy - z ciekawością, choć również padł komentarz: Przecież to dla maluchów! Okazało się jednak, że oboje zauważyli myszkę i oboje skomentowali jej losy. To, co podane wprost przyjęli bez emocji, ale przekaz dodatkowy zrobił już o wiele większe wrażenie.


wtorek, 22 maja 2018

Początek

Powiem tak. Po "Kodzie Leonarda da Vinci" i "Aniołach i demonach" już nic nie jest w stanie mnie zachwycić. Dwie pierwsze części mnie urzekły, ale już kolejne - niekoniecznie. Nie oznacza to jednak że do lektury "Początku" musiałam się zmuszać... bez przesady :-) Niewątpliwe jednak jest to, że każdą kolejną książkę oceniam przez pryzmat dwóch pierwszych tomów, a to stanowczo już nie wróci. 
Robert Langdon, profesor Uniwersytetu Harvarda, specjalista w dziedzinie ikonologii religijnej i symboli, przybywa do Muzeum Guggenheima w Bilbao, gdzie ma dojść do ujawnienia odkrycia, które „na zawsze zmieni oblicze nauki”. Gospodarzem wieczoru jest Edmond Kirsch, czterdziestoletni miliarder i futurysta, którego oszałamiające wynalazki i śmiałe przepowiednie zapewniły mu rozgłos na całym świecie. Kirsch, który dwadzieścia lat wcześniej był jednym z pierwszych studentów Langdona na Harvardzie, planuje ujawnić informację, która będzie stanowić odpowiedź na fundamentalne pytania dotyczące ludzkiej egzystencji.
Gdy Langdon i kilkuset innych gości w osłupieniu ogląda oryginalną prezentację, wieczór zmienia się w chaos, a cenne odkrycie Kirscha może przepaść na zawsze. Chcąc stawić czoła nieuchronnemu zagrożeniu, Langdon musi uciekać z Bilbao. Towarzyszy mu Ambra Vidal, elegancka dyrektorka muzeum, która pomagała Kirschowi zorganizować wydarzenie. Razem udają się do Barcelony i podejmują niebezpieczną misję odnalezienia kryptograficznego hasła, które stanowi klucz do sekretu Kirscha… (opis ze strony wydawnictwa) 
Jak to z powieściami Dana Browna bywa, "Początek" świetnie się czytało. Szybkie zawiązanie akcji, spore tempo wydarzeń i intryga, która ... no własnie. Miała zaskoczyć, a tu nic. Problem z intrygą jest taki, że niby jest coś nowego, niby rozważań na temat dziejów ludzkości jeszcze nie było, ale wszystko przypomina fabułę poprzednich tomów. I tak, przemykając przez kolejne rozdziały czułam coraz większą pewność, że kolejnego tomu już nie będę czytać. Wystarczy. Nasz bohater jak zwykle jest supermenem, którego kule się nie imają, jest oczywiście chuda piękność, którą Langdom ratuje, jest helikopter.... no kurczę właściwie jest wszystko to, co w poprzednich częściach, tylko zagadek jakby mniej. A szkoda, bo to zawsze dla mnie był najciekawszy element tych powieści.
To co z pewnością mnie urzekło to pytanie do ludzkości: Skąd przyszliśmy i dokąd idziemy? Wywody w tej kwestii są tyleż ciekawe, co przydługie i męczące. W ogóle powieść jest okraszona sporą ilością teologicznych wywodów, które początkowo wydają się wciągające, ale gdzieś w połowie książki zaczynają nużyć. 
Trudno mi pisać, bo nie wątpię, że dla czytelników, którzy po raz pierwszy spotkają się z twórczością Dana Browna, "Początek" będzie super wciągającą lekturą. Ja jednak rozczarowałam się i bardzo żałuję, że autor nie potrafi wymyślić już nic oryginalnego. 

Jej wysokość P.

Książki dla młodzieży czytać lubię i to nawet bardzo. Pewnie to kwestia tego, że moja Starsza ma już tych -naście lat i lubię jej co ciekawsze pozycje podsuwać pod nos. "Jej wysokość P." podsunęłam, wręcz wepchnęłam do ręki i stwierdziłam: Masz przeczytać! :-) Dlaczego? Dlatego, że moje dziecię ma kompleks niskiego wzrostu. Liczy sobie 160 cm wzrostu i nie rozumie, że to naprawdę nie jest żadna tragedia. Poza tym nastolatki lubią książki o miłości, Starsza w tej kwestii nie jest wyjątkiem. :-) Teraz jest w trakcie lektury. Reakcja ? Cóż, zobaczymy... 
Główna bohaterka - Peyton - ma siedemnaście lat, 184 cm wzrostu i masę kompleksów na tym punkcie. Jako osoba zakompleksiona oczywiście garbi się na potęgę i jest dość niezgrabna, czym naraża się na ciągłe docinki ze strony rówieśników. Ma trudności z kupieniem sobie pasujących ubrań czy też butów, nie mówiąc już o kostiumie kąpielowym. Ciągle słyszy, że jest brzydka i nieatrakcyjna przez co ma spore trudności w kontaktach z rówieśnikami. Owszem, ma jedną oddaną przyjaciółkę, ale już o męskiej sympatii może tylko pomarzyć. Pewnego dnia Peyton, skuszona możliwością otrzymania niebagatelnej kwoty 800 dolarów, podejmuje zakład. Dostanie te pieniądze pod warunkiem że uda jej się poderwać chłopaka wyższego od siebie. Miernikiem wygranej są trzy randki i bal maturalny spędzony z chłopcem mającym 185 lub więcej centymetrów wzrostu.  
Cała powieść jest obserwacją motyla. Czytelnik może śledzić dojrzewanie wewnętrzne naszej bohaterki, obserwować, jak z brzydkiego kaczątka zamienia się w łabędzia. Kiedy Peyton odkrywa swoją pasję i talent odkrywa również, że to jak wygląda i jak ją odbierają ludzie, zależy w dużej mierze od niej samej. Z biednej zakompleksione panienki na początku powieści Peyton przeradza się w pewną siebie i swoich talentów dziewczynę... i to zakochaną dziewczynę!
Kompleksy kompleksami ale - jak to w bajkach bywa - musi być wątek miłosny. I jest - bardzo delikatny i subtelny, taki w sam raz.  Miłości i erotyki jest dokładnie tyle ile potrzeba, aby nastolatki czytały z wypiekami na twarzy. Wątek ten jest jednak na tyle delikatny, że pozostaje gdzieś w tle, nie dominując fabuły książki. 
"Jej wysokość P" można odebrać troszkę jako fabularny podręcznik dla nastolatek traktujący  o tym, jak radzić sobie z kompleksami i jak budować wiarę w siebie i swoje umiejętności. To powieść bardzo pozytywna, zasługująca na miano bestselleru i mająca dobry wydźwięk emocjonalny w czytelniku. Czytając ją miałam wrażenie, że autorka (która nomen omen jest psychologiem) przekazuje czytelnikowi podprogowy przekaz: Jesteś najlepsza! Uwierz w siebie! Taki przekaz w połączeniu ze sporą dawką humoru daje nam naprawdę ciekawą lekturę bardzo sympatyczną w odbiorze. I ta afera cyckowa... :-) 

poniedziałek, 21 maja 2018

Zapytaj astronautę

Od początku zastrzegę - jeżeli, mój drogi czytelniku, nie lubisz rozpływania się nad książką, to nie czytaj dalej, tylko proszę pamiętaj: "Zapytaj Astronautę" jest super książką zasługującą na miano bestselleru. A jeżeli jednak chcesz wiedzieć troszkę więcej w zamian za przyjęcie sporej dawki słodyczy, ochów i achów - to zapraszam do recenzji. 
Rzadko spotykam książkę, która zainteresuje zarówno mnie jak i moje dzieci. To jest trudne zadanie - Mama, czternastolatka i dziewięciolatek nie są wdzięcznym targetem do wspólnego czytania. "Zapytaj Astronautę" dało radę. Jest świetną, naprawdę rewelacyjną książką do wspólnego czytania. Można po niej podróżować w tę i nazad, można zachwycać się ilustracjami, rozwiązywać zagadki, zastanawiać się, jak to możliwe i śmiać do łez z anegdot ukazujących życie w kosmosie. 
Tim Peake jest brytyjskim lotnikiem i astronautą. W 2016 r. zakończył misję Principia, w ramach której 186 dni spędził w kosmosie. Jako tata dwóch chłopców na co dzień spotyka się z miliardem pytań dotyczących kosmosu. Jako że Tim jest wyjątkowo otwartym człowiekiem - pytania zaczęli zadawać wszyscy. Tim rozumie tę ciekawość i stara się wszystkim zainteresowanym wyczerpująco odpowiadać. Jedne są banalne i powtarzają się co spotkanie, inne są wyjątkowe. Co jędzą astronauci? Jakie noszą zegarki? Czy w kosmosie jest hałas? Jak się w kosmosie korzysta z toalety? Ile lat miał najmłodszy astronauta? Co w kosmosie jest najbardziej obrzydliwe? 
Pytania świetne, prawda? Tim postanowił zebrać je wszystkie w książce. W ten sposób powstała rewelacyjna, najlepsza, bezprecedensowa i najbardziej ekstra (to mój Młodszy) książka pt. "Zapytaj Astronautę".
Pytania zostały zebrane w sześć tematycznych grup: Start, szkolenie, życie i praca na stacji kosmicznej, spacery kosmiczne, ziemia i przestrzeń kosmiczna i powrót na ziemię. Autor w bardzo prosty i wyrazisty sposób odpowiada na pytania, starając się młodemu czytelnikowi przybliżyć tajemnice kosmosu. Nie ukrywajmy - ja też czytałam z otwartymi ustami i często byłam zdziwiona przekazywanymi rewelacjami. Ilość ciekawostek zawartych w książce przekracza najśmielsze oczekiwania. Wiecie  na przykład, że w Rosji, przed samym startem, tradycją jest obsikanie przez astronautów tylnej opony autobusu? Albo, że ciśnienie wewnątrz skafandra odpowiada ciśnieniu jakie występuje 9 144 m n.p.m.? Takich ciekawostek jest w tej książce całe mnóstwo i zapewniam was że każdy - od 5 - do 105 lat - będzie ją czytał z wypiekami na twarzy. No dobra - wykluczmy z tej grupy astronautów. 
W książce jest trochę zdjęć. Niewiele, ale tę niewielką ilość rekompensują obrazki. Uwierzcie - że graficznie można przedstawić bardzo wiele. Jest też sporo ciekawostek ujętych w telegraficznym skrócie. Umieszczone są w ramkach na zasadzie pytanie odpowiedź co daje niesamowity głód wiedzy. 
Polecam każdemu, każdemu bez wyjątku. Najbardziej jednak żądnym wiedzy dzieciakom, których marzenia sięgają gwiazd. 
A na zakończenie zagadka, którą musiał rozwiązać autor podczas kwalifikacji do szkoły astronautów. Wyobraźcie sobie że macie kostkę która na ściance pod spodem ma kropeczkę, Reszta na rysunku poniżej,  a odpowiedź do znalezienia w recenzji.  



sobota, 19 maja 2018

Oskarżyciel

Książkę znalazłam w internecie. Właściwie to - jak rzadko - wyboru dokonałam "po okładce". Garnitur, krawat, biała koszula, tytuł cyklu - wszystko wskazywało na thriller prawniczy, albo chociaż na coś o przybliżonej tematyce. Oczekiwałam grubego tomiszcza, które zajmie mi przynajmniej kilka wieczorów. Jakież było moje zdziwienie! Nie mylmy przy tym zdziwienia z rozczarowaniem, bo takie uczucie nie pojawiło się w czasie lektury ani przez chwilę. Natomiast zaskoczenie - owszem. 
Po pierwsze zamiast opasłego tomiszcza dostałam do rąk niepozorną książeczkę, liczącą raptem 128 stron. "Oskarżyciel" to lektura właściwie na jeden wieczór. Dobra - pomyślałam. Przecież nie liczy się ilość, a jakość prawda? Książki o tematyce prawniczej wciągam niczym kluski, więc na pewno mi się spodoba, zwłaszcza że wielu z czytelników określa ją mianem bestselleru. No własnie, chyba nie do końca....
Bohaterem powieści może i jest prawnik, ale z thrillerem prawniczym "Oskarżyciel" nie ma nic wspólnego. Ta powieść jest powieścią o zabarwieniu erotycznym, która na pewno spodoba się fankom cyklu o Grey'u. Ja do nich nie należę.  
Andrew Hamilton jest bogatym przystojnym prawnikiem o dość nietypowym spojrzeniu na kobiety i związki z nimi. Jest aroganckim, pewnym siebie d....kiem, który zwyczajnie zalicza panienki. Związki trwające nie dłużej niż dobę to szczyt jego możliwości. Potencjalnych partnerek poszukuje na portalu społecznościowym przeznaczonym dla zdesperowanych samotnością prawników. Alyssa jest jedną z uczestniczek tego portalu i od pierwszego kontaktu intryguje naszego bohatera. Kobieta odmawia spotkania "w realu", jednakże wyjątkowo chętnie flirtuje na łączach. Szuka również porad zawodowych i to wokół nich krąży konwersacja naszych bohaterów. Nieoczekiwanie dla obojga ta znajomość przeradza się w dość nietypową relację. Na pewno daleko jej do przyjaźni, ale niewątpliwie jest ona bardzo zażyła. Wszystko się zmienia w momencie, gdy kancelaria Andrew'a rozpoczyna poszukiwania stażystki. Nie będę więcej pisać, choć nietrudno domyśleć się co się wydarzy.
Fabuła jest prosta, wręcz banalna. Nie należy jednak oczekiwać po takiej powieści większych fajerwerków. Gdybym choć zerknęła na opis, wiedziałabym z jakim rodzajem powieści mam do czynienia. A tak zaskoczył mnie mocno erotyczny świat. Nie to, że nie przeczytałam, bo przeczytałam i nawet - patrząc kategoriami powieści lekkiej łatwej i przyjemnej - mi się podobało, ale na zakończenie szlag mnie trafił. 
Powiedzcie mi, jaki jest sens robienia trylogii, skoro pierwszy tom swoją objętością przypomina instrukcję sokowirówki? Drugi tom liczy sobie 120 tom, czyli razem mamy 240. Tyle stron liczy (moim zdaniem) pełnowymiarowa powieść. W "Oskarżycielu" ledwo poznałam głównych bohaterów, ledwo zdążyłam się z nimi "czytelniczo" spoufalić, a już dotarłam do końca. Właściwie to czułam się tak, jakbym własnie przeczytała wstęp. To - przyznam się - mocno  mnie zirytowało. 
Polecam powieść wszystkim kobitkom spragnionym chwilki oddechu. Treść banalna, ale okraszona pikantnymi szczegółami, dość zgrabnie wplecionymi w fabułę. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale przecież nie tylko Orwellem człowiek żyje. Ot lekka pozycja na zakończenie dnia. Natomiast rada moja jest taka - jeżeli chcecie w pełni docenić walory tej powieści, to zgromadźcie przy sobie wszystkie trzy tomy i traktujcie je jako całość. Inaczej niedosyt jaki w Was pozostanie zepsuje wszystko. 

piątek, 18 maja 2018

Tajemnica zapomnianych podziemi

Ta niepozorna książeczka, licząca sobie raptem 140 stron, niesie w sobie wszystko to, co stanowi odzwierciedlenie marzeń dzisiejszych dzieci. W dobie komputerów, smartfonów i tabletów przygoda, jaką przeżyli bohaterowie "Tajemnicy..." jest czymś wyjątkowo cennym. Powieść przeczytałam w jeden ranek i zachwyciłam się. Czym? Prostotą przekazu, lekkim piórem i wspaniałą fabułą. 
Szymon i Jan są dwunastoletnimi kuzynami. Lubią wspólnie spędzać czas, choć często przeszkadza im siostra Jana - Milena. Pewnego dnia dzieci wraz z rodzicami wybierają się na wycieczkę rowerową zakończoną piknikiem. Kiedy rodzice siedzą na trawie z młodszym rodzeństwem, nasza trójka postanawia zbadać pobliski lasek. Jakież jest ich zdziwienie, kiedy w pobliżu łąki odkrywają wejście do tajemniczych tuneli. Postanawiają ukryć to w tajemnicy przed rodzicami. Następnego dnia organizują wyprawę mająca na celu eksplorację tuneli. Ich trochę nieodpowiedzialne działanie pociąga za sobą spore skutki. Pełna niebezpieczeństw wyprawa pokazuje młodemu czytelnikowi, jak ważne jest przewidywanie efektów swoich czynów. Brzmi może moralizatorsko, ale zapewniam Was, że na kartach powieści przekaz jest dużo łagodniejszy, choć bardzo wyraźny. 
Lektura budzi sporo emocji. Trochę strachu o losy naszym młodocianych odkrywców, trochę śmiechu, bo kiedy czytamy o wampirach i piciu krwi, to bez wyjątku - każdy się roześmieje. Dodam jeszcze, że w powieści istnieje drugi wątek, który mnie osobiście wzruszył. Miejscowy włóczęga i pijaczek okazuje się być zupełnie kimś innym, niż mieszkańcom wioski się wydaje. Przy rozwiązaniu zagadki gula w mym gardle nie chciała ustąpić. 
Cóż więcej napisać? Chyba tylko tyle, że rzadko można spotkać taką książkę. Szkoda, że okładka jest dość niepozorna przez co wielu rodziców szukających wartościowej lektury dla swoich pociech, po prostu "Tajemnicy zapomnianych podziemi" nie zauważy... 

czwartek, 17 maja 2018

Rozrywacz

Podsumowanie powinno być na końcu, ale tym razem nie mogę się powstrzymać i napiszę już w pierwszym zdaniu: To wielka sztuka napisać trylogię tak, aby każdy kolejny tom był lepszy od poprzedniego! To wielka sztuka tak podzielić nurtujące głowę pomysły, aby ciekawostek i nowości wystarczyło na wszystkie trzy tomy. To wielka sztuka tak stworzyć fabułę powieści, aby czytelnik po każdym kolejnym tomie nie mógł się doczekać kolejnego. A już napięcie na końcówce trzeciego tomu... naprawdę, autorka dała radę! 
Oczywiście na wstępie trzeciego tomu - nowy bohater i to taki, który swoja tajemniczością i mrokiem duszy wywołuje ciarki na plecach. Jego losy i przygody wprowadzają nieco zamętu do fabuły, ale nie przeszkadza to w odbiorze całości, a w ręcz przeciwnie - uatrakcyjnia powieść. Zresztą znani nam z poprzednich tomów bohaterowie przeżywają tyle przygód, że poszczególne tomy trylogii można by stworzyć tak, aby każdy tom opowiadał o perypetiach danego bohatera. Wprawdzie wtedy tomów byłoby około dziesięciu, a nie trzy, ale myślę że fani "Podróżniczki" byliby z tego faktu niepomiernie zadowoleni.
Głównym wątkiem "Rozrywacza" są klany poszukiwaczy. Poznajemy losy członków poszczególnych klanów, przyczyny niesnasek i konfliktów. Przedstawiona historia jest obłędna. Autorka świetnie połączyła wszystkie watki ciągnące się przez poprzednie dwa tomy w całość i zakończyła trylogię z przytupem. Czytelnik poznaje rozwiązania największych tajemnic. Poznajemy tożsamość Starszego Sędziego, dowiadujemy się kim jest Nott i zagłębiamy się w przeszłość, aby lepiej zrozumieć to, co wydarzyło się w teraźniejszości.
Wielki szacunek mam dla autorki za wyczucie chwili. Niektóre zagadki i tajemnice zostały rozwiązane w idealnym punkcie powieści. Ani za wcześnie, ani za późno - w sam raz, aby czytelnika zaskoczyć i wywołać w nim uczucie podziwu dla kunsztu pisarskiego.
Trudno pisać recenzję tej powieści. Każde zdanie, które przychodzi mi do głowy na temat fabuły, momentalnie zostanie uznane za spojler. Tu cały czas coś się dzieje, nie ma czasu na nudę, a każde zdarzenie wywołuje lawinę kolejnych perypetii.
Polecam zwłaszcza młodym miłośnikom fantastyki. Świeżość tej powieści zachwyci każdego.