Hmm... cóż by tu napisać.... Trudno mi skupić myśli i jednoznacznie opowiedzieć się czy podobało mi się, czy też czuję się rozczarowana. Posunęłam się nawet do tego, że w wyszukiwarce wpisałam słowo "Rewers" i poczytałam recenzje na innych blogach (czego właściwie nigdy nie robię przed opisaniem książki) licząc, że może moje uczucia względem niej się skrystalizują. Nic z tego.
Notka wydawcy brzmi tak:
Warszawa, początek lat 50. dwudziestego wieku. Redaktorka poezji Sabina, która nigdy jeszcze nie całowała się z chłopakiem, ogląda w kinie pochód uśmiechniętych i muskularnych sportowców Związku Radzieckiego. Pół wieku później pani Sabina na warszawskim Okęciu czeka na samolot z Nowego Jorku, którym przyleci jej syn, Marek.
Sabina mieszka z matką i babcią. W tej samej kamienicy, na ostatnim piętrze, pracownię ma Arkadek, jej młodszy brat, socrealistyczny malarz. Ojciec zginął podczas nalotu, ją i brata matka zamknęła w piwnicy, aby nie brali udziału w powstaniu. Staropanieństwo Sabiny budzi w domu coraz większy niepokój. Ona zaś skrycie podkochuje się w dyrektorze Barskim, swoim szefie.
W końcu zjawia się adorator idealny. Przystojny, szarmancki, czytający w jej myślach. I chcący się żenić. Przedtem jednak prosi, by młoda narzeczona wyświadczyła mu pewną przysługę. Na piśmie. A właściwie, żeby wyświadczała ją raz na tydzień...
Powieść Rewers oparta jest na scenariuszu filmu pod tym samym, zdobywcy nagrody głównej 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Obraz wyreżyserował Borys Lankosz, główne role zagrali Agata Buzek, Marcin Dorociński, Krystyna Janda i Anna Polony.
Moja notka natomiast brzmi tak:
Już na pierwszy rzut oka widać, że książka oparta jest na scenariuszu a nie odwrotnie. Krótkie urywane zdania, częste stosowanie czasu teraźniejszego powodują, że treść odbierałam raczej jako reportaż. Przy każdej scenie miałam niedosyt, ciążyło wrażenie, że problem jest tylko muśnięty, a prawdziwe zdarzenia kryją się gdzieś w mrokach powieści. Może efekt był zamierzony, ale mnie to stanowczo nie odpowiada.
Podkreślić trzeba, że cała książka jest mroczna. Realia głębokiego komunizmu mnie osobiście przerażają. Kiedy czytałam o aresztowaniach bez widocznego powodu, pochodach pierwszomajowych, na które nikt nie miał ochoty, ale każdy szedł z przyklejonym uśmiechem, o strachu, który towarzyszył na każdym kroku, o ciągłej potrzebie oglądania się za siebie, bo właściwie nie wiadomo kto przyjaciel, kto wróg... brrrr, okropność.
Przez całą książkę towarzyszyło mi uczucie żalu nad trzema kobietami, które ze wszystkich sił starały się zachować resztki poczucia normalności. Nie potrafiły odnaleźć się w czarno-białych czasach komunizmu. Jednak, kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo "zwarły szyki" i dopuściły się najstraszniejszych czynów w imię ratowania ludzi bliskich sercu.
Na zakończenie dodam, że książka na zawsze będzie mi się kojarzyła z upałem plażą, śpiącym Młodszym i Starszą która w poszukiwaniu kolby kukurydzy (o ironio, akurat sprzedawcy nosili wszystko tylko nie kukurydzę) przemierzyła w upale cały nadmorski kurort w towarzystwie babci. A ja jako że jedno dziecię spało, a drugie było nieobecne miałam czas na czytanie. Poszło gładko i przed powrotem Starszej lekturę miałam za sobą. Należy dodać, że przed wyjazdem zastanawiałam się: wziąć jedną książkę czy dwie? Oczywiście wzięłam jedną, bo przecież i tak nigdy nie ma czasu na czytanie. Zadziałało prawo Murphy'ego i już pierwszego dnia pozostałam bez książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz