piątek, 16 lipca 2010

Marzenia gorącej głowy...

Tak mi się marzy, żeby ktoś odkrył przycisk wyłączający słoneczko... A tymczasem nic z tego. Ja ledwo żyję, moje dzieci również, mój pies ledwo dycha, jedynie mój mąż nie narzeka (za bardzo), gdyż twierdzi, że lubi. Co tu jest do lubienia? Pot lejący się strumieniami, poczucie że jest się muchą w smole? Niestety - powietrze jest tak nagrzane, że nawet woda i plaża nie dają ukojenia.
Ulubiony moment dnia - wieczór, kiedy nasz dom swoim cieniem obejmuje ogród, co powoduje, że trawa nie parzy stóp. Wtedy włączamy zraszacz, a Starsza w samych majtusiach śmiga jak fryga pod drobnymi kropelkami. A ja siedzę na tarasie i delektuję się temperaturą, którą w innym okresie uznałabym za żar z nieba.
Nawet czytać mi się nie chce, a do urlopu jeszcze caaaały gorący miesiąc...

2 komentarze:

  1. Witam :) śmiem twierdzić, że wyłączenie Słońca by nas zabiło... a tego byśmy nie chcieli, prawda? Może ostatnio trochę zbyt aktywne jest... ale wolę kiedy jednak jest ;)

    Pozdrawiam :) ciepło ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż... u mnie w zachodniopomorskim odpukać. Trzeci znośny dzień zapoczątkowany burzą w wielkim stylu

    OdpowiedzUsuń