sobota, 22 października 2011

O tym, że nieraz nie warto zaczynać czytać drugiej części bez znajomości pierwszej (Operacja Londyn)

"Klub Matek Swatek" to książka, której nie miałam okazji przeczytać. Nie składało się. Nie oznacza to wcale, że mnie do tej książki nie ciągnęło. Wręcz przeciwnie. Tym bardziej miłą niespodzianką była przesyłka z Wydawnictwa "Otwarte" zawierająca drugą część powieści o postrzelonych kobietach ratujących miłość. 
Zanim usiadłam do "Operacji Londyn" poczytałam sobie co nieco o pierwszej części. Recenzje są bardzo zachęcające. "Książkę się pożera, jej się nie czyta bo po prostu się nie da, tę książkę zjada się w całości bez troski o zbędne kilogramy" - napisała Tajemnica na swoim blogu.
Pełna nadziei na dobrą zabawę zasiadłam do lektury. Niestety fajerwerków nie było. 
Trzy kobiety w wieku... hmm... w kwiecie wieku zostają poproszone o pomoc w ratowaniu życia uczuciowego pięknej Alicji. Aby tego dokonać muszą przenieść się na pewien czas do Londynu. Tam własnie w pubie, w otoczeniu emigrantów różnej narodowości pracuje Alicja przeżywająca właśnie rozstanie z Igorem. Jak się okazuje, Jej serce szybko się pocieszyło i skierowało swoje bicie w stronę bogatego angielskiego arystokraty Archibalda. Wszystko wydaje się jasne i proste, jednak sprawy bardzo szybko się komplikują. Nagle okazuje się, że nikt nie jest tym za kogo się podaje, akcja nabiera tempa i ... czytelnik przestaje nadążać. 
Książka ogólnie jest bardzo sympatyczna. Pełno w niej dobrego ciętego humoru, pióro autorki - jasne i radosne - zachęca do czytania i ćwiczenia mięśni brzucha przy kolejnych chichotach. Przyszedł jednak taki moment (gdzieś tak w drugiej połowie książki) kiedy odniosłam wrażenie, że autorka sama się w tym wszystkim pogubiła. Ilość wątków, bohaterów i zdarzeń przerosła nawet Panią Stec. Co więcej - zamiast zwolnić i próbować to wszystko rozwikłać autorka pozwoliła to zagmatwać jeszcze bardziej, przez co rozwiązanie tego węzełka było tak banalne, że nie zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia. Czułam ulgę, że znowu nadążam za autorką i bohaterami. To było takie uczucie jakbym jechała szybkim samochodem, który pędzi, pędzi i nagle fiuuuuu.... spada ze skały. 
Obiecałam sobie, że przeczytam pierwszą część, bowiem wszyscy, którzy czytali obie książki jednogłośnie stwierdzają że pierwsza część była lepsza. "Operacja Londyn" nie rzuca na kolana, co nie znaczy, że nie warto po nią sięgnąć. Każdy bowiem znajdzie tu kilka niezłych dialogów, duże poczucie humoru i barwną historię, nad którą warto się pochylić w długi jesienny wieczór. 

7 komentarzy:

  1. Dopiero zakupiłam pierwszą część i zamierzam w wolnej chwili przeczytać, ale z twej recenzji wywnioskowałam, że jednak jej kontynuacja nie powala na kolana. Szkoda, gdyż nie wiem w takim razie czy jest sens ją kupować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, w chwili gdy dopadnie mnie potrzeba na babskie chichoty może sobie o niej przypomnę i przeczytam. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kilka razy sie przekonałam, że jednak warto zaczynać od części pierwszej;) Miałam tak z książką F. Moccia, w połowie się zorientowałam, że to jakaś kontynuacja, nigdzie nie było o tym notki na okładce.
    'Klub Matek Swatek' mam na oku, znajome bibliotekarki mają zatrzymać dla mnie tę książkę, więc mam nadzieję, że niedługo przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza część jest zdecydowanie lepsza od drugiej. Druga jest trochę pokręcona i odrobinę przesadzona. Ciekawe jaka będzie trzecia (jeżeli kiedykolwiek się ukarze) ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsza cześć mnie odrzuciła, po drugą nie za bardzo mam ochotę sięgać.... ale okładka mnie kusi....

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że mnie ostrzegłaś. Zastanawiałam się, czy nawet dwóch części nie nabyć skoro są tak zachwalane. Teraz na pewno nie kupię, a i nad przeczytaniem ich mocno się zastanowię - w ostateczności przeczytam gdy znajdę w bibliotece.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń