Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę czytać streszczeń umieszczonych na okładkach książek. Było to po lekturze powieści (nie pamiętam tytułu), w której przez trzy czwarte książki nic się nie działo. Dopiero w końcowej części nastąpiło bum, które na okładce było uwypuklone jako główna treść książki. Wściekła byłam nieziemsko, ponieważ z opisu wydawało się że książka warta jest wydania niemałej ilości gotówki, a tak naprawdę treści w niej było tyle co kot napłakał. Od wtedy nie czytam opisów z okładek przed lekturą, a dopiero po jej zakończeniu. "Hakus - pokus" to kolejna książka będąca dowodem na to, że czytanie opisów nie jest dobrym zwyczajem.
Treść na pozór banalna. Dwoje ludzi zagubionych na emigracji. Ona - pani psycholog o imieniu Beata, poraniona przez chorą psychicznie matkę i narzeczonego pedanta. On - Robert - programista poraniony równie mocno przez żonę, która w trakcie trwania małżeństwa odkryła, że właściwe powinna urodzić się w ciele faceta, a nie kobiety i niewiele robiąc sobie z uczuć męża, z Christyny zmieniła się w Chrisa. Spotykają się w firmie zatrudniającej programistów dbających o bezpieczeństwo systemów komputerowych dużych firm. Niestety nie wszystko co wydaje się dobre, takie właśnie jest. Informatyk swoją pracą może robić wiele dobrego; niestety umiejętności te można łatwo spożytkować w sposób bardzo szkodliwy i nieetyczny. Uczucie które rodzi się pomiędzy Beatą a Robertem zostaje wystawione na ciężką próbę wymagającą szybkiego podjęcia decyzji: zaufać, czy nie zaufać?
Książka napisana dobrze pozwala na delektowanie się treścią. Akcja płynie, toczy się, przelewa z miejsca na miejsce - jak na dobre czytadło przystało. Poznajemy rozterki Beaty, wątpliwości Roberta, oglądamy galerię dziwaków będących geniuszami w swojej profesji. W żadnym wypadku nie należy traktować książki jako sensacji. Dopiero gdzieś w drugiej połowie książki pojawia się zarys problemu, który pozwala rozwinąć się wątkowi sensacyjnemu.
Książka pokazuje w bardzo wyraźny sposób, że to co dla jednych jest przestępstwem, dla innych może być dopuszczalne, a jeszcze inni w danym zachowaniu nie widzą niczego złego. Podoba mi się bardzo teoria "białych i czarnych kapeluszy", które w westernach pokazują dobre i złe charaktery. Nie ma tam miejsca na odcienie szarości. Tymczasem książka każe się czytelnikowi zatrzymać i zastanowić czy rzeczywiście szarość nie występuje - co więcej, czy w niektórych przypadkach nie jest wręcz niezbędna.
Na zakończenie dodam tylko, że gdybym przeczytała opis z tylnej części okładki przed lekturą, byłabym znowu rozczarowana. Opis sugeruje, że jest to książka sensacyjna, a tak nie jest. Nie znając tego opisu delektowałam się dobrą prozą ukazującą uczucia dwójki zagubionych emigrantów, sensacja była tylko dobrym zakończeniem. Po przeczytaniu opisu ciągle czekałabym, kiedy akcja się zacznie, gubiąc po drodze to co w książce ważne.
Nie szukałam książki sensacyjnej, tylko fajnego czytadła, więc lekturą rozczarowana nie byłam. Ale też już porzuciłam zwyczaj czytania opisów, i kierowania się nimi przy okazji wyboru książki
OdpowiedzUsuńJa przed samą lekturą także nie czytam opisów, bo przejechałam się dokładnie tak jak Ty na książce "Potem" Musso. Z tym, że wydałam na nią z 5 zł i ogólnie książka była dobra, tylko opis zdradzał CAŁĄ fabułę niestety :/
OdpowiedzUsuń"Hakus-pokus" czytałam, dobra książka. Z tym, że czytałam też opis i jakoś mi to nie przeszkadzało ;)
Zainteresowałaś mnie, poszukam tej książki przy okazji. A co do opisów na tylnej okładce, to też staram się nie czytać, bo albo opisują całą książkę od początku do końca, albo odnoszą się do jakiś bzdur, które w książce nie występują, bądź występują inaczej - jakby autor opisu nie przeczytał książki, tylko treść poznał z opowiadania kilku osób.
OdpowiedzUsuńwłaśnie ja niestety przeczytałam opis z okładki wcześniej i ... ciągle czekałam kiedy ta akcja się zacznie i nie łapałam o co konstruującemu ten opis chodziło...bo nie o tym wydawała mi się być książka ze strony na stronę...
OdpowiedzUsuńszkoda, bo niestety nie odebrałam jej najlepiej...