niedziela, 1 kwietnia 2012

Listy do M

Po czym poznać filmy, które mi się podobają? Po tym, że na nich nie zasypiam. Większość filmów pamiętam z napisów początkowych, a następnie końcowych. Kiedy oglądam film od początku do końca oznacza to, że mi się podobał. "Listy do M" obejrzałam od początku do końca.
Miałam wrażenie, że "Listy do M" to kolejny naiwny fimik, przewidywalny do granic możliwości, ckliwy, z niezbyt udanymi dialogami. Nic z tych rzezy. W "Listach" znajdziemy polską śmietankę aktorów, którzy wspaniale wczuwają się w świąteczny klimat.  Dialogi są błyskotliwe, akcja szybka i nieskomplikowana, a odczucia widza takie jak powinny być -  świąteczne. Wątków w filmie jest kilka - jedne śmieszne, inne wzruszające jeszcze inne budzące wspomnienia. 
Jeżeli oczekujecie ambitnego kina, to nie sięgajcie po "Listy do M", ale jeżeli chcecie się po prostu dobrze zabawić - polecam. 

3 komentarze:

  1. właśnie w tamtym tygodniu miałam PRZYJEMNOŚĆ potwierdzenia tak dobrej opinii o tym filmie:) byłam zauroczona:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym obejrzeć, ale zostawię go sobie na przyszły rok w bożonarodzeniowej atmosferze;) Chociaż patrząc za okno zastanawiam się czy właśnie się taka nie tworzy:P
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bardzo mi się podobał, o dziwo :)

    OdpowiedzUsuń