Jestem ostatnio na literackiej huśtawce. Ledwie skończyłam literaturę lekką, łatwą i przyjemną, a już wspinam się na wyżyny literackich dzieł. Bo jak inaczej określić przejście z powieści o losach japońskich kobiet do felietonów mistrza słowa Stefana Kisielewskiego?
To książka, której się nie czyta. Ją się smakuje jak dobre wino. W pierwszym ruchu oglądamy, następnie odkrywamy aromaty, aby w następnej kolejności rozkoszować się smakiem... każdego słowa.
Tomik felietonów podzielony jest na pięć części. Kluczem jest właściwie tylko okres, w którym autor je publikował. Każda część zawiera felietony o bardzo różnej tematyce - od politycznych, poprzez obyczajowe, na czystej grotesce kończąc. Jedynie 3 część pt. "Łopatą do głowy" składa się tylko z trzech utworów. Łatwo jednak zauważyć pewną regułę: im późniejszy okres publikacji tym bardziej styl Kisiela z żartobliwego przeradza się w zgryźliwy; komentarze do istniejącej wówczas rzeczywistości stają sie twarde i nieociosane. Bardzo żałuję, że nie jestem w stanie ocenić tej rzeczywistości z własnej perspektywy; pewnie wiele szczegółów, które w tamtych czasach były ważne - teraz umykają.
Felietony Pana Kisielewskiego urzekają bogactwem słownictwa i elegancją stosowania poszczególnych zwrotów. Pierwsze porównanie do smakowania wina naprawdę nie jest przesadzone. Na przykład felieton "Zimowa sałatka" (nawiasem mówiąc skonfiskowany przez cenzurę) czytałam kilka razy. Zauroczył mnie, zatonęłam w ilości słów i umiejętności autora zabawiania się nimi w różnorakich układach. Były też takie, które jedynie przeleciałam wzrokiem (przyznaję - było ich niewiele). Dotyczyły one głównie tematyki politycznej, (przyznaję - niezbyt mi znanej). Podsumowując - niewiedza z zakresu historii powojennej Polski stanowczo psuła mi przyjemność smakowania niektórych felietonów. Niemniej jednak "Kwaśność", "Latające talerze" i kilka innych utworów naprawdę mnie zauroczyły. Podobnie felietony najstarsze (tworzone zaraz po wojnie) trącą najlepszą myszką, jaką można spotkać. Powojenne dowcipy, powiedzonka... wiecie "...do czego służy chlebak? "Jak sama nazwa wskazuje do przenoszenia granatów". :-)
Kisiela zawsze czyta się dobrze. Dla mnie jest Mistrzem słowa. Nic dodać nic ująć.
A morał ? "Są (jeszcze) rzeczy, stwierdzić miło, o których państwu się nie śniło!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz