Maks to hipcio, który zamieszkał z nami na stałe. Ma swoje miejsce pod łóżkiem Młodszego, ponieważ codzienne odstawianie na półkę nie ma większego sensu, skoro co wieczór jest eksploatowany. Pod owym łóżkiem stoi drewniany wózek (po klockach wujka), w którym Młodszy co rano pieczołowicie układa poszczególne książeczki. A wieczorem? Wieczorem Wózio wiuuuuu - wyjeżdża spod łóżka i już lektura na wieczór przygotowana. Młodszy najbardziej lubi kiedy składam wszystkie części Maksa równiutko na jeden stosik i mówię: "Ale mamy grubą książkę o Maksie, co?" Wtedy On z rozanieloną minką mości sie wygodnie pod kołderką wiedząc, że czytanie będzie długie... aż do snu...
Niestety z ostatnim tomikiem przygód Maksa mam problem. Mianowicie w czasie czytania mam ogromną ochotę na owoce. Jakiekolwiek. Ciągle cieknie mi ślinka co - jak wiadomo - nie ułatwia czytania. "Przysmaki Maksa" nie ułatwiają czytającemu roboty, o nie...
W kolejnym opowiadaniu spotykamy Maksa wraz z przyjaciółmi w wesołym miasteczku. Chcieli kupić porcję prażonej kukurydzy jednak obok maszyny do jej robienia nie było sprzedawcy. Postanowili więc sami uruchomić produkcję popcornu.Oj działo się, działo...
Moje ulubione opowiadanie to "Maks i owocowy bal". Maks przebiera się za awokado, a jego mała siostra Zuzia za mandarynkę. oboje uczestniczą w balu, którego tematem przewodnim są owoce. Maluchy próbują nowych smakó, wymyślają same sałatę, a oc najważniejsze dochodzą do wniosku, że właściwie słodycze są zbędne, skoro z powodzeniem mogą być zastapione przez soczyste dary natury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz