Oto Justyna. Śliczna i mądra kobieta tuż przed trzydziestką. Ukończyła filologię angielską i pracuje w biurze tłumaczeń. Uwielbia swoją pracę jako że język angielski jest jej prawdziwą pasją. Ma marzenia i własne cele, do których konsekwentnie dąży. Tyle z obserwacji "na pierwszy rzut oka". Co zobaczymy po bardziej szczegółowej analizie? Spod maski wyłania się kobieta przerażająco skrzywdzona przez bliskich. Jako trzynastoletnia dziewczynka musiała w ekspresowym tempie dorosnąć i zaopiekować się najbliższymi. Kiedy ojciec odszedł bez słowa wyjaśnienia, matka Justyny rozpadła się w drobne kawałeczki. Pomału staczała się w otchłań rozpaczy, aż utonęła w alkoholu. Justyna musiała zająć się najpierw swoją o pięć lat młodszą siostrą, a potem zapijaczoną matką. Kiedy dorosła znalazła oparcie w mężu i w przyjaciółce... cóż... Ci też zawiedli. W końcu powiedziała sobie: Koniec! Spakowała się i wyjechała w nieznane. Zmieniła nawet swoją garderobę aby pokazać że nic ja z poprzednim światem nie łączy. Tylko czy tak się da? Niestety świat ma dla nas wiele zaskakujących niespodzianek i nigdy nie wiemy jak bardzo zniweczy nasze plany. Tak też było w przypadku Justyny. W biurze tłumaczeń pracowała z osobami, dla których zamknięcie Justyny początkowo było nie do przyjęcia. Szybko zrozumieli jednak, że to tylko skorupa. Kiedy zaczęli się przez nią przebijać okazało się, że każdy z nich też ma co nieco za skórą.
W książce pojawia się też wątek śmierci. Nie powiem co i jak żeby nie popsuć przyjemności czytania. Dodam jednak, że wątek tego, co dzieje się w hospicjum jest naprawdę urzekający. Zresztą cała powieść jest wzruszająca i dość mocno gra na emocjach czytelnika.
"Wszystko co minęło" to książka o osobie, która zatrzasnęła drzwi do swojej przeszłości. Trzasnęła aż miło - tak z hukiem. Im dłużej były zamknięte tym trudniej było je uchylić, nie mówiąc o otwarciu na oścież. Myślę, że gdyby nie osoby z otoczenia Justyny, dziewczyna nigdy nie odważyłaby się na przekroczenie progu. Na szczęście większość z nas (i ze znajomych Justyny) zdaje sobie sprawę, że człowiek jest zwierzęciem stadnym i nijak nie da się oszukać natury. Dzięki cierpliwości osób z najbliższego otoczenia (wcale nie przyjaciół) Justyna pojmuje, że musi zrobić ten pierwszy krok.
Gdyby nie nazwisko autorki na okładce pomyślałabym, że czeka mnie lektura ckliwego romansidła. Na szczęście pani Agata Kołakowska już raz mnie zaskoczyła więc postanowiłam zaryzykować. Warto było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz