Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to określenie "afektywna choroba dwubiegunowa". Cóż to za twór? - pomyślałam. Oczywiście niezastąpiona Wikipedia szybko uświadomiła mi co mnie czeka, jeżeli zdecyduje się na lekturę "Miasta z lodu". Straszne choróbsko niszczące życie zarówno chorego jak i najbliższych osób. Samotna matka cierpiąca na te chorobę... myślę, że dla dziecka to może być niewyobrażalne piekło.
A oto kobieta, Teresa Tomaszewska, cierpiąca na zaburzenia psychiczne. Jest kobietą piękną, mądrą lecz niestety - chorą. W bardzo młodym wieku urodziła córkę, która nadała jej życiu sens. Niestety ze względu na chorobę matki dziecko wychowuje babcia. Brak kontaktów z Agatką wykańcza Teresę. Wytrzymuje tak trzynaście lat. Po upływie tego okresu zabiera swoją nastoletnią już córkę i ucieka przed siebie. Z Gdyni trafia do małego górskiego miasteczka. Tam za wszelką cenę usiłuje utrzymać się na powierzchni. Znajduje pracę jako kelnerka i nie bacząc na "złe spojrzenia" miejscowych łapie się z życiem za bary. Niestety - jak to w małej mieścinie bywa - życie z etykietką samotnej matki z dzieckiem nie jest łatwe. Zwłaszcza dla atrakcyjnej matki. Obok, jakby niezauważalnie toczy się historia Agatu, która niechybnie zmierza ku tragedii.
Książka jest jak układanka, którą pamiętam z dzieciństwa. Najpierw ukazuje się malutki fragmencik układanki. Potem kolejny. Potem zakrywamy jeden, a odkrywamy inny. Długo trwa zanim domyślimy się co przedstawia obrazek. Co więcej - niektóre fragmenty wprowadzają w błąd. Odbiorca widzi mały fragmencik przedmiotu, który po odkryciu większej części okazuje się zupełnie czymś innym niż się na pozór wydawało. Pierwsza scena to turysta znajdujący w górach zziębnięte ciało dziewczynki. Kolejna to matka i córka, które jadą w siną dal. Nagle pojawia się choroba. Następnie społeczność, która nie akceptuje odmienności. W tej społeczności pojawia się jednak zgrzyt w postaci człowieka który chce jednak pomóc. On też nie jest bez skazy. Okazuje się, że pomaga ale nie bezinteresownie. Do tego dochodzi szkoła, przeszłość, w tle cały czas prześladuje nas tragedia sprzed lat, kiedy to nastolatka traci życie wpadając pod lód... nie jest łatwo. Czytelnik jest ciągle zagubiony ciągle szuka wspólnych wątków. Cierpliwość czytelnika zostaje nagrodzona w zakończeniu, kiedy to wszystko składa się w całość.
Pomijając budowę i strukturę książki nasuwa się jedno stwierdzenie. Ta powieść jest niesamowicie smutna. Nie jest to smutek, który przygnębia, a taki, który prowadzi do przemyśleń. Nagle zastanawiasz się, czy te wszystkie przypadki porzuconych dzieci to nie jest efekt choroby. Może problem nie tkwi w nieodpowiedzialności młodych matek, a gdzieś głębiej... w znieczulicy i braku otwartości na innego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz