poniedziałek, 15 lutego 2016

Dom z witrażem

Dziwna książka. Napisana jest pięknym językiem, ale taka podarta i bez treści. W kwiecistych słowach, porównaniach i epitetach nie kryje się zupełnie nic. Owszem, zachwyca pięknem słowa; opisy Lwowa, piękno muzyki, jakiś epizod, skomplikowana relacja międzyludzka... problem jest taki, że to wszystko jakoś tak nie współgra. Nie wiem - może specjalnie...
Losy czterech kobiet z różnych pokoleń splecione losami poranionego Lwowa jakoś do mnie niespecjalnie dotarły. Najstarsza prababka której życie owiane jest tajemnicą. Właściwie niewiele o niej wiemy, a jej losy giną gdzieś w wojennej zawierusze. Babka - niespełniona malarka, matka - spełniona śpiewaczka operowa i wreszcie główna bohaterka, której losy niewątpliwie zostały naznaczone nieszczęściami pozostałych kobiet. W tle Lwów - piękny, a jednocześnie zaniedbany. Miasto pokiereszowane koniecznością pogodzenia mieszkańców trzech narodowości. Trudne. Właściwie nie do wykonania. Polacy, Rosjanie, Ukraińcy - kto ma racje, kto ma prawo do miasta i jego zabytków? Trudne pytanie właściwie bez odpowiedzi. I tak jak trudno odpowiedzieć na to pytanie, tak samo trudno powiedzieć coś więcej o tej książce.
Ja niewątpliwie ją analizowałam z trochę innej strony. Sama mieszkam w takim pokiereszowanym mieście. Szczecin też jest miastem bez tożsamości. Niby miasto polskie, ale długo pozostawało bezpańskie, na tyle bezpańskie, że cegły z naszej starówki zostały użyte do odbudowy Warszawy. W wielu parkach pachnie niemiecką tożsamością. Pomniki, nagrobki, murki i krawężniki - część naznaczona literami w stylu gotyckim, albo też słowami napisanymi w jidysz. Teraz polskie, kiedyś niemieckie, duńskie, ba - nawet przez krótki okres czasu francuskie - biedne miasto bez tożsamości. I tak czytałam o tym Lwowie i Polakach, którzy  uciekali za polską granicę na zachód, a przed oczami miałam staruszków pochodzenia niemieckiego, którzy stają przed szczecińskimi kamienicami i mówią ze łzami w oczach - "Tu był mój dom...".
Czy mi się podobało? - nie i gdyby nie emocje związane z moim rodzinnym miastem, chyba bym nie skończyła lektury. A tak - dałam radę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz