Słowo "utopce" w pierwszej chwili skojarzyło mi się z topielcem, ewentualnie z miejscem, w którym doszło do tragedii niewiadomego źródła. Tymczasem "Utopce" to po prostu małe, senne, zagubione miasteczko. Głęboko w puszczy, oderwane od rzeczywistości, gdzie czas stanął w miejscu i nie pozwala mieszkańcom tej mieścinki na wyrwanie się z marazmu. Klimatyczna nazwa nie jest tu jednak przypadkowa. W Utopcach bowiem dzieją się dziwne rzeczy, które powodują ciarki na plecach i mrowienie na całym ciele.
Tym razem Katarzyna Puzyńska postawiła na grozę. Pewnego upalnego dnia w Utopcach giną ojciec i syn. Giną to może dużo powiedziane, bo właściwie do końca nie wiadomo, co się stało. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że stali się oni ofiarą wampira. Wielu mieszkańców szczerze wierzy w "wampirzą" przyczynę śmierci. Bo jak tu nie wierzyć, kiedy w kącie ogrodu odkopano wampirzy grób, a po ofiarach pozostały jedynie zakrwawione ubrania....
Jakiś czas później doskonale nam znani z poprzednich tomów Daniel Podgórski i Klementyna Kopp zmuszeni są do podjęcia próby rozwikłania tej zagadki. Stawka jest wysoka, jako że walczą o dalsze istnienie komisariatu w Lipowie. Zagadka tym razem jest dość upiorna. Wampir, rozmowy z zaświatami, duchy, maszkary, a wszystko dzieje się w okolicach pierwszego listopada. Do pełnego obrazu sytuacji należy dodać Utopce, którego mieszkańcy są bardzo nieufni i milczący. Nie pomaga to rozwiązać zagadki sprzed lat zwłaszcza, gdy okazuje się, że więkoszść mieszkańców ma coś do ukrycia. Grzeszki sprzed lat utrudniają śledztwo ale i tak nasz dzielny duet doprowadza do rozwikłania zagadki. I tu należą się oklaski brawa, baloniki i confetti dla autorki. Za co? Za pomysł. "Utopce" są kolejnym tomem sagi o Lipowie, który pochłonęłam i o nieprzewidywalności i pomysłowości Pani Puzyńskiej zdążyłam się już przekonać. Ale rozwiązanie TEJ zagadki było po prostu świetne. Nagle okazało się, że ludzie wiele potrafią zobaczyć, wiele sobie dopowiedzieć, ale to co najważniejsze zawsze przeoczą.
Kryminał jest tak skonstruowany, aby czytelnik co chwila wpadał na nowy trop i nowe niewiadome. Autorka konsekwentnie snuje historię odkrywając tajemnicę po kawałeczku i mocno dozując przyjemność odkrywania sprawcy. Świetnie skonstruowana intryga i niespodziewany splot okoliczności powodują, że czytelnik długo nie domyśla się, o co w tym wszystkim chodzi. Natomiast kiedy już karty zostaną odkryte, wówczas w głowie czytelnika poszczególne kawałki wskakują na swoje miejsce.
"Utopce" to nie tylko kryminał. To bardzo dobre studium małomiasteczkowej psychologii. Mieszkańcy ze swoimi przywarami, ksiądz - a jakże - który boi się wampira i drze się wniebogłosy machając przy tym obficie kropidłem, miejscowa "czarownica" rozmawiająca z duchami - no cud, miód i orzeszki. Nasuwa się od razu powiedzenie: "A to Polska własnie". Świetne studium ludzkich charakterów, które spotęgowane jest licznymi bardzo szczegółowymi dialogami. Czyta się bombowo.
Na zakończenie dodam, że powieść pachnie gusłami i panuje w niej nastrój mickiewiczowskich "Dziadów" - takich współczesnych oczywiście. Dawno nie czytałam tak klimatycznej książki. Ma ona jednak jedną podstawową wadę: jest niesamowicie wciągająca. Polecam.
Ojej, mogłabym tę książkę polecić koleżance - ona lubi takie kryminały z watkami psychologicznymi. Może jej przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuń