Taka historia.... Kiedy urodził się Marek miał żółtaczkę. Nie taką zwykłą, fizjologiczną, ale tą gorszą - wynikającą z różnicy w grupie krwi Mamy i Taty (ja mam "0" a Mariusz "A"). W szpitalu ponaświetlali nas i z uśmiechem wypisali do domu. Cieszyłam się bardzo, ale jedna rzecz spokoju mi nie dawała: Marek ciągle spał. Wszyscy chwalili, jakie to grzeczne dziecko: je i śpi! Marzenie każdej Mamy! Nie panikuj... A ja spać nie mogłam. W końcu pojechałam do szpitala na badanie krwi. Bilirubina 18,9. Do końca życia będę pamiętała strach w oczach lekarki i informację przekazaną drżącym głosem: "Trzeba natychmiast zacząć naświetlania bo może dojść do uszkodzenia mózgu". My nie mamy inkubatora wolnego... proszę szukać... Z dzieckiem na ręku i ze łzami w oczach pojechaliśmy na poszukiwania. Jeden szpital - nic, drugi szpital... Kiedy weszliśmy spanikowani na oddział Szpitala w Zdrojach, przywitał nas rząd wolnych inkubatorów... KAŻDY Z SERDUSZKIEM WOŚP - U.
Marek jest zdrowy. Gra na skrzypcach, ćwiczy dżudo - jest świetnym dzieciakiem. Jurku dziękujemy! Marek będzie z Tobą grał do końca świata i o jeden dzień dłużej!
Ja tam kompletnie nie rozumiem tej nagonki - człowiek pomaga i jeszcze źle. Nawet jeśli miałby z tego jakieś profity, to kompletnie mi nie przeszkadza, bo skoro pomaga, to uważam, że też może coś z tego mieć. Dużo zdrówka dla Marka!
OdpowiedzUsuńTak, popieram Owsiaka. Bo robi dobrą robotę! Po prostu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marka. Moja córka też trenuje judo ;-)