czwartek, 14 marca 2019

Tatuażysta z Auschwitz

Był taki czas, kiedy "Tatuażysta z Auschwitz" (tutaj) zerkał na mnie z każdego miejsca na ziemi. Tak mi się przynajmniej wydawało. Z jednej strony grzmiały fanfary, że to powieść roku, nagrody sypały się jak z rękawa i nie było księgarni, w której powieść ta nie stałaby na wyeksponowanej półce. Z drugiej strony bombardowały mnie opinie wskazujące, że ta książka nie powinna powstać, ponieważ zakłamuje obraz obozów piekła, które naziści zafundowali ludzkości podczas II wojny światowej. Podawane przykłady rzeczywiście kłóciły się z tym, co znamy z podręczników historii. W powieści jest trochę łagodniej, jaśniej... tak z nadzieją. Cóż było robić - musiałam przekonać się sama. 
Autorka powieści, Heather Morris, opowiada historię Lale Sokolova i miłości, która spotkała go w najmroczniejszym miejscu na ziemi - obozie koncentracyjnym Auschwitz - Birkenau. Lale Sokolov ma to szczęście, że jest oprawcom potrzebny - jest tatuażystą, który wykonuje numery na przedramionach więźniów przybyłych do obozu. Codziennie wykonuje setki tatuaży i to właśnie jest jego przepustka do życia. Pewnego dnia tatuuje numer nowoprzybyłej dziewczynie. Kiedy ich wzrok spotyka się Lale wie, że to ta jedna jedyna i zrobi wszystko, aby ją uratować. Dziewczyna o imieniu Gita odwzajemnia uczucia tatuażysty. Miłość rodzi się i rozkwita pomimo przeciwności losu.  
Powiem tak. Z jednej strony piękna historia, choć skalana miejscem, w którym się dzieje. Myślę, że Lale Sokolov (którego postać wzorowana jest na Ludwiku Eisenbergu), wspominając po latach tamte wydarzenia, trochę je "odbrutalnił". Nie chciał psuć miłosnej historii potwornościami, o których przecież i tak każdy wie. Dlatego powieść wyszła jaka wyszła. Czytelnik znający choć trochę historie tego niemieckiego obozu koncentracyjnego z niedowierzaniem czyta o blokowej, która daje się przekupić czekoladą, o uprawianym w barkach seksie, czy też o esesmanie przekazującym miłosną korespondencję pomiędzy więźniami.
Ale z drugiej strony...
To przecież powieść o miłości. O pięknym, rodzącym się uczuciu, które miało to nieszczęście, że zrodziło się w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu. Potraktujmy tę powieść jako książkę, której przesłaniem jest właśnie miłość, a nie pokazanie historycznej prawdy o Auschwitz. Uważam, że wiele złego zrobiły osoby odpowiedzialne za promocję, bowiem złe i niewłaściwie jest porównanie jej np. z „Listą Schindlera”. To jest zupełnie inna pólka. Ale jeżeli podejdziemy do tej powieści jako do książki o miłości - jakże inny będzie nasz odbiór!
Za tym, aby nie traktować „Tatuażysty…” jako książki faktograficznej przemawia również to, że - poddając ją ocenie historycznej - roi się w niej od nieścisłości. Wanda Witek-Malicka z ramienia Centrum Badań Muzeum Auschwitz, w 14. numerze wydawanego przez instytucję internetowym periodyku „Memoria” pisze:
Lektura powieści weryfikuje zapewnienia o jej faktograficznym i dokumentalnym charakterze. Choć opowieść zbudowana jest na kanwie losów autentycznego więźnia KL Auschwitz, którego pobyt w obozie, a częściowo także obozowe losy można potwierdzić na podstawie zachowanej dokumentacji archiwalnej, to jednak książka zawiera bardzo liczne błędy i informacje niezgodne z faktami a także nadinterpretacje, przeinaczenia i niedopowiedzenia, na których zbudowany jest całościowy nieautentyczny obraz rzeczywistości lagrowej.
Dalej Wanda Witek Mailcka punktuje nieścisłości z iście aptekarską dokładnością. A co na to autorka? Heather Morris stwierdziła, że „Tatuażysta z Auschwitz” to historia Lalego Sokolowa a nie Holokaustu i nigdy nie miała zamiaru stworzyć akademickiego podręcznika. Nigdy nie mówiła też, że powieść ta to literatura faktu. 
Wszystkim zainteresowanym proponuję odrzucić zarówno uprzedzenia jak i zachwyty nad tą książką i spróbować po prostu delektować się dobrą powieścią o miłości, jaka wykiełkowała w okrutnych czasach i w strasznym miejscu. Jeżeli tak podejdziecie do sprawy zapewniam, że powieść przyniesie sporą dawkę dobrej lektury. Powieść napisana jest gładko, lekkim piórem, bez zbędnego roztrząsania codzienności obozowej. Tu na pierwszym miejscu jest wola przetrwania, walka o każdy dzień i o to, aby najbliższa sercu osoba również miała szansę dożyć do kolejnego świtu. Moim zdaniem piękna książka warta tego, aby się nad nią pochylić.  

Książka do kupienia w korzystnej cenie w księgarni Gandalf.

1 komentarz:

  1. Czytałam sporo opinii na temat tej książki i mam zamiar po nią sięgnąć w najbliższym czasie. :)

    OdpowiedzUsuń