poniedziałek, 16 listopada 2020

Bike - owa podróż

Cudna książka. Jedna z tych, którą trzymasz w ręce i wiesz, że zapewni Ci wiele wspaniałych chwil. Już na pierwszy rzut oka zaskakuje sporą wagą, piękną okładką, świetnym, grubym papierem, na którym została wydana i wspaniałymi zdjęciami. To jest książka, przy której czytanie jest czynnością wtórną. Ważne jest również oglądanie, wertowanie, wąchanie i głaskanie. Naprawdę! 
Uwielbiam jeździć na rowerze. Często z moim synem wsiadamy na nasze pojazdy i mkniemy. Raz na całodzienną wycieczkę, innym razem tylko kilka kilometrów, aby odwiedzić babcię. Ale zawsze uczucie jest to samo. Wolność, wiatr we włosach, chłód w upalny dzień... gorzej kiedy pada. Rower to radość z obcowania z przyrodą. Dlatego wiedziałam że książka „Bike – owe podróże” zauroczy zarówno mnie jak i mojego syna. Zwłaszcza że jesteśmy ze Szczecina. 
Daniel Kocuj, to człowiek ogarnięty maniakalną miłością do rowerowych podróży, zwaną przez niektórych cyklozą J. Jest to niewątpliwie nieuleczalna choroba (co widać po mojej rodzinie) choć jej objawy łagodzą brzydka pogoda, deszcz i wiatr. Poznajemy Daniela jako typowego mieszkańca Warszawy, pracownika jednej z tamtejszych korporacji. Na szczęście Daniel potrafi oderwać się do wielkomiejskiego szumu i po osiągnięciu stabilizacji finansowej postanawia zrealizować swoje marzenia. Wsiada na rower i mknie z Australii przez Indonezję, Malezję, Tajlandię, Birmę i Indie. Tu niestety kończy się pierwsza część podróży i reportażu. A gdzie nasz rodzinny Szczecin? Pewnie w drugim tomie… Podróż Daniela poznajemy nie tylko z jego perspektywy. Dużo opowiada nam Zander - przyjaciel podróżnika, który początkowo również podróżował, a później był "dobrym duchem " Daniela. Jeszcze inny obraz podróży przekazuje nam relacja dziewczyny Daniela, której – moi zdaniem – na podróż po prostu zabrakło odwagi. Cóż - ja chyba też bym się nie odważyła. Miłość do dwóch kółek jest w sercu naszego podróżnika tak wielka, że raczej obecność osóbki wolniejszej i mniej sprawnej byłaby dla niego tylko balastem. A tak pozostaje pędzić z wiatrem i napawać się wszystkim dookoła. 
Podczas podróży przez książkę poznajemy zarówno uroki wyprawy jak i trudności, z którymi Daniel musiał się borykać. A nie było łatwo. Rowerzysta musi pokonać bariery językowe, braki wody pitnej, odmienności żywieniowe, czy też po prostu brak podstawowej opieki medycznej. Ale nic to. Z każdej opresji wychodził obronną ręką głownie dzięki własnej pomysłowości oraz życzliwości miejscowych. 
Książka jest świetnie napisana. To tak, jakby wasz przyjaciel wrócił z dalekiej podróży, usiadł obok, na kanapie i prostym, pełnym emocji językiem zaczął opisywać to, co go spotkało. Relację z podróży czyta się bardzo przyjemnie, wręcz jednym tchem. Trochę przeszkadza mała czcionka, ale coś za coś. Dzięki małym literkom jest więcej miejsca na zdjęcia i w tym momencie grzeszek zecerski zostaje wybaczony. To niesamowita umiejętność tak umieć dobierać słowa, że z poszczególnych zdań wyłania się wachlarz emocji i obrazów. Niesamowite przeżycie zwłaszcza, że całość dopełniają wspaniałe zdjęcia z podróży. 
Ta książka to zamiennik lata, który pomoże przetrać te trudne listopadowe dni. Kubek herbaty, kocyk i hajda w podróż!

1 komentarz:

  1. Faktycznie, książka wydaje się bardzo interesująca. Zapisuję tytuł. :)

    OdpowiedzUsuń