„Zwiadowcy” towarzyszą mojej rodzinie od lat. Najpierw poszczególne tomy przeczytała moja córka. Będąc na wakacjach w Bieszczadach, każdą wolną chwilę poświęcała na lekturę. Czytnik w plecaku doprowadzał mnie do szaleństwa, bo zamiast na szczytach napawać się widokami, ona wkładała swój nos okularnicy w czytnik, i już jej nie było. Czytnik to Kindle z podświetleniem, więc wieczorami też nie miałam córki. I tak dwutygodniowe wakacje minęły, a moje dziecię przeczytało w tym czasie 10 tomów Zwiadowców. Każdy kolejny tom jest już celebrowany, choć do dzisiaj Starsza z pogardą podchodzi do czytania pojedynczych tomów i odgraża się, że jak saga dobiegnie końca, to przeczyta wszystkie tomy za jednym zamachem. Na szczęście na razie końca nie widać, a tom 15 pt. "Zaginiony Książę" jest dowodem na to, że Flanagan nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Ja też się zaraziłam miłością do Zwiadowców, a ostatnio Młodszy pochłania pierwszy tom. Co jest takiego wspaniałego w tej serii? Nie wiem. Może to, że autor stworzył równoległy świat, który wydaje się dużo prostszy od naszego. Może wspaniali bohaterowie? A może ta szczypta magii i czarów, za którą wszyscy tęsknimy...
Do Araluenu przybywa zrozpaczony władca Gallii z błaganiem o pomoc dla swojego syna Gilesa. Młodzieniec został porwany przez barona i - zważywszy na warunki, jakie stawia porywacz - nie zanosi się, aby dobrowolnie uwolnił chłopca. Król Duncan jest przekonany, że ta misja to świetny sprawdzian zarówno dla Willa, jak i dla młodziutkiej Maddie. Will będzie miał okazje sprawdzić się jako opiekun Madiie, a dziewczyna będzie mogła spróbować prawdziwej misji. Będąc pod opieką Willa będzie w miarę bezpieczna. Wyruszają w podróż jako rodzina kuglarzy - ojciec jest świetnym żonglerem, a jego córka wyjątkowo zręcznie posługuje się nożami. Odmiennie niż zawsze, nie mogą się ukrywać. Muszą wręcz obnosić się ze swoimi umiejętnościami licząc, że ich sława dotrze do barona. To daje nadzieję, że zostaną zaproszeni na dwór. Jeżeli tak się nie stanie... cóż, czego, jak czego, ale pomysłowości zwiadowcom nigdy nie brakowało. Will i Maddie udają się w niebezpieczną podróż. Spotkają na swej drodze wielu ludzi, zarówno dobrych jak i złych. Będą musieli zmierzyć się z wieloma niebezpieczeństwami i walczyć o powodzenie misji. Trudno opisać fabułę tak, aby nie zdradzić szczegółów, ale zapewniam, że niektóre perypetie czytałam z wypiekami na twarzy. Na szczęście w powieści są również wesołe chwile, które zapewniają nam głównie dialogi bohaterów. Ich uszczypliwość i poczucie humoru powodują, że powieść jest pełna ciętych wypowiedzi i ripost. Świetna zabawa.
Minusem powieści jest to, że po raz kolejny autor rozbił powieść na dwa tomy. Po zakończeniu „Zaginionego księcia” pozostał wielki niedosyt i trochę niesmak. Czytelnik ma wrażenie, że autor dzieli powieść głównie dla pieniędzy. Pewnie tak jest, co nie zmienia faktu, że drażni mnie ta coraz częstsza praktyka. Patrząc na tomiszcza Ursuli de L. Quinn to dla chcącego nic trudnego. A tak pozostaje nam czekać na zakończenie perypetii naszych bohaterów. Pomijając jednak ten drobny minusik - powieść jest rewelacyjna. To świetna książka na długi, zimowy wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz