"Gambit królowej” to najpiękniejsza książka, jaką czytałam ostatnimi czasy. I naprawdę nie ma tu znaczenia, czy czytelnik jest szachistą, czy nie. Zapewne w trakcie lektury warto wiedzieć, o co chodzi z tymi pięknymi figurkami rozstawionymi na biało – czarnych kwadratach; otwiera to pewnie przed czytelnikiem drugie dno powieści. Fragmenty będące dla laika suchym opisem partii szachowej, dla znawcy są tym, czym miód dla Kubusia Puchatka. Ale uwierzcie mi – przedstawiona historia jest naprawdę wspaniała i szachy nie mają tu większego znaczenia. Bo to nie jest wbrew pozorom powieść o szachach, ale o talencie, samotności i pasji. Ta książka bez wątpienia zasługuje na miano bestselleru.
Beth Harmon jest wychowanką domu dziecka. Trafiła tam jako jedenastoletnia dziewczynka, mająca spore problemy z kontaktami z rówieśnikami. Jej jedyną koleżanką jest sporo od niej starsza, czarnoskóra Jolene. Ich związek trudno nazwać przyjaźnią; to raczej zależność, dzięki której Beth odnajduje się w życiu sierocińca. Beth ma dwie słabości: pierwsza to zielone tabletki, wręczane każdemu dziecku co rano przez obsługę domu dziecka. Z Zasady działają uspakajająco, ale w głowie Harmon uaktywniają nieznane obszary mózgu, które pozwalają jej rozgrywać w głowie (bez udziału szachownicy i przeciwnika) partie szachowe. Bo drugą miłością dziewczynki są odkryte przypadkiem szachy. Beth pierwszą partię rozegrała w kotłowni z gburowatym woźnym, Panem Schaibelem. Od partii do partii mężczyzna odkrywa, że ma przed sobą diament. Szybko zaczyna przegrywać partię za partią i próbuje pomóc dziewczynie rozwijać się. Niestety to jeszcze nie ten moment. Przełom następuje, gdy Beth trafia do rodziny adopcyjnej. Nie żeby było jej łatwiej – o nie. Do wszystkiego dochodzi sama walcząc o każdą partię i każdego dolara, który jest niezbędny do udziału w turniejach szachowych. Dopiero, kiedy przekonuje swoją opiekunkę, że na szachach można zarabiać, wszystko nabiera tempa.
Losy Beth Harmon są tylko tłem do pokazania tego jak młoda szachistka unicestwia samą siebie. Z jednej strony cudowne dziecko o wielkim talencie, z drugiej strony uzależnienie od środków odurzających i alkoholu – te dwie twarze Beth walczą ze sobą. I jak to często bywa Harmon musi odbić się od dna, aby wspiąć się na szczyt. Niestety jej talent skazuje ją na samotność, a co za tym idzie na samotną walkę z nałogiem. Pomimo tego, że tęskni za bliskością, nie potrafi nawiązać bliższych relacji, a te, które nawiązuje, szybko niszczy. Czytelnik obserwuje jak jej przyjaciele pojawiają się tak samo szybko, jak odchodzą. Beth najczęściej jest sama – jej jedynymi towarzyszami są szachownica i flaszka. Na szczęście są ludzie, którzy wygonieni drzwiami wejdą oknem…
Powieść jest niesamowita. Na pierwszy rzut oka czytelnik dostaje historię o szachach, turniejach, gambitach i obronie sycylijskiej. Ale to nie szachy zadecydowały o sukcesie książki czy tez tak popularnego serialu. Sukcesem tej książki są ludzie. Każdy bohater powieści jest dokładnie przemyślany, a jego cechy charakteru wyrzeźbione z ogromną starannością… Każdy bohater jest wielką postacią sam w sobie. Niestety przed książką obejrzałam serial, więc myśląc o Beth mam przed sobą rudowłosą twarz aktorki Anyi Taylor – Joy, a arcymistrz Szachowy Borgow zawsze będzie miał dla mnie twarz Marcina Dorocińskiego. Bardzo tego żałuję, bo ograniczyłam samą siebie w odbiorze powieści, która jest o niebo lepsza niż serial.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz