Nie przepadam za opowiadaniami, ale „Księgarenka przy ulicy Wiśniowej” urzekła mnie nieprzeciętnie. Piękne opowiadania, w których aż skrzy od wspaniałych uczuć, ludzkich gestów, czułych słów, marzeń i prezentów. Charakter książki świetnie oddaje okładka – tajemnicza, elegancka i świąteczna do bólu. Myślę, że w tych zaganianych czasach warto zwolnić i poczuć atmosferę tej książki. To prawdziwa książka dla kobiet, ale nie dla tych, które uwielbiają ckliwe romansidła. Ta książka to coś dużo dużo więcej.
W pierwszej kolejności poznajemy Pana Alojzego – właściciela maleńkiej księgarenki przy ul. Wiśniowej. Pan Alojzy jest trochę smutny, bo od pewnego czasu nosi się z zamiarem zamknięcia swojej księgarni i właśnie przyszedł ten moment w życiu, w którym postanowił wcielić swój plan w życie. Żal przepełnia mu serce, bo zdaje sobie sprawę, że dla wielu stałych bywalców, księgarnia stała się ważnym elementem życia. Pan Alojzy w kącie postawił fotel, na którym wiele osób czyta książki. To prawdziwi maniacy – czytają z wielkim namaszczeniem i oddają poszczególne tomy właściwie nienaruszone. Każdemu z nich właściciel postanawia sprawić gwiazdkowy prezent – tak na pożegnanie. I w ten sposób poznajemy bohaterów poszczególnych opowiadań. Urszulę, która bardzo potrzebuje stałej pracy bo ma małego syka na wychowaniu. Sędzinę Dering, która zabrała syna od kochającej matki. Małego Franka wychowywanego przez babcię. Skąpego furiata, Euzebiusza, którego jeden wigilijny wieczór odmienił o sto osiemdziesiąt stopni… Każdy z nich otrzymał od pana Alojzego książkę, każdy jest na zakręcie swojego życia i każdy traci wiarę. Na szczęście za pomocą książek, Pan Alojzy pomaga każdemu tę wiarę odzyskać.
A Pan Alojzy? A to zupełnie inna historia… Książka ma wielu autorów – składa się przecież z opowiadań, które stworzyli różni ludzie. Każde jest bezsprzecznie zachwycające i każde otula ciepłem w te mroźne, zimowe wieczory. Każde jest inne, ale wszystkie w przepiękny sposób tworzą jedną całość, która zachwyca przesłaniem i nastrojem. Jednak to co dla mnie najważniejsze to to, że osią wszystkiego są książki. A to jest właśnie to, co tygrysy lubią najbardziej. Pięknie i magicznie wiążą wszystkie opowiadania w całość, a czytelnik nie może się od poszczególnych historii oderwać. Bo jak tu przerwać lekturę skoro każde opowiadanie ma książkowego bohatera w tle – „Alicję w Krainie czarów”, „Zabić drozda”, „Wiersze” Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, „Błękitny Zamek”, „Opowieść Wigilijna” i kilka innych. To po prostu magia. Coś pięknego.
Jakże ja bym chciała spotkać na swojej drodze takiego Pana Alojzego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz