niedziela, 16 czerwca 2013

W przededniu

Wydawnictwo "Prószyński i s-ka" towarzyszy mi od dawien dawna. Kiedy tylko powstało, wraz z moimi przyjaciółmi namiętnie przeglądaliśmy kilkunastostronnicowy (papierowy) katalog, który raz na dwa miesiące listonosz wrzucał do skrzynki pocztowej. Z każdego coś wybierałam i zawsze wśród kilku pozycji znajdowała się książka z serii "Fantastyka". To właśnie wtedy poznałam przygody Alvina Stwórcy, twórczość Ursuli K.Le Guin i oczywiście świetną sagę o Enderze. "Gra Endera" przez długi czas była moją ukochaną książką z gatunku fantastyki. Dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po książę pt. "W przededniu" spodziewając się niezłej literackiej przygody współtworzonej przez Orsona Scotta Carda.
Nie ukrywam - moje obawy wzbudził fakt tworzenia serii w serii. "W przededniu" jest pierwszym tomem ciągu preqeli, których akcja dzieję się sto lat przed narodzinami Endera. Biorąc książkę do ręki bałam się, że będzie to twórczość wymuszona, jak się to często zdarza przy tego typu literaturze. Na szczęście myliłam się.
Powieść toczy się kilkuwątkowo. Obserwujemy rodziny górników eksploatujących skały i planetoidy krążące w przestworzach. Typowo dla Orsona Carda mamy tu przedstawione prozaiczne, "ludzkie" problemy. Powiązania, emocje, łączenie się w pary, tworzenie rodzin - to wszystko jest ważne, pokazuje nam stosunki łączące głównych bohaterów. To nic, że w kosmosie, nie ma znaczenia brak przyciągania - życie niewiele różni się od tego ziemskiego. W tym wątku czułam się całkiem dobrze. Przypominał dawną twórczość Carda. W innym miejscu powieści mamy przyjemność obserwować służby specjalne w trakcie ćwiczeń i treningu. Ta część powieści dała mi najwięcej frajdy. Trzecim wątkiem jest samotna podróż górnika na księżyc z misją ratowania ludzkości. Cóż - ten wątek moim zdaniem powstał tylko po to, aby móc pisać kolejne części powieści. Właściwie nic nie wnosi i oczywiście nie znajduje zakończenia. 
Generalnie w powieści mocno widać wysiłki autorów do przedłużenia powieści. Konieczność rozbicia ciekawej historii na kilka tomów powoduje, że traci ona wiele ze swojego uroku. Są sceny nie pasujące do reszty, które wybijają czytelnika z rytmu i drażnią, kiedy uświadomimy sobie, że nie mają większego sensu, a ich znaczenie zostanie pewnie wyjaśnione w kolejnych częściach powieści.
Książkę przeczytałam z przyjemnością i napisałabym że jest dobra, gdyby nie to, że zupełnie niedawno powróciłam do "Gry Endera". Orson Scott Card przyzwyczaił czytelników do bardzo dobrej fantastyki - przemyślanej, z wyraźnymi postaciami i konsekwentną fabułą. Potrafił zaskakiwać i wzbudzać podziw nad zastosowanymi rozwiązaniami. "W przededniu" tego nie ma. Fabuła jest prosta, wręcz banalna, a bohaterowie nie zachwycają. 
Książka bardzo spodoba się tym, którzy zaczynają przygodę z fantastyką i Enderem. Znawców i koneserów serii o Enderze może znudzić i rozczarować. Uważam jednak, że nawet oni powinni sięgnąć po "W przededniu" - z czystej ciekawości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz