Młoda kobieta Hanna Lerska w ciągu jednej chwili traci wszystko. Zawala jej się cały świat. Nie je, nie pije, każdy oddech jest przemyślany i wymuszony. Kotwicą trzymającą przy życiu jest Irenka - gosposia zaprzyjaźniona z rodziną Hani - która głaszcze po głowie i powtarza "będzie dobrze". Druga podpora życiowa to Dominika; szalona trzpiotka chwytająca życie pełnymi garściami. Pewnego dnia na horyzoncie pojawia sie Mikołaj. Zakochuje się w Hani bez pamięci i walczy o jej uczucie całym sobą. Oczywiście uczucie się rodzi, Hania mięknie jak plastelinka, uginają się pod nią nogi, broni się przed miłością.... brrrr okropność. Mina i spojrzenie kotka ze Shreka to pikuś przy ilości słodkości zawartej w tej powieści.
Cóż, książka może i by mi się spodobała gdyby autorka nie rozciągnęła jej na ponad 600 stron. Uważam, że połowa tego byłaby w sam raz. A tak? Mamy ślimaczącą się akcję, przydługie opisy mierne, na siłę rozciagane dialogi. Do tego wszystkiego mamy również mdłych bohaterów rodem z love story (nie obrażając oczywiście klasyków) Wszyscy piękni, młodzi i bogaci, każdy idzie przez świat z brodą uniesioną wysoko do góry. Nawet Hania, która para się mało płatnym zawodem nauczyciela jest finansowo ustawiona dzięki zapobiegawczemu tatusiowi. Myślę, że autorce tak po prostu było łatwiej. Wszak w powieści liczy się tylko miłość!
Nie rozumiem wszechobecnego zachwytu tą powieścią. Uważam, że jest to jednowątkowa prosta i płytka historyjka dla niezbyt wymagających gospodyń domowych.
Pierwsze 200 stron przeczytałam, przez kolejne 200 przemknęłam, a ostatnie 200 po prostu zmęczyłam. I jak rzadko - nie polecam
Jej! Niedawno kupiłam całą trylogię i zamierzam się do niej w czasie przerwy świątecznej... no zobaczymy.
OdpowiedzUsuńTa część jeszcze mnie zainteresowała Krok do szczęścia był jeszcze jeszcze, za to Zgoda na szczęście - jedna wielka porażka!!!!
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale mam ochotę :-) Twoja opinia jest chybą jedyną która nie wychwala powieści pod niebiosa ;)
OdpowiedzUsuńNareszcie jakaś opinia bez ochów i achów. Równowaga jest w życiu potrzebna :D
OdpowiedzUsuńI tak bym nie sięgnęła, już sam opis wydawcy zniechęca, a twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w moim postanowieniu:)
Ja zachęcona pozytywnym opiniami i wszędobylskimi achami i ochami nad tą książką zakupiłam ją. I żałuję. Niestety męczyłam ją już od początku i w połowie doszłam do wniosku, że dosyć już tych męk. Nie doczytałam do końca:>
OdpowiedzUsuńJa czytałam w czasach największych smutków, a tam było tak niestrawnie słodko, że aż mi się milej zrobiło. I chyba dlatego tak lubię. To nic, że sama książka nie za ambitna. Obok Marininy to największy pocieszacz. Równowaga musi być! :D Niestety, kolejne części dużo gorsze. Albo raczej czytane w milszych samopoczuciach.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko na mnie wywarła wrażenia ;)
OdpowiedzUsuńPożyczyła mi ją koleżanka, która ogromnie książkę zachwalała. Mówiła, że jak już zaczęła czytać to skończyć nie mogła. Najpierw ona, potem jej siostra i mama. A ja... przeczytałam ją, bo już wypadało ;) Od początku łatwo się domyślić jak się skończy, kilka wątków jest całkowicie niepotrzebnych, kilka jest tak oklepanych, że aż byłam zdziwiona że znalazły się w tej książce.
Lubię od czasu do czasu przeczytać proste historie z happy endem, powieści które po prostu się połyka, bo choć nie mają większej wartości to są fajne i dobrze napisane. W tej jednak za dużo dłużyzn i chyba faktycznie - dwa razy za dużo stron jak na tę treść ;)
Nie przepadam za takimi książkami - nic nie wnoszą w nasze życie i za kilka miesięcy całkowicie o nich zapominamy. Za określenie bohaterki, która "mięknie jak plastelinka" masz u mnie ogromnego plusa i duży uśmiech :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam