czwartek, 23 stycznia 2014

"Zgoda na szczęście i "Krok do szczęścia" - jestem szczęśliwa że już za mną!

Przyznam się, przeczytałam zarówno "Zgodę na szczęście" jak i "Krok do szczęścia". Gnioty jakich mało. Nawet pisać mi się nie bardzo chce, bo właściwie nie ma o czym. Przemknęłam przez treść niczym ślizgacz po falach  i im dalej brnęłam, tym bardziej mój wzrok zamiast czytać jedynie śmigał po literach. Wykładowcy szybkiego czytania mogą mnie chwalić i czuć dumę z pojętnego ucznia. 
Akcja toczy się - a właściwie turla - niczym piłka w błocie. Czyli właściwie stoi w miejscu. To co się wydarzyło można skreślić w dwóch, trzech zdaniach.  Hania trapi się tajemnicą skrywaną przed Dominiką. Mikołaj trapi się Hanią. Dominika trapi się... nie, Ona na szczęscie się nie trapi. Dziewczyna jest super i to jedyny powód, dla którego dobrnęłam do końca tej trylogii. 
Powieść ciągnie się jak flaki z olejem. Wynudziłam się niemiłosiernie. Tak naprawdę to wszystkie trzy tomy są dobrym materiałem na ... książkę. Ale jedną, a nie trzy. Do tego powieść jest obrzydliwie słodka, sentymentalna i pełna wzniosłych zwrotów, których w normalnym życiu po prostu się nie używa. Żeby chociaż coś się działo, to można by powiedzieć, że to taka bajka dla zakompleksionych kobiet, które przez całe życie czekają na księcia z bajki zamiast brać życie za rogi. Ale nie! Hania przez 10 stron czeka, przez kolejne 10 płacze, a przez kolejne 100 dochodzi do siebie. Cierpienie Hanki jest mocno przerysowane, a Ona sama jest porcelanową laleczką nie radzącą sobie w życiu. Ma farta, że jest jedynie bohaterką powieści, bo w normalnym życiu dawno skoczyłaby z okna.
Jednym ciekawym charakterkiem jest Dominika choć i ona w trzecim tomie zawodzi.
Podsumowując: nie czytajcie - szkoda czasu. 
..........................................
Po pytaniach i komentarzach dodam jeszcze jedno.
Moim zdaniem super ekstra opinie o tych książkach wynikają z polityki wydawnictwa, które rozesłało do recenzji pewnie "tysiąc egzemplarzy". Pamiętam, (współpracowałam z wieloma wydawnictwami) jak trudno jest napisać krytyczną recenzję o książce, którą się "dostało". Ciesze się bardzo, że ten etap mam za sobą. W pewnym momencie powiedziałam sobie, że nigdy nie napiszę recenzji wbrew sobie. Ilość współpracujących wydawnictw stopniała, ale nie żałuję. Te, które zostały są moje, ukochane i dzięki nim wiem, że można pisać w zgodzie z samym sobą.

10 komentarzy:

  1. No masz, a wszyscy chwalą na potęgę...
    Na fali tych pochwał podsunęłam naszej bibliotekarce pomysł zakupu tych książek. Już mi nigdy więcej nie zaufa:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio aż tak źle? To czemu te książki są bestsellerami? Miałam przeczytać, ale już chyba tego nie zrobię, bo to nie pierwsza negatywna opinia, z jaką się spotykam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam "Krok do szczęścia" i mam identyczną opinię- gniot jakich mało! Aż mnie oczy bolały pamiętam. Na nieszczęście książka nie należy do cienkich, więc można sobie zafundować długotrwały ból głowy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Alibi na szczęście było super, Krok... trochę słabszy, natomiast Zgoda... niemiłosiernie mnie wymęczyła. Zgadzam się z Tobą w 1000% podsumowując całą serię, historię można było zamknąć w jednym tomie. Za dużo miałkich opisów, wyidealizowanych słówek a Hanka po prostu ciamajda jakiej mało.

    Co do ocen książek - jeśli je dostaję od wydawnictwa, to gdy książka mi się podoba to oceniam ją wysoko, jeśli natomiast jest słaba to o tym piszę. Tylko jedno wydawnictwo "obraziło się" na mnie za mało przychylną ocenę książki i teraz na moje maile nie odpowiada ;) To tylko o tych wydawnictwach świadczy. Jednak jest kilka które zrozumiały moją ocenę - przecież nie wszystko musi nam się podobać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie męczę "Zgodę na szczęście". Piszę męczę, bo to czytaniem nazwać nie można od pół roku leży ona rozpoczęta na nocnym stoliku i w ostatnich dniach stwierdziłam, że dłużej tak nie może być i postanowiłam ją skończyć bo nie lubię nie kończyć zaczętych książek. Całkowicie zgadzam się się z Twoją opinią. Ta powieść dla mnie po prostu jest infantylna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkowicie zgadzam się z oceną. Również przebiegłam wzrokiem przez wszystkie tomy i nie mogłam zrozumieć, skąd ten recenzyjny zachwyt. Teraz chyba już wiem. ;) Moim zdaniem to materiał raczej na telenowelę niż książkę. Te dialogi: słodzisz? tak, słodzę. ile łyżeczek? jedną. to może ja ci posłodzę? tak, to dobry pomysł, Haniu... ;) Fabuła i papierowe postacie to jedno, ale pod względem językowym te książki też pozostawiają dużo do życzenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Po przeczytaniu Twojej opinii oraz komentarzy zastanawiam się jedynie, po co się męczyłyście? Czy nie lepiej było po kilku stronach odłożyć książkę na półkę i sięgnąć po ciekawszą/wartościowszą/lepiej napisaną powieść?
    Mnie odstraszają już same okładki. Zapowiadają słodko-mdławą treść... Od dawna po tego typu powieści nie sięgam - nie lubię "twórczości" Michalak czy Enerlich i mam do tego prawo :)
    A z wydawnictwami nie współpracuję. Sama wybieram, co chcę przeczytać i zgodnie ze swoim czytelniczym sumieniem chwalę albo krytykuję. I cenię blogerki, które mają podobne zasady. Do innych staram się nie zaglądać, bo nie są w moich oczach wiarygodne...
    Życzę Ci więcej szczęścia przy wyborze kolejnej lektury. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, jaki target, takie produkt. Mnie raczej nikt nie zmusi do sięgnięcia, ale panie u nas w bibliotece prześcigają się w zapisach (podobnie jest z Greyem).
    Zgadzam się z Agussiek, warto było się męczyć?

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgodzę się z Wami co do jednego, no może dwóch punktów: dialogi i za grube. Ale co do fabuły, przepraszam ale nie zgadzam się, chociażby do zdania: "Hanka to ciamajda", że nie dałaby sobie rady w prawdziwym życiu. Chyba nigdy nie przeżyłyście tragedii związanej ze śmiercią bliskich osób i nie zostałyście same z problemem, z bólem, z żalem. i chyba nie wiecie co człowiek w takich chwilach przeżywa i jak się zachowuje. Obyście nigdy nie musiały tego przeżywać, życzę Wam tego z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dora ja rozumiem ból, i stratę i nawet strach, ale to niezdecydowanie Hanki to GRUBA przesada....chcę ale nie chcę, boję się a może nie boję, spróbuję a może nie spróbuję...koszmar jakiś. Pewna komentatorka stwierdziła czemu się męczyłyśmy, ja męczyłam się bo miałam nadzieję że coś się rozkręci, niestety się nie rozkręciło, pierwszy tom był dla mnie porażką, drugi i trzeci ciut lepszy, ale książka na raz i do zapomnienia, nie warto kupować, lepiej wypożyczyć, a recenzja jest bardzo trafna :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń