wtorek, 11 grudnia 2018

Aparatus, czyli o fantastyce nawet dla tych, którzy nie kochają fantastyki

Twórczość Andrzeja Pilipiuka pokochałam, kiedy przyszło mi bliżej zapoznać się z imć Jakubem Wędrowyczem. Ten pijus i zakapior zdobył moje serce. Zaśmiewałam się do łez czytając o jego perypetiach. Potem przyszło mi poznać serię pt. "Oko jelenia" i przepadłam dokumentnie. Dlatego - choć za opowiadaniami nie przepadam - każdy tom opowiadań Andrzeja Pilipiuka przynosi mi radość. I tym razem się nie zawiodłam. Aparatus mnie zachwycił. W wielu księgarniach książka ta jest przedstawiana jako nowość, pamiętajmy jednak, że to kolejne wydanie tej książki, co wyraźnie świadczy o tym, że Pan Andrzej Pilipiuk wysoko wznosi poprzeczkę.
Opowiadania Pana Andrzeja mają bardzo specyficzny klimat. To tak, jakby wszystkie były opowiedziane w kolorze sepii. Mają wyjątkowy, specyficzny nastrój, którego nikt nie powinien naśladować, bo nie ma szans na sukces. Każde naśladownictwo będzie tyko marną imitacją Mistrza. Fantastyczne krainy nie mają sobie podobnych właściwie nigdzie. Alternatywne rzeczywistości zaskakują niespotykanymi cechami. Tylko postacie kolekcjonera staroci Roberta Storma i doktora Pawła Skórzewskiego powodują, że czytelnik oddycha z ulgą. To starzy znajomi z poprzednich tomów opowiadań i czytelnik w miarę wie, czego się można po nich spodziewać. Nie oznacza to wcale że są oni przewidywalni w swoich działaniach. O nie! Zapewniam Was, że zaskoczą niejednym. 
Urzekło mnie opowiadanie pt. "Księgi drzewne". Skrzypce - z racji pasji mego syna - są mi bliskie, a tu przedstawione są jako coś przepięknego i tajemniczego. A już mała, rudowłosa skrzypaczka, będąca tajemnicą samą w sobie - rewelacja. Świetnie jest również opowiadanie pt. "Staw". Z jednej strony trochę przegięte i zakręcone, z drugiej - każdy, kto był w warszawskich łazienkach i widział pływające karpie - giganty zrozumie, że mogą być one pierwowzorem niejednego potwora. Za to bojowe wiewióreczki raczej mnie rozczuliły, niż przestraszyły. Trochę mniej podobało mi się opowiadanie pt. "Ośla opowieść", a to za sprawą nawiązania do bajki pt. "Pinokio", którą bardzo lubię. Nie zmienia to jednak faktu, że pomysł przedni i zaskakujący. Trochę potworny, ale z drugiej strony literatura Pana Pilipiuka zdążyła mnie już do tego przyzwyczaić. 
Wstrząsnęło mną opowiadanie pt. „Za kordonem. Lwów”. Pokazuje nam ponurą historię naszych wschodnich ziem, które utraciliśmy po II wojnie światowej. Oczywiście jest tajemnicza maszyna, szpiedzy i zadanie do wykonania, ale tło historyczne po prostu poraża. Uważam, że świetnie pokazuje samotność Polski po II wojnie światowej. Piękne, polskie miasto Lwów, już właściwie nie polskie, musi zmierzyć się z samotnością i opuszczeniem... smutne to. 
Mamy jeszcze dwa opowiadania, jednak nie będę się więcej wdawała w szczegóły. Powiem tylko, że są bardzo klimatyczne - wieje z nich tajemnicą, pierwotną przyrodą, magią i historią. Wszystko w biało - czarnych barwach, emanuje prostotą przekazu. Opowiadania nie są skomplikowane. To najczęściej jednowątkowe historie, które pozwalają czytelnikowi zatopić się w fabule, a nie główkować, kogo z czym połączyć. Każde opowiadania zachwyca puentą, każde zaskakuje czytelnika pomysłowością autora.
Jeżeli macie ochotę zanurzyć się w inne alternatywne światy i posmakować magii - polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz