Książki dla dzieci przyciągają moją uwagę kilkoma cechami. Pomijając cechę najbliższą memu sercu tj. datę wydania (im starsze tym lepsze, tym wartościowsze i tym bardziej mnie wzruszające), największą wagę przywiązuję do treści, jakie dziecku są przekazywane. Kilka razy napotkałam "gnioty", na szczęście szybko zorientowałam się, z czym mam do czynienia. Tym razem nie zawiodłam się. Po prostu "perełka". Książka pt. "Opowieści straszne i niestraszne" autorstwa Cornelii Funke jest książką, która pomaga dziecku oswoić różne uczucia, np. strach.
Cornelia Funke jest bliska memu sercu dzięki trylogii "Atramentowa krew". Mając w pamięci prostotę i jasność języka użytego w tej trylogii oraz wartkość akcji, byłam ciekawa wrażeń jakie wzbudzą we mnie opowieści.
Opowiadania są podzielone na dwie grupy - w pierwszej opowiadania zahaczają o krainę fantazji, zarówno tą baśniową jak i mroczną i straszną. Jest potwór, który połyka autobus pełen dzieci, budyniowe monstrum wynalezione przez Pafnucego Pechrączkę, czy też lodówkowa paskuda, która czyni w jedzeniu straszne spustoszenie.
Druga grupa opowiadań zawiera opowiadania z naszego świata, mówiące często o relacjach międzyludzkich. Mojej Starszej bardzo spodobało się opowiadanie o piesku zostawionym przez właściciela w schronisku. Piesek obserwuje świat spoza krat i czeka na "dwunoga", który zabierze go ze sobą do domu.
Przechodząc do sedna sprawy: moja Starsza boi się ciemności. Nie wiem skąd wziął się ten lęk - z przedszkola, z podwórka - po prostu nie wiem. I nagle w jednym z opowiadań dzieciaczek też boi się ciemności, co więcej w ciemnym pokoju odkrywa ducha, który... jest samotny i biedny i trzeba szybko coś zrobić żeby mu pomóc.... Czyż nie cudowne ? Do tego piękne ilustracje, właściwie na każdej stronie, które pomagają w oswojeniu treści książki. Nawet smok, który w opowieści jest straszny, namalowany jest w sposób budzący ogromną sympatię.
A na zakończenie dodam, że moja córcia śpi w towarzystwie duszków z Ikei (lampeczka dająca bardzo przyćmione światło) Duszki mają akumulatorek, więc nawet bez podłączonego kabla świecą ponad 12 godzin. Problem tylko taki, że gapowaci rodzice ostatniej nocy nie podłączyli duszka do prądu. Efekt nastąpił około 4 nad ranem i miał postać krzycząco - płaczącej córci. Pytam jej więc: "Kochanie dlaczego nie przyszłaś do nas tylko krzyczałaś?" na co słyszę "A skąd miałam wiedzieć gdzie są drzwi skoro było ciemno?" Cóż topografia pokoju widocznie zmienną jest w zależności od natężenia światła..."
Moja ocena 5/6
Muszę zapamiętać tytuł. Mam nadzieję, że namierzę ją w bibliotece, do której zabieramy Tatiankę. Nasza Tatiana nie boi się może ciemności, ale ma obsesję na punkcie potworów wszelakich. To chyba wpływ przedszkola i dziecięcych zabaw. :) Pozdrawiam. Jola
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i polecam jeszcze „Kiedy Święty Mikołaj spadł z nieba” Cornelii Funke, historię prawdziwego Świętego Mikołaja. Życzę świetnych tematów i czasu na pisanie :-)
OdpowiedzUsuńKarotka (http://synkowe-czytanie.blog.onet.pl)