wtorek, 7 września 2010

Podoba mi się tytuł.

Książka trafiła do mnie jakieś pół roku temu z półki przyjaciółki. Komentarze były wręcz powalające: Zachwycisz się! Ja nie mogłam się od niej oderwać! Prałam przy niej, gotowałam i w ogóle, póki nie skończyłam, moje życie toczyło się wokół niej! Mąż przyjaciółki: "W pracy zakazałem wchodzenia do mojego gabinetu i czytałem póki nie skończyłem!" (Jest Prezesem firmy). No dobra. Przetrzepałam blogi - rzeczywiście same plusy. Jednak, jako że książka objętościowo spora, a ja miałam "bibliotekowe musy", książka najpierw trafiła do członków mojej rodziny. Komentarze również zachęcające i to bardzo. W końcu sięgnęłam i co? Wybuchu wulkanu nie było, ale rzeczywiście warto. 
"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" to niewątpliwie kryminał dużego kalibru. Zagadka sprzed kilkudziesięciu lat, której nikomu nie udało się rozwikłać, ciekawe rozwiązanie, dobra konstrukcja, która prowadzi czytelnika od podejrzanego do podejrzanego nie dając możliwości stwierdzenia "ja już wiem". Nawet kiedy czytelnikowi wydaje się, że już wie, to nagle okazuje się że wie tylko małą cząstkę całości. W tej kwestii ogromny szacunek dla autora. Kryminalne misterium. Natomiast moim zdaniem książka byłaby lepsza, gdyby zamiast 600 stron liczyła 350, a autor dałby sobie spokój z opisywaniem dziesiątek marek i firm, które w jakiś sposób pojawiały się na kartach powieści. Drażniło mnie to okrutnie. 
Oprócz wątku kryminalnego książka ma dodatkowe dwa dna. 
Pierwsze dotyczy kobiet i ich bierności wobec spotykającej je przemocy. Statystyki podawane przez Larssona (jeżeli mają odzwierciedlenie w rzeczywistości) są zatrważąjące. Autor ciekawie rysuje bohaterów i ich zależności. W książce nie ma kobiet słabych. Każda jest inna, charakterna do bólu, każda ma swoje za skórą i budzi w czytelniku konkretne uczucia. Opisy ich zalet i wad są przejaskrawione i nie zostawiają zbyt wiele miejsca dla wyobraźni czytelnika. Inaczej ma się sprawa z mężczyznami. Poczynając od głównego bohatera poprzez adwokata rodziny, męskich pracowników redakcji "Millenium" a na kuratorze kończąc - wszyscy są przedstawieni bez przysłowiowej ikry. Nawet mężczyzna, który działa na dwa fronty - co niejako zmusza do wprowadzenia złych cech charakteru - jest  opisany jakby przez mgłę. Idealnym przykładem jest para głównych bohaterów. On - zagubiony dziennikarz, bez pomysłu na życie; ona - super inteligentna dziewczyna, walcząca z przeciwnościami losu. Nawiasem mówiąc Jej postać jest moim zdaniem aż przerysowana. 
Drugie dno trudno mi określić tak dokładnie. Dotyczy ono rzeki słów, umiejętności snucia powieści tak, że nie można się od niej oderwać. Często ta cecha w książkach jest niezauważalna - mnie w tej książce to właśnie zachwyciło. To tak, jakby autor przy każdej stronie mówił do mnie: "Hej to jeszcze nic, przeczytaj jeszcze kawałeczek, a dopiero zobaczysz!" 
Polecam każdemu, kto ma czas zagubić się w kartach powieści. 
A na zakończenie dodam, że książkę wzięłam na wakacje i to był mój błąd. Wyszukiwałam najmniejsze chwileczki i momenciki, żeby tylko móc przykucnąć i przeczytać choćby kawałeczek... A przy Starszej i Młodszym nie było to łatwe, oj nie....

4 komentarze:

  1. U mnie ta książka też już leży z dobre pół roku i kupiłam ją pod wpływem pozytywnych recenzji. Muszę się w końcu za nią za brać! Jak za resztę książek, które czekają a czasu wolnego nie przybywa niestety

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja ją na audiobooku słucham..słucham i słucham...w trakcie różnych czynności...po prae minut..wciąga...nawet mycie naczyń przy niej jakoś wciąga..:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja chyba muszę się w końcu na nią skusić ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A u mnie to było tak: kupiłam, położyłam w końcu zaczęłam czytać, odłożyłam, bo denerwował mnie ten początek, spróbowałam znowu i się zakochałam, miłość trwa do dziś :D

    OdpowiedzUsuń