sobota, 4 grudnia 2010

Hakawati - recenzja NIE mojego autorstwa

Hakawati to książka, którą przeczytałam zachęcona opisami na blogach. Był taki moment, kiedy pisano o niej niemal wszędzie. Co ciekawe - ani jedna recenzja nie była zła. Jeżeli już, to pisano "nie w moim stylu", ale nigdzie nie ujęto wielkości książki. Słusznie. Powieść jest niesamowita - pełna magii, nastroju, dżinów i czarów. 

O tej książce napisano już niemal wszystko. Dlatego - jeżeli pozwolicie - stworzę recenzję z Waszych opowieści. 
"Choć kilkadziesiąt pierwszych stron ciągnęły się jak makaron spagetti, tak dalsza część książki jest rewelacyjna. Ogromna ilość fascynujących opowieści nie tylko o życiu, dorastaniu, codziennych rozterkach, ale także wiele takich, które zabierają nas do krainy, którą trudno jest sobie wyobrazić nawet w najbogatszym i urozmaiconych śnie".
"Jest to książka, nie będąca jedną historią. Przywodzi na myśl "Baśnie tysiąca i jednej nocy", gdzie Szeherezada opowiada wiele pięknych baśni, aby skruszyć serce swojego małżonka i pozostać przy życiu jeszcze jedną noc".
Alameddine stał się więc hakawatim - nie znam jednak jego głosu, nie przycupnęłam na krzesełku w starej herbaciarni, by wysłuchać jego gawęd. Sięgnęłam po opasłą ksią żkę, niezbyt wygodną w czytaniu, z czego się wprawdzie cieszę. Wolałabym jednak słuchać. Ba, kto by nie wolał???

Okładka, która urzeka...
Na początku trudno się połapać w przeplatających się historiach przeskakujących od baśni jak z 1001 nocy do rzeczywistości XX/XXI wieku, od dżinnów i demonów, wojowników i wezyrów do historii rodzinnej. Ale wystarczy kilkadziesiąt stron, żeby złapać rytm i dać się ponieść, a wtedy zaczyna się ogarniać całość, ukazują się skomplikowane związki pomiędzy opowieściami. Co najważniejsze, żadna z nich ani przez moment nie nuży.
Po przeczytaniu książki - myślę: chapeau bas! Ciekawe przedsięwzięcie i konsekwentnie przeprowadzone.
Ale w trakcie lektury moje odczucia oscylowały: od zaczytania po wrażenie przesytu, od radości, jaką daje przeskakiwanie między wykreowanymi światami po barbarzyńską chęć rozczłonkowania księgi na trzy części i zanurzenia się wyłącznie w sagę al-Charratów.
"...jest to świetna lektura na mroźnie dni i wieczory, gdy wolimy zawinąć się w koc z kubkiem herbaty w ręku i pozwolić się przenieść w krainę baśni. Autor jest z pochodzenia Libańczykiem, a Liban to jest ojczyzna hakawatich, więc nic dziwnego, że ma on dar snuć pięknych i wciągających opowieści".

A na zakończenie cytat z recenzji Padmy, który porwał mnie i zachwycił

"Słuchaj. Opowiem ci historię. Dawno, dawno temu... Magiczne słowa, otwierające nieznane światy. W naszej kulturze słyszą je najczęściej dzieci. W świecie arabskim opowiadanie i słuchanie historii jest, a raczej było, podstawową formą rozrywki. Rabih Alameddine w swojej powieści „Hakawati. Mistrz opowieści” zabiera nas w podróż do świata baśni z tysiąca i jednej nocy, świata, w którym mistrzowie opowieści są wybitnymi osobistościami, a dżiny, wezyrowie i księżniczki są równie realni jak członkowie najbliższej rodziny. Przy okazji zręcznie prowadzi nas przez najnowszą historię Libanu, pokazując nieco inny obraz arabskich emigrantów – nie fanatyków religijnych, ale ludzi zagubionych, szukających swojej tożsamości i korzeni".


5 komentarzy:

  1. Mnie książka jakoś nie urzekła. Fakt, niektóre opowieści czytało się naprawdę przyjemnie, ale jak dla mnie to mało, by całość zdołała mnie zachwycić,tak jak zachwyciła wiele osób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę mnie zaskoczyło, że znalazł się tutaj fragment mojej recenzji :). To bardzo miły początek dnia. Ale zastanawia mnie jedno - czy o "Hakawatim" naprawdę można powiedzieć wszystko? Śmiem wątpić.

    A okładka angielskiego wydania jest faktycznie cudowna. Ale jakoś wolę naszą rodzimą - niebieską :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Hakawati" wciąż na mej półce i wciąż w kolejce.
    Już naprawdę nie mogę się doczekać :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, bardzo ciekawy pomysł na recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa czy i mnie urzekłaby...

    OdpowiedzUsuń