sobota, 25 grudnia 2010

"O chłopcu, który ujarzmił wiatr" i... zdobył moje serce

Skończyłam czytać książkę, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Rzadko kiedy po odłożeniu książki czuję niedosyt. Najczęściej moje "ja" przyjmuje do wiadomości fakt, że historia się skończyła i czas sięgnąć po nową. A tu nie! W przypadku książki "O chłopcu który ujarzmiła wiatr" czułam niedosyt i chęć poznania dalszych losów tytułowego chłopca. 
Książka zgodnie z opisem wydawcy zapowiada się na historię młodzieńca - pomysłowego i żądnego wiedzy. Dzięki własnemu sprytowi i inteligencji z przysłowiowego "niczego" buduje wiatrak. Rzeczywiście historia chłopca  jest, tyle że zajmuje 1/3 książki. Druga historia, której się nie spodziewałam, a która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to opowieść o ludzkim dramacie, jakim jest głód. W 2002 roku w Malawi susza zniszczyła zbiory. Doprowadziło to do śmierci milionów osób. Książka nie traktuje tematu ogólnie a przedstawia walkę o życie tej jednej konkretnej rodziny. Nie brakuje w niej opisów, które chwytają za serce. "Kobiety z wychudzonymi szarymi twarzami siedziały osobno błagając Boga o zmiłowanie. Ale robiły to po cichu nie płakały. Wszędzie zresztą ludzie cierpieli w milczeniu bo nikt nie miał siły na płacz.Dzieci z wzdętymi brzuszkami i dziwnie wyrudziałymi włoskami gromadziły się pod wystawami sklepowymi ..." Rodzina głównego bohatera również cierpiała ograniczając ilość posiłków początkowo do jednego a następnie do kilku kęsów dziennie. Kiedy zdamy sobie sprawę, że ludzie tak cierpieli w czasach internetu i hipermarketów ... włos się jeży na głowie. 
Obok ludzkiej tragedii, snują się losy chłopca Wiliama, który urodził się w małej wiosce Masitala. Dzieciństwo - jak na dziecko Afryki przystało - kojarzy Mu się z szamanami i czarami. Jako starszy chłopiec pomagał ojcu na polu kukurydzy, oraz w uprawach tytoniu. Chłopiec, który miał jedynie sandały, bo rodziców nie stać było na zwykłe buty i nie miał przepisowej białej koszuli zadziwiał rozsądkiem i pędem do wiedzy. Kiedy rodziców nie było stać na czesne, on przemykał się do klasy, abyżeby chociaż jeszcze jeden dzień spędzić ucząc się. Niestety - nie udało się. Nie załamując się postanowił uczyć się na własną rękę. W bibliotece (dwa regały pełne książek) natknął się na książkę pt. "Zrozumieć fizykę". I tak się zaczęło. Chłopak właściwie z niczego zbudował wiatrak, który zasilał w energę gospodarstwo jego rodziców. Aby zrozumieć siłę woli i ambicję Wiliama musicie przeczytać książkę. Dość wspomnieć, że my po potrzebne elementy poszlibyśmy do sklepu a On... ale potrzeba matką wynalazku! 
Książka jest niesamowita. Wchodzi jak ciepłe bułki. Opowieść Wiliama została przelana na papier dzięki Bryanowi Meyaler. Powstała wyjątkowo przejrzysta historia o tym, że nauka jest potęgą. Jednocześnie autor opowiada historię własnego życia ot tak - po prostu. Nie użala się nad swoim losem, a jedynie beznamiętnie przedstawia swoje losy i  realia codziennego życia. Ukazuje zwyczajne życie wśród przyjaciól i rodziny której członkowie - mimo kultury wywyższającej rolę mężczyzn - szanuje się nawzajem. Dodatkowo wyraźnie widać, że przy edukacji dzieci nie ma znaczenia bogactwo i narodowość. Ważne jest, aby szanować dziecięcą ciekawość świata i pozwolić się jej rozlijać. 
Książka ma jeden minus, który nie tylko ja zauważyłam. Historia głównego bohatera po prostu urywa się. Jednak w dobie internetu łatwo poznać dalsze losy Wiliama. Chłopiec, który nie mógł się uczyć bo rodziców nie bylo stać na czesne, obecnie jest studentem African Leadership Academy w Johannesburgu, został zaproszony na konferencję TED podczas której z wielką prostotą i skromnością opowiedział o swojej budowli. Popatrzcie tylko cóz to za cudowny człowiek. 
Na zakończenie dodam, że kiedy moja Starsza w ostatnich dniach  marudziła przy jedzeniu po raz pierwszy w życiu miałam ochotę powiedzieć: Ty marudzisz podczas kiedy inne dzieci głodują! I po tej książce nie byłyby to puste słowa, oj nie...
Chętnych zapraszam do odwiedzenia bloga na stronie  http://williamkamkwamba.typepad.com/ na którym Wiliam zachęca do współpracy przy odnowieniu szkoły podstawowej w swojej rodzinnej woisce. Czy jest taka potrzeba? Zobaczcie sami. 

6 komentarzy:

  1. Czytam już drugą pozytywną opinię o tej książce. Przytaszczyłam ją z biblioteki jakiś czas temu i na pewno nie odtaszczę póki nie przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna pozycja, na którą mam chrapkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpisuję na listę...intrygująca książka..

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie o niej napisałaś, wrzucam do schowka.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja już od dawna mam ją na liście książek do przeczytania, tylko kiedy? Na razie z czasem (jakimkolwiek) to u mnie bardzo krucho, oj bardzo krucho. Pozdrawiam świątecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Smakowity kąsek, już się jej przyglądam od jakiegoś czasu a Twoja recenzja wzmaga apetyt :)

    OdpowiedzUsuń