niedziela, 6 marca 2011

Samotność liczb pierwszych

Smutna książka, a zarazem mocna. Mocna w opisach, w uczuciach, które budzi w czytelniku i w ujęciu ludzkich charakterów. I mocna w motywie przewodnim, którym jest samotność. 
Poznajemy Alice i Matti. Słowo poznajemy jest dość odważne, bo trudno poznać osoby, które tak naprawdę nie znają samych siebie, zamykają się w swoich skorupach głusi na cały świat. Alice w dzieciństwie miała wypadek, przez który stała się kaleką na całe życie. Matti obwinia się za zaginięcie swojej siostry bliźniaczki co powoduje, że brakuje mu sił na funkcjonowanie w społeczeństwie. Oboje samotni, nieszczęśliwi spotykają się w połowie drogi. Szukają się wzajemnie i potrzebują, jednak niczym przysłowiowi "żuraw i czapla" wciąż mijają się. Tak jak liczby pierwsze - są samotni wśród innych choć wiedzą, że gdzieś obok jest osoba, która ich potrzebuje, inna liczba pierwsza. 
"Liczby pierwsze dzielą się tylko przez jeden i przez siebie. Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych, ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami, ale mają w sobie coś, co różni je od innych. To liczby podejrzliwe i samotne." (s.139)
Powieść jest przerażąjąca w swoim smutku i nostalgii. Autor na kartkach książki upchnął tyle emocji, że tłoczą się w głowie czytelnika, który nijak nie może poradzić sobie z ich odbiorem. Z jednej strony współczuje bohaterom i kibicuje im w niezdarnych staraniach dostosowania się do rzeczywistości. Z drugiej strony ma ochotę wrzasnąć, na nich, aby opamiętali się bo zostawiają za sobą jedynie emocjonalne ruiny. Należy jednak pamiętać, że charakter głównych bohaterów w dużej mierze wywodzi się z zachowań tych, którzy towarzyszą im w codzienności. Alice ma trudności w szkole z niezbyt normalnymi koleżankami. Do tego dochodzi ojciec - życiowy pedant z zawodowym sukcesem na koncie i nieudanym życiem osobistym. Matti ciągle obwinia się o zaginięcie swojej siostry. Rodzice nie pomagają mu uporać się z uczuciami pogrążeni w rozpamiętywaniu i rozpaczy. Książka pełna jest smutku. Każdy z bohaterów walczy z własną rozpaczą nie bacząc na to, że rozlewa się ona na innych.
I jeszcze to zakończenie...
Smutek smutkiem, a ja polecam każdemu przyjrzeć się postaci fotografa. Czyż ten człowiek nie jest niesamowitą kreacją? Po prostu oaza na pustyni smutku... 
Niesamowita jest postać autora - młodego człowieka, który w żadnym wypadku nie jest humanistą. Fizyk z krwi i kości. Zazdroszczę wszechstronności. Czytając o Paolo Giordano mam wrażenie, że w swojej książce zawarł wiele przenośni czytelnych tylko dla fascynatów nauk ścisłych. Chciałabym móc z kimś takim podyskutować!

7 komentarzy:

  1. Bardzo podobała mi sie ta ksiązka od pierwszej strony i zasze sie dziwilam jak czytalam recenzje że to beznadziejna książka. Dla mnie piekna:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak fajnie, że mi o niej przypomniałaś! Już dawno chciałam ją przeczytać, tylko z głowy mi wyleciało. Na razie co prawda do tego wyziewającego smutku przekonana nie jestem, ale może wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ja już dość dawno temu i szczerze mówiąc kompletnie jej nie pamiętam i chyba czas ją sobie przypomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię takie książki i na pewno "Samotność liczb pierwszych" przeczytam, bo już od jakiegoś czasu stoi na mojej półce, a ja ciągle odkładam moment sięgnięcia po nią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka czeka na półce i po takiej recenzji mam na nią jeszcze większą ochotę:).
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie też ta książka czeka w kolejce. A zdjęcie autora przekonuje mnie, że trzeba po nią sięgnąć szybciej niż to planowałam:)

    OdpowiedzUsuń