Niedzielna wycieczka rodzinna. Niby nic, a jednak. Mieszkamy na dachu Szczecina; w dzielnicy z której zawsze, powtarzam: zawsze zjeżdża się z górki. Oznacza to, że powrót jest zawsze pod górę. Nie ma buntu kiedy podróż odbywa się pojazdem czterokołowym, kiedy jednak w grę wchodzi pojazd dwukołowy i to jeszcze z napędem nożnym...
Tak właśnie. W niedzielny poranek zjechaliśmy sobie z Osowa do Jeziora Głębokiego. Tam większa część rodziny wykąpała się, (pomijając Mamę która zapomniała stroju kąpielowego). Może to i dobrze, że nie przygotowałam się do moczenia ciała w wodzie bo jak powszechnie wiadomo taka kąpiel wyciąga siły, a do domu daleko (i oczywiście pod górę). Aby Starszej nie było zbyt łatwo wrócić Tato zafundował oprócz zwykłej kąpieli podrzucanki, łapanki i nurkowania. Starsza wyczołgała się z wody jak pies Pluto po czym ... wsiadła na rower.
Dzielna była i dojechała. Najlepiej podróż zniósł Młody. Ciekawe dlaczego...
A dziś strasznie mnie boli pewna tylnia część ciała...
O jejku,też jestem ze Szczecina.I też mieszkam na górce Na Warszewie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńco tam ból, najważniejsze, że było miło i aktywnie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
oj niemalze czuje Twoj bol... :/
OdpowiedzUsuń