Często książki budzą ulotne uczucie tęsknoty za czymś utraconym, czymś, czego na pewno nie odzyskamy. Autor roztacza chwytające za serce opisy, "wstawia" czytelnika w miejsce i sytuacje, w których czuje się on uczestnikiem wydarzeń. Po chwili jednak brutalnie wyrywa zabierając piękno i pozostawiając w sercu uczucie tęsknoty i rozrzewnienia. Znacie to uczucie? Mnie nachodzi za każdym razem kiedy czytam biografie nieżyjących ludzi. Ostatnio zaskoczyła mnie książka pt. "Dzidek". Wzruszyła mnie niemiłosiernie i wzbudziła tęsknotę za przedwojenną...Warszawą!
Tytułowy Dzidek to chłopiec, którego poznajemy na podwórku przedwojennej warszawskiej kamienicy. Jego rodzice (Tata - wzięty lekarz, mama - prawdziwa warszawska dama) prowadzą szczęśliwe życie doceniając spokój i piękno swojego miasta. Dzidek jest - jak na Warszawiaka przystało - niezłym łobuzem. Pękałam ze śmiechu czytając jego przygody i pomysły. Kiedy urodziła mu się siostra pobierał opłaty za jej oglądanie. Wymyślił również doświadczenie mające udowodnić, że koty zawsze spadają na cztery łapy. Polegało ono na zrzucaniu kociaków z dachu kamienicy. Najbardziej jednak podobała mi się chęć dotknięcia czarnoskórego mężczyzny, który przybył w odwiedziny do jednego z mieszkańców kamienicy. Dzidek miał akurat szlaban i nie mógł wyjść na podwórze więc.... przeczytajcie sami, w życiu nie zgadniecie co wymyślił mały łobuziak. Do pomysłów Dzidka dochodzą opisy zwyczajnego przedwojennego życia. Przypadki chorobowe, z którymi zmaga się ojciec Dzidka u swoich pacjentów, problemy i codzienne życie służby, dziecięce marzenia...
Pierwsza część książki jest przepiękna. Pokazuje piękno przedwojennej Warszawy, czytelnik smakuje i rozkoszuje się opisami. Zresztą już pierwsze strony książki dają ten niepowtarzalny smaczek:
"Chłopcy rozkoszowali się słodko - kwaśnym smakiem słuchając grajka, który skocznie przygrywał na harmonii licząc na parę złotych rzuconych z okien na bruk podwórka. Za jego plecami na trzepaku bujały się chłopaki w brudnych portkach, a obok w klasy grały dziewczynki, oczywiście czyste i schludne. Słychać też było wszystkie możliwe dźwięki życia kamienicy. Gdzieś wysoko ktoś rozbijał mięso, obok chórzystka filharmonii ćwiczyła głos, naprzeciwko inną melodie wygrywał fortepian. Zresztą z co drugiego okna dobiegały dźwięki muzyki, często fałszywe. Gdzieś płakało dziecko, a obok śmiało się inne. Na podwórku kobiety kłóciły się w kolejce do taczek z kołem obwoźnego szlifierza. Wianuszek dzieci przyglądał się i cieszył gdy leciały iskry spod noża lub nożyczek. Dźwięki osełki, kłótnie bab, nuty grajka... (...) W podwórkowym kącie koty walczyły o teren... Mam nadzieję że Wasza wyobraźnia zadziałała :-)
Niestety w książce jak w życiu też przychodzi ten straszny czas wojennej zawieruchy. Nagle ta piękna, spokojna i kolorowa Warszawa zamienia się w miasto pełne biedy i grozy. Dzidek na naszych oczach dojrzewa; jego siostra również. Dotychczasowy system wartości przewrócony zostaje do góry nogami. Trudno zorientować się kto jest dobry, a kto zły. Dotychczasowy przyjaciel staje się zaciekłym wrogiem. A Warszawa ginie w oczach...
Zdjęcie ze strony www.garnek.pl |
Nie potrafię powiedzieć co mnie urzekło w tej książce. Jedno wiem na pewno - przeczytam ją jeszcze raz i jeszcze i jeszcze... Urzekł mnie język, dobór słów, to że autor tak pięknie opisał przedwojenne miasto i tak brutalnie w pewnym momencie odarł czytelnika ze złudzeń o spokojnej i kolorowej powieści.
Każdy wie, że przedwojenna Warszaw miała w sobie coś - TO coś. Szkoda, że to wszystko przepadło i dobrze, że są takie książki, których autor próbuje to "Coś" zachować. Nie wiem czy każdy, kto będzie czytał "Dzidka" będzie smakował powieść jak ciastko z wisienką. Ja tak miałam. Opis przedwojennej cukierni, wyścigów na Służewcu, stosunków panujących w rodzinie Dzidka, szacunek dla służby, wspaniały klimat pracy przedwojennych złodziejaszków. Piękna sprawa.
Wojenna Warszawa Dzidka też jest ciekawa. (trudno żeby nie). Dzidek oczywiście walczy za Polskę, z chłopca przeistacza się w żołnierza i uczestniczy w kilku brawurowych akcjach. Szkoda tylko że... Inaczej - mam nadzieję, że autor wymyślając takie zakończenie chciał dać sobie możliwość napisania drugiego tomu. I tego się będę trzymać.
"Dzidek" jest podróżą w czasie. Jeżeli macie ochotę się przyłączyć - polecam.
'Dzidek' to z pewnością lektura dla mnie, uwielbiam takie powieści, opisujące czasy, których już nie ma, chwile, które już dawno uleciały. Z chęcią wyruszę wraz z Dzidkiem w podróż w czasie, a moja wyobraźnia po umieszczonym przez Ciebie fragmencie zadziałała i to jeszcze jak ;)
OdpowiedzUsuńJa też lubię czasem przenieść się w minioną epokę... :)
OdpowiedzUsuńMnie także powieści i wspomnienia, których akcja (można powiedzieć, że wspomnienia mają akcję?) umieszczona jest w dawnych czasach wywołują u mnie przejmujące uczucie nostalgii. Najgorsza jest świadomość, że to już nigdy nie wróci...
OdpowiedzUsuń