Kiedyś, dawno temu w moim pokoju stała pękata szafa. Byłam wtedy dziesięciolatką w spódniczce i z warkoczykami, która już namiętnie połykała książki wszelkiej maści i rodzaju. Na dnie tej właśnie szafy moi rodzice przechowywali książki - jak to określali - nie dla dzieci. Aby nie było niedomówień dodam, że były to kryminały! Pamiętacie "Serię z jamnikiem" albo "Ewa wzywa 07"? Charakterystyczne malutkie książeczki w tekturowej oprawie... służyły mi głównie jako budulec dla mniejszych lub większych budowli. Oczywiście podczytywałam - jakżeby nie - jednak żadna z powieści mnie nie porwała. Do czasu. Pewnego dnia w moje ręce wpadła książeczka z "Serii z jamnikiem" pt. Wszystko czerwone". Wsiąkłam, przepadłam i wpadłam w uwielbienie. Przeczytałam ją ciurkiem i byłam zachwycona. Najlepsze jest to, że niewiele z niej zrozumiałam, jednak miłość do autorki tejże powieści Joanny Chmielewskiej owładnęła mnie niemiłosiernie. Kolejne były książki o Teresce i Okrętce; następne przeszły przez moją rodzinę sztormem. Czytał Tata, czytała Mama, wszyscy pękaliśmy ze śmiechu.
Szkoda, że już nic nie napisze ....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz