Lubicie słowiańskie klimaty? Wianki na głowie, taniec przy ognisku, strzygi, rusałki, Bóstwa o przedziwnych imionach, których brzmienie wskazuje na słowiańskie pochodzenie... ja lubię, nawet bardzo. Klimat takich książek jest niepowtarzalny, a mistrzami słowiańskich historii są rodzimi pisarze (trudno, żeby było inaczej). Podczas lektury "Nocy Kupały" pachniało mi "Starą baśnią", choć przecież akcja powieści toczy się w czasach współczesnych. Urzekł mnie ten klimat - nawet bardzo.
Niestety zrobiłam błąd, ponieważ okazało się, że "Noc Kupały" jest drugą częścią cyklu pt. Kwiat paproci. Zorientowałam się dopiero wówczas, kiedy książka już stała u mnie na półeczce. Na szczęście można ją spokojnie przeczytać bez znajomości treści pierwszej części. Jako że historia nie należy do zbyt skomplikowanych, czytelnik dość szybko zorientuje się o co chodzi. Bez problemu pojęłam kto jest kim, choć zdumiało mnie pochodzenie i wiek niektórych bohaterów.
Już na początku powieści czytelnik zostaje zaskoczony tempem wydarzeń. Poznajemy Gosławę, która jest z wykształcenia lekarką, ale szkoli się na szeptuchę. Pod okiem starej zielarki poznaje tajniki ziołolecznictwa i różnorakich medycznych guseł. Gosia jest szaleńczo zakochana w Mieszku, walczy o miłość i robi wszystko, aby jej nie stracić. Mieszko niestety jest dość specyficznym facetem, który ma problem z okazywaniem uczuć i ma ku temu powody. Do tego wszystkiego nad Gosią ciąży konieczność podjęcia decyzji, komu ma oddać kwiat paproci. Obiecała go wielu osobom i Bogom, jednak najchętniej oddałaby go własnie ukochanemu, co zwróciłoby mu "prawdziwe" życie. Plącze się Gosi jej życie i przecieka przez palce. Mieszko nagle gdzieś znika, a na nią spadają wszelkie "magiczno - słowiańskie" przeciwności losu. Była żona Mieszka Ote (właściwie to jest żywa, ale jakoby martwa) z zaciekłością poluje na naszą bohaterkę. Mamy również wyznawców pewnej Bogini, którzy zrobią wszystko, aby Gosię zabić. Na szczęście wszystko kończy się.... no własnie. Zakończenie książki zapiera dech w piersiach i wynagradza czytelnikowi wszystkie niedociągnięcia powieści. Czytałam z zapartym tchem, a po lekturze ostatniego słowa czułam niedosyt. Wielki.
Powieść jest trochę banalna. Taka bajka dla dorosłych dziewczynek. Jedni lubią, inni nie... ja lubię. Przecież nie każda powieść musi nas wynosić na intelektualne wyżyny. Często chcemy przy lekturze po prostu odpocząć i dobrze się bawić. Niestety książka zawiera w sobie kilka błędów i niedociągnięć, które ten odpoczynek zakłócają. W trakcie wypadku samochodowego Gosia opisuje, że czuła, jak pasy bezpieczeństwa napinają się i trzymają ją w fotelu, po czym kilka stron dalej stwierdza, że latała po wnętrzu auta ponieważ nie miała zapiętych pasów. Takich niuansów jest kilka i nie ukrywam, że drażniły mnie one niepomiernie. W kilu miejscach drażniła mnie również sama Gosia, która co pewien czas jawi się jako głupiutka, zakochana panienka. Ale pomimo tych minusów, całość powieści jest godna przeczytania. Jako plus zaliczam niepowtarzalny, wręcz magiczny klimat powieści. Naprawdę można wsiąknąć w słowiańskie zwyczaje i gusła. Cudownie wręcz przekazuje wiarę w boginki, zjawy i rusałki, łącząc te zjawiska ze światem współczesnym.
Autorka dość ciekawie pisze. Ma lekkie pióro, które z łatwością przekazuje kłębiące się w głowie autorki myśli. Przemknęłam przez powieść gładko i szybko, mając z czytania sporą frajdę.
Największym jednak plusem książki jest zakończenie. Świetny pomysł na finał, który powoduje, że z niecierpliwością będę czekała na kolejny tom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz