piątek, 9 listopada 2018

Wodecki. Tak mi wyszło

Zbigniew Wodecki. Wielki człowiek o cudownym sercu. Wspaniały piosenkarz, świetny skrzypek, rewelacyjny trębacz. Wszystko co robił, robił z lekkością i pogodą ducha. Krakus z serca i rozumu. Twórca wielu pięknych piosenek (i nie mam tu na myśli tylko "Pszczółki Mai" i "Izoldy") Człowiek, którego twórczość była trochę pomijana, trochę zapomniana, trochę lekceważona. Niby wszyscy go znamy, ale ile razy doceniliśmy Jego twórczość? Potrzebował publiczności; poklask był dla Niego konieczny do prawidłowego funkcjonowania. Jego obecność w "Tańcu z gwiazdami" wynikała własnie z tego, że bardzo bał się zostać zapomniany. Uwielbiał rozdawać autografy, uwielbiał być rozpoznawany, a jednocześnie emanował skromnością i pogodą ducha. 
Kiedy zobaczyłam książkę pt. "Wodecki. Tak mi wyszło" wiedziałam, że musi być moja. Zawsze miałam słabość do Jego piosenek. A już refren ze słowami: "... czy nie stanie w nich czasami tamten chłopak ze skrzypcami?" podbił serca całej mojej rodziny. Grube tomiszcze nadeszło do mnie w najlepszym momencie. Chora siedziałam w domu i miałam czas. Zatonęłam, zadurzyłam się w tej książce. Rewelacyjna. 
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza, to reportaż - rzeka o tym, jak "Zbiegniw Wodecki spotkał Mitch&Mitch i co z tego wynikło". Z reportażu piosenkarz wychyla się jako człowiek bardzo nieśmiały, wręcz społecznie wycofany, co nie zmienia faktu, że bardzo zdolny. Ten talent obronił i siebie i Zbyszka. Kiedy jego pierwsza płyta przechodzi bez echa, rozżalony piosenkarz właściwie o niej zapomina. Przez wiele lat czarny krążek kurzy się na półkach, a na Allegro można go kupić za 10-15 zł Do czasu. Kiedy Maciej Moretti (Lider zespołu Mitch&Mitch) po wielu wielu latach dorwał tę płytę - zakochał się w niej bez pamięci. A już piosenka "Panny mego dziadka" stała się objawieniem. Muzycy postanowili zrobić z tej płyty coś na miarę obecnych czasów. Oczywiście konieczny był do tego Wodecki. Cudownie się czyta o tym, jak Panowie - pomimo różnic - spotkali się gdzieś po środku

Zbigniew Wodecki z muzykami Mitch & Mitch  Materiały Promocyjne Gazeta Wyborcza 
Różni ich wiele. Moretti ma przeszłość punkową, a Wodecki od dziecka występował na scenie w białej koszuli i w spodniach w kancik. Wiekowo dzieli ich całe pokolenie, bo Moretti ma dokładnie tyle lat, ile syn Wodeckiego. 
Spotykają się gdzieś w pół drogi i robią wielką rzecz. Przede wszystkim Zbigniew Wodecki odkrywa w sobie ducha sceny. Ze sztywniaka w garniturku przeistacza się w schowmena, który potrafi zaczarować publiczność. Kiedy pojawia się na imprezie OFF Festival, nikt nie wróży temu koncertowi sukcesu. A tu jest sukces i to jaki!!!
Siedziałam z nosem w książce i palcami na klawiaturze komputera i odkrywałam utwory, jakich do tej pory nie znałam. Ba! Odkrywałam też Wodeckiego, jakiego nie znałam. 
Niestety Wodecki to człowiek, który nie umiał odpocząć. Sam przyznał się, że wakacji to On nie miał od lat. Jechał gdzieś z rodziną i po dwóch dniach już się kręcił i wiercił, już jechał dalej. Nie mieli z nim łatwo... Część pierwsza kończy się smutno...
Druga część to wywiad rzeka Wacława Krupińskiego ze Zbigniewem Wodeckim. Tu jest dużo bardziej prywatnie i intymnie. Artysta opowiada o swoim dzieciństwie o latach młodzieńczych o trudach nauki gry na instrumencie... Sam przyznaje, że skrzypce odkryły się przed nim dopiero w szkole średniej. W podstawówce męczył się z nimi, a one z Nim. Opisuje nam swojej pierwsze wyjazdy z Ewą Demarczyk pierwsze rozterki - grać czy komponować? 
Powiem Wam że teraz - gdybym mogła przeczytać tę książkę jeszcze raz (ale tak, żeby to był mój pierwszy raz) - przeczytałabym ją w odwrotnej kolejności. Najpierw wywiad rzeka, a potem reportaż o przyjaźni Mitchów i Wodeckiego. Wtedy miałabym przed oczami Zbyszka - twórcę, śpiewaka, skrzypka i trębacza - pełnego energii i entuzjazmu. A tak zaczęłam czytać wywiad zaraz po tym, jak się spłakałam, czytając o śmierci tego Wielkiego Człowieka. Reportaż bowiem kończy się wspominkami przyjaciół Wodeckiego o tym, gdzie zastała ich straszna wiadomość o śmierci Wodeckiego. Następna część była więc czytana w cieniu myśli o tym, jak strasznie szkoda, że umarł...
To wspaniała książka. Pełna ciepła i humoru, pełna klimatycznego Krakowa i cudownej sztuki. Pełna Zbyszka Wodeckiego. Nic dodać nic ująć. Powinna utrzymywać się na liście bestsellerów przez długi, długi czas...
Rzadko to robię bo uważam, że podziękowania dla Wydawnictw to w mailach, a nie na forum, ale tym razem zrobię wyjątek. 
Droga Księgarnio "Tania Książka" - dziękuję! 

1 komentarz:

  1. Nie czytam takich książek zbyt często, ale po Twojej recenzji mam ochotę na tę pozycję. Chcę ją przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń