środa, 12 grudnia 2018

O tym że nie każdy romans jest romantyczny, czyli "Mikołaj na zamówienie"

Boże drogi i co ja mam napisać!? Spodziewałam się książeczki pokroju 50 twarzy Greya - szybkiej w czytaniu i miłej w odbiorze, ot na jeden zimowy wieczór. To, co dostałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Książeczkę pt. "Mikołaj na zamówienie" ratuje świąteczny nastrój i to, że pisana  jest zabawnym językiem, ale...  to trochę mało. Bardzo żałuję, że autorki nie wysiliły się na troszkę więcej i całą swoją wenę oddały erotycznym scenom. Gdyby troszkę odpuściły w tej kwestii, a rozbudowały fabułę, wyszłoby całkiem nieźle. A tak wyszedł erotyczny gniot z niezłym zakończeniem.
Żeby było jasne - rozumiem wszystkie te kobitki, którym się podoba. Pikantne szczegóły, historia jak z bajki i nutka wulgarności doprowadziły tę książeczkę w wielu księgarniach do miana bestselleru. To wyraźnie pokazuje, że powieść ma swoje grono fanek. Ja jednak do nich nie należę. 
Nick jest właścicielem firmy, której pracownicy zajmują się spełnianiem marzeń i fantazji. Pracownicy płci męskiej, klientom płci damskiej oczywiście. Nick z zasady sam nie przyjmuje zleceń, ale choroba kolegi zmusza go do przebrania się w strój Mikołaja i ruszenia do pracy. Zlecenie Nicka pochodzi od rudowłosej, samotnej piękności, pragnącej zabawić się nieco w święta. Idąc wykonać zlecenie nasz bohater spotyka Holly, która właśnie przeżyła spotkanie ze świątecznym czołgiem, w postaci śpieszącej się kobiety. Holly podczas tego starcia straciła ulubione szpilki i rajstopy. W takim stanie spotyka ją  Nick, a że Holly jest rudowłosą pięknością - nietrudno domyślić się co dalej. 
I się zaczyna. Uczucie zapłonęło w naszych bohaterach od pierwszego wejrzenia. Ostry, dziki seks zajmuje kolejne stronice powieści i co najgorsze - inna fabuła nie występuje. Możemy poznać szczegóły anatomii zarówno Holly jak i Nicka. Czy ciekawe? - nie bardzo... Dziesięć stron, dwadzieścia stron, trzydzieści stron... człowiek zastanawia się, ile można na ten temat pisać. Jak się okazuje - można, tyle, że nieciekawie. 
Oczywiście Holly znika, Nick jej  nie może znaleźć. Zrozpaczony poszukuje  kobiety swojego życia, (szybko poszło) a kiedy ją znajduje, wszystko zmierza do końca pod szumna nazwą "i żyli długo i szczęśliwie". 
Jeden fragment mi się podobał. Otóż jest scena, w której Nick przez przypadek spotyka Holly na bankiecie firmowym. Dziewczyna przyszła w towarzystwie nieciekawego współpracownika, który musi zmierzyć się intelektualnie z Nickiem, walcząc o kobietę. Uśmiałam się niesamowicie. Tak - to było niezłe. Niestety krótkie. 
Ponad pięćdziesięciostronicowy opis seksualnych poczynań naszej pary w książce, liczącej sto pięćdziesiąt stron to trochę średnie. Jeżeli dodamy do tego wstęp (który też trochę stroniczek zajął) to można uznać, że wygibasy naszej pary są dominującą fabułą w tej książeczce. Owszem jest zakończenie ale uwierzcie mi - stanowi tylko zmyślny finał erotycznych opisów. Właściwie to zakończenie stanowi jakikolwiek pozytyw w tej książce. To w zakończeniu dowiadujemy się o tym, że Holly jest pracownikiem kancelarii prawnej, obsługującej firmę Nicka. I to właśnie w zakończeniu mamy ten fragment, który mnie zaskoczył i sprawił, że jednak nie skreśliłam tej książki całkowicie. 
Jeżeli macie ochotę na świąteczny klimat, to nie sięgajcie po tę książkę. Zróbcie to tylko wówczas jeżeli macie ochotę poczytać niezbyt lotne opisy seksualnych zapasów Nicka i Holly. 

1 komentarz:

  1. Nie biorę nawet pod uwagę sięgania po tę historię, bo zbiera same negatywne recenzje.

    OdpowiedzUsuń