Bardzo lubię tak zwana literaturę obozową. „Króliki z Ravensbrück” przyciągały mnie bardzo zwłaszcza, że jakiś czas temu skończyłam „Kobiety z Ravensbrück” - książkę bardzo opasłą i bardzo dokładnie i szczegółowo opisującą życie w obozie. Początkowo ogarnęło mnie rozczarowanie, kiedy zrozumiałam, że "Króliki..." to czysta beletrystyka. Szybko jednak otrząsnęłam się i zabrałam do czytania. I co się okazało? Powieść ta jest tak przejmująca, że na pewno długo zostanie w mojej głowie. Dużo dłużej niż historyczne „Kobiety z Ravensbrück”. Trudno mi wyrazić słowami, co mnie tak bardzo ujęło w tej powieści. Na pewno nie chodzi o losy więźniarek, raczej o ukazanie walki o godność i szacunek do samej siebie. Kiedyś i dziś tak samo ważne i tak samo trudne.
Miriam poznajemy w momencie, kiedy Europa zmienia się na zawsze. Upada mur berliński, a ludzie nie mogą nacieszyć się wolnością. Miriam jednak wcale nie jest do śmiechu. Jej świat w jednej chwili zawalił się z hukiem. Ojciec po porażeniu mózgowym balansuje na krawędzi życia i śmierci, a Miriam w całej tej rozpaczy jest całkiem samotna. Trudno jej egzystować zwłaszcza, że boryka się również sama ze sobą. Próbuje uciec z toksycznego związku i piekła, jakie zgotował jej mąż. Trudno jej zrozumieć, że miłość – tak lepka i trudna – to pułapka, a nie szczęście.
Losy Miriam to główny wątek powieści "Króliki z Ravensbrück". Dziwne prawda? Cóż historia Miriam ma wspólnego z kobietami, na których wykonywano potworne eksperymenty? Królikami nazywano kobiety (najczęściej Polki), których kosztem niemieccy "lekarze" poszukiwali lekarstwa na frontowe rany, gangrenę czy tyfus. Kobietom wycinano mięśnie, wkładano w rany szkło, brudne drewno, a także zakażano je chorobami. Wszystkie te kobiety po zakończeniu eksperymentów miały zostać zabite, aby ukryć dowody zbrodni. Na szczęście kilka z nich przeżyło i stały się żywymi dowodami przeciwko oprawcom.
I to jest właśnie magia tej książki. Autorka pięknie poprowadziła losy Miriam, która w pewnej chwili swoich zmagań z życiem znajduje w szafie pasiak. W sprytnie poukrywanych kieszonkach wszyte są listy, które ukazują życie w obozie w Ravensbrück. Miriam - poznając pomału historie opisaną w listach - zaczyna rozumieć, że życie nie polega tylko na biernym przejściu od urodzin do śmierci. Trzeba o siebie walczyć; walczyć o swoją godność i swoje szczęście. Od listu do listu kobieta zaczyna rozumieć, że to nie tylko historia więźniarki, ale również historia jej rodziny.
Czytelnik tak naprawdę czyta dwie książki. Pierwsza została złożona z poukrywanych skrawków papieru, na których drobniutkim, ołówkowym pismem ukazano okrucieństwo Niemców, rozpacz więźniarek i walkę o każdy następny dzień. Druga opowieść to Miriam, która musi przejść długą drogę do odzyskania własnej godności i szacunku do samej siebie. Dla Miriam wrogiem jest mąż. Wydaje się dużo mniej groźny niż niemieccy oprawcy, prawda? Otóż właśnie w tym ukryty jest sens całej powieści. Autorka pokazuje nam dwie walki o własną godność – tą globalną, która do dziś jest na ustach całego świata, i ta małą, jednostkową, która toczy się w wielu zacisznych kątach na pozór spokojnych domów.
Piękna to książka. Czytałam ją z wewnętrznym smutkiem, ale przyznam się, że moje odczucia zdziwiły mnie samą. Dużo więcej emocji czułam śledząc losy Miriam niż historie pochodzące z obozu. Może, dlatego, że znałam koniec obozowego życia… Może, dlatego, że Miriam miała szanse… Trudno powiedzieć. Wiem jedno – warto przeczytać.
Skoro warto przeczytać, to na pewno to uczynię, bo tematyka w moim guście.
OdpowiedzUsuń