Wszyscy dookoła piszą, że książka pt. "Jak zostałam peruwiańską żoną" to literatura podróżnicza. Moim zdaniem to nie do końca prawda. Owszem, jest tu wątek podróżniczy i to bardzo dobry, ale zajmuje tylko pewną część fabuły. W moim odczuciu to historia kobiety, która w dzieciństwie została stłamszona przez krzywdzące opinie i bezmyślnie wypowiadane słowa. Powieść pokazuje, jak bardzo trudno wyjść z kompleksów, ale kiedy już się uda - jak łatwo rozwinąć skrzydła.
Pierwsze, co zrobiłam, to próbowałam znaleźć w Internecie informacje o autorce. Nic z tego. Kobieta wyjątkowo tajemnicza dała się poznać jedynie z opisu na skrzydełkach powieści. Wynika z niego, że Mia jest zapaloną podróżniczką i dziennikarką. Ale to wszystko. Z powieści można również wywnioskować spore poczucie humoru oraz duże zainteresowanie medytacją i tajemniczymi zjawiskami pochodzenia "przyrodniczo - naturalnego". Cóż, pozostaje zagłębić się w lekturze...
Bohaterka książki od dzieciństwa była uważana za dziwoląga. Interesowała ją medytacja, joga i wszystko to, co mogło jej pomóc odnaleźć samą siebie. W przypływie desperacji wyruszyła do Ameryki Południowej w podróż swojego życia. Przybywa do San Augustin w Kolumbii i od razu zderza się z odmiennością kulturową. Studiowanie różnic i próba egzystowania z mieszkańcami tak dalekich zakątków naszej planety jest sporym wyzwaniem. Z czasem na drodze naszej bohaterki pojawia się również mężczyzna, który ma zupełnie inne pojęcie miłości niż powszechnie nam znane. Według niego Mia - jak każda Europejka - jest bezbarwna i nijaka. Nie umie się pięknie poruszać nie wspominając już o tańcu. Mia postanawia go przekonać, że bardzo się myli. Więcej pisać nie będę, dodam tylko, że to nie jedyny mężczyzna w życiu podróżniczki i nie jedyne problemy, z jakimi będzie się borykać.
I teraz czeka mnie najgorsze, bo jak tu opisać własne wrażenia? Jeżeli potraktujemy „Jak zostałam peruwiańską żoną”, jako książkę dokumentalną i podróżniczą, to zachwytu nie było. Za dużo rozważań za mało wiedzy i faktów. Ale jeżeli podejdziemy do niej jak po prostu do kolejnej powieści, która wpadła w moje ręce... to tak, to jest właśnie to. Autorka ma dość lekkie i swawolne pióro, dzięki czemu w trakcie lektury jest sporo śmiechu i radości. Do tego bardzo plastycznie opisuje miejsca, które zwiedziła, obyczaje miejscowej ludności i tajemnicze obrzędy, których była świadkiem. W trakcie lektury nie ma co liczyć na podróżnicze objawienie, ale dobrą zabawę autorka zapewniła każdemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz