Są takie filmy, których się nie zapomina. Są też książki, które nie opuszczają mojej głowy przez długi, długi czas. To nie są zwykłe książki i nieczęsto się zdarzają. Muszą mieć w sobie... to coś. Magia... Klimat... Oszołomienie... Marzenia... To jest właśnie "to coś". Ulotne, zwiewne, a jednocześnie namacalne do bólu głowy i oczu oczywiście. "Ostatnie fado" wpisuje się w ten opis w stu procentach. Ta książka naprawdę jest magiczna. Książka o miłości do człowieka, do muzyki, o pasji i złudzeniach.
Aż boję się pisać o treści książki, bo zwykły opis może sprawić, że ta magia pryśnie jak bańka mydlana. Ale kilka słów muszę. Trzy osoby, (a właściwie pięć) trzy historie, które na pierwszy rzut oka niewiele mają ze sobą wspólnego, a jednak splatają się niczym warkocz. Główna historia dotyczy Alicji, która ma do przekazania przesyłkę dla Rose - śpiewaczki fado. Alicja postanawia znaleźć kobietę i osobiście wręczyć jej list. Wyrusza do Lizbony, gdzie wprowadza nas w urocze miejsca, przecudne zakątki, śliczne uliczki i niesamowite historie. Wkoło historii Alicji niczym bluszcz oplata się historia nieszczęśliwego Fernanda, tajemniczej Teresy i cudownych, jedynych w swoim rodzaju mieszkańców lizbońskich uliczek.
Wewnątrz oładki znajduje się mapa, która pobudza wyobraźnię czytelnika. Możemy zobaczyć gdzie była piekarnia Joanny, Hostel Alicji, czy też kiosk Pedra. Wodząc palcem po mapie odwiedzamy kąty, zaułki i bramy tak specyficzne dla klimatu Portugalii. Po zamknięciu książki czytelnik ma wrażenie że poznał Lizbonę jak rodzinne miasto.
Książka zachwyciła mnie szczegółami i drobiazgami, które nadają historii klimatu. Opisy są wyśmienite - mogą zachwycać, a jednocześnie pozwalają czytelnikowi delektować się drobiazgami.
Ja jestem smakoszką kawy, więc mnie urzekł ten oto fragment:
"Na wystawie sklepiku z mosiężnymi czajniczkami i ekspresami do kawy panował chaos. Były tu staromodne czajniczki z wygiętymi jak szyja łabędzia kranikami, przelewowe, trzyczęściowe ekspresy, ekspresy próżniowe z tłoczkami wydobywającymi kawowy aromat ze zmielonych ziaren, oraz drogie wysokociśnieniowe ekspresy domowe renomowanych firm. Na ulicę przenikał zapach świeżo zmielonych ziarenek. W głębi sklepu na półkach z lustrami stały w rzędach słoje i pojemniki z różnymi odmianami kawy - od kenijskich ziaren o smaku owoców i pachnących czekoladą, aromatyzowanych dymem ziarenek z Gwatemalii, po korzenne mieszanki indonezyjskie i doprawioną kardamonem kawę z Bliskiego Wschodu. Prawdziwy skarb - zebrane w dziko rosnących lasach Etiopii ziarna - zamknięto w blaszanym pojemniku ze szklaną przykrywką" Czujecie zapach kawy?
Książka pełna jest takich "aromatycznych" chwil. Czytelnik ma wrażenie, że czas się zatrzymał, jakby oglądał fotografię w sepii ukazującą chwilkę, moment - tak magiczny i niezapomniany.
Kielich szczęścia przepełnia muzyka. Jest wszędzie, słychać ją na każdej stronie książki. Magiczna, jedyna w swoim rodzaju. To fado. Muzyka powstała w biednych dzielnicach portugalskich miast. Urzekła mnie, wciągnęła zauroczyła. Ma w sobie ogromną dawkę emocji i smutku.
Na zakończenie dodam, że Wydawnictwo Otwarte stanęło na wysokości zadania. Trudno napisać, że książka jest pięknie wydana. Ona jest wydana... klimatycznie. Okładka o strukturze tak ciekawej, jakby była z materiału, na niej znaczek pocztowy, stempel, odpowiednia stonowana kolorystyka - miód na moją umęczoną atakiem wzorzystych okładek duszę. Zresztą zajdźcie do księgarni i spójrzcie na półkę - klasa!
I tak sobie myślę, że właściwie to niedokończona historia. Można by pokusić się o dalszą część. Tylko nasuwa się pytanie, czy tworzenie drugiej części nie zniszczy magii tej pierwszej...
I jeszcze jeden fragment:
"Jeśli nie kupię zbioru poezji, który widziałem dzisiaj w księgarni, będę mógł pozwolić sobie na nową muszkę - kalkuluje. Ile lat noszę tę moją? Nawet nie pamiętam"
Już ma wołać ekspedientkę, kiedy nagle reflektuje się: "A po co mi właściwie nowa muszka? A tam". Macha ręką i pospiesznie, jakby się bał, że zaraz zmieni zdanie, wychodzi ze sklepu. Jeszcze tego samego dnia w księgarni na Rua da Prata zostawia całą tygodniową pensję"
Jak tu nie kochać tej książki?
Za książkę serdecznie dziękuję
jestem zaintrygowana....
OdpowiedzUsuńKsiążka naprawdę świetna i podobnie jak Maleństwo, polecam:)))
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie swoją recenzją, chyba sięgnę po tę książkę, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKsiążka jest wręcz niesamowita, a samo wydanie zwala z nóg ;) Oby było więcej tak sukcesywnych książek :)
OdpowiedzUsuńKsiążeczka do mnie niedługo przywędruje,efekt wygranej :))
OdpowiedzUsuńTym bardziej się cieszę że warta jest przeczytania :)
Och. Nie rób mi tego. Pałam niespełnioną miłością do tej książki. Tak bardzo chcę ją przeczytać...
OdpowiedzUsuńCzytałam już o tym pięknym wydaniu - brawa dla wydawnictwa, które tak zatroszczyło się o szatę graficzną. Recenzja ogromnie zachęcająca, na pewno nie ominę tej pozycji.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane ;) Książkę kojarzę z opowiadań i zachwaleń znajomych ;P Być może przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNo wiesz? Tak kusić człowieka...
OdpowiedzUsuńMnie właśnie zaintrygowała okładka i byłam ciekawa treści :)
OdpowiedzUsuńDzięki tej recenzji nadałaś tej książce wyrafinowany klimat poprzez uzewnętrznienie własnych emocji i odczuć. Skoro tak, i skoro wyszło Ci to wprost magicznie - książka sama w sobie na pewno niezwykłą jest;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń