"Cesarzowa Orchidea" to jedna z tych książek, które albo sie kocha albo nienawidzi. Trafiłam na nią w bibliotece i zanim zaczęłam czytać zajrzałam na kilka blogów, aby zorientować się z czym mam do czynienia. Osłupiałam. Czytelnicy albo ogłaszali szczery zachwyt stwierdzając, że "połknęli ją duszkiem" albo opisywali, jak to męczyli książkę przez miesiąc, aby nieskończoną odłożyć na półkę. Taka reakcja tylko zwiększyła moje zainteresowanie. Po przeczytaniu mogę z całą pewnością stwierdzić, że zaliczam się do grupy wielbicieli.
Książka jest swoistego rodzaju pamiętnikiem kobiety Yehonali, która dzięki urodzie, przebiegłości i inteligencji dostała się na sam szczyt chińskiego dworu cesarskiego. Uciekając przed biedą i małżeństwem z uzależnionym od opium kuzynem trafia na konkurs, w trakcie którego wybierane są kobiety dla cesarza. Kandydatek jest tysiące, a miejsce cesarzowej - jedno. Po morderczej konkurencji Yehonala staje się jedną z siedmiu oficjalnych żon cesarza. Jej szczęście zdawało się ogromne jednak szybko życie odarło ją ze złudzeń. Już po kilku miesiącach zrozumiała, że jeżeli nie zacznie brać udziału w dworskich intrygach na śmierć i życie, to Jej rola ograniczy się jedynie do czekania w łożu na przybycie małżonka. Co więcej - prawdopodobnie na czekaniu upłynie jej młodość, a mąż i tak nie przybędzie. Działając przy pomocy oddanego eunucha osiąga sukces. Staje się najważniejszą kobietą w życiu cesarza. Na dodatek daje mu jedynego syna, co stanowczo wzmacnia jej pozycje na dworze.
Książka mnie oczarowała. Stanowi barwny opis tamtej epoki, ludzi, ubioru, konwenansów i ... dziwactw jakie panowały w Zakazanym Mieście. Wiele opisanych zdarzeń zupełnie normalnych dla ówczesnych Chińczyków mi nie mieściło się w głowie. Ilość ciągłych uroczystości, odwiecznych tradycji, których nie wolno było złamać porażała mnie. A już opis tradycyjnych kąpieli dla nowonarodzonego cesarza, którego moczono w złotej wannie przez trzy godziny pod gołym niebem... nie dziwę się, że cesarskie dzieci były wątłego zdrowia i często w dzieciństwie umierały.
Książka fenomenalnie łączy beletrystykę z historią. Trudno wyłapać co jest prawdą a co fikcją. Dlatego przewertowałam internet w poszukiwaniu wiedzy o Cixi. Po kilku artykułach doszłam do wniosku, że autorka książki tak ujęła osobę cesarzowej, aby budziła sympatię czytelnika, podczas gdy w rzeczywistości nie bardzo na nią zasługiwała.
Książka ma jedną wadę, na szczęście niedużą. W pewnym momencie lektury zaczęłam odczuwać, że coś się z powieścią dzieje niedobrego. Dopiero po chwili doszłam do tego, że przekładu na język polski dokonywały dwie osoby i własnie zakończyłam pierwszą - w moim odczuciu lepszą część. Na szczęście różnica naprawdę nie jest powalająca.
A teraz czeka na półce "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz"...
Ciekawa pozycja, może kiedyś przeczytam. "Kwiat śniegu..." jest rewelacyjna!
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że nie pociąga mnie jakoś ta tematyka, dlatego usilnie nie będę drążyć za ta książką.
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco. Japonia i Chiny to ciekawe kraje, ja właśnie słucham Shoguna- opasłe tomiszcze, z tego co pamiętam ponad 50 godzin słuchania (?), ale warto :)
OdpowiedzUsuńCzytuję od czasu do czasu powieści o Chinach/Japonii, jako że moja siostra ma ich całkiem sporo. Polecę jej i sama potem też przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńMusze przyznać, że historia jest interesująca. Kobieta, która pzychodzi znikąd, walczy o swoją pozycję dociera na sam szczyt... Dziwne, że dwie osoby pracowały przy przekładzie i tak mocno odczuwać tę różnicę. To mogło trochę zakłócić odbiór, a jednak myślę, że warto przeczytac książkę:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę 4 lata temu i byłam na prawdę mile zaskoczona. Do dzisiaj widać tę okładkę jestem przerażona intrygami, które dosięgały cesarzowej orchidei;)
OdpowiedzUsuńNiestety historycznie książka odbiega dość mocno od faktów.
Szkoda, ale w końcu literatura rządzi się swoimi prawami :)
Ja również należę do osób zachwyconych tą książką. Jest nawet kontynuacja "Ostatnia cesarzowa", za którą też mam zamiar się zabrać.
OdpowiedzUsuńA "Kwiat śniegu..." to jedna z moich ulubionych książek :)
Pozdrawiam
No, jakbym siebie czytał -> TU :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, do której grupy ja bym się zaliczyła;)
OdpowiedzUsuńDopisuję do listy:)
;) ja się boję takich ksiażęk, że właśnie nie odróżnię historii od fikcji ;p
OdpowiedzUsuńP.S. Maleństwo ;) chcemy zwykle tego na co musimy poczekać lub czego mieć nie możemy...