wtorek, 30 października 2012

Kaktus na parapecie

Jak wspominacie swoje dzieciństwo? Ja wspaniale. Mieszkałam na dużym osiedlu gdzie na podwórku bawiło się mnóstwo dzieci, grałyśmy w klasy, w dwa ognie, w podchody, a nawet w noża. Niestraszny mi był granatowy fartuszek w szkole bo z dumą nosiłam na nim odznakę wzorowego ucznia. Miałam adapter z mnóstwem analogowych płyt, z rodzicami jeździłam małym fiacikiem na wakacje nad morze, miałam słynne relaksy, radiomagnetofon "Kasprzak" i wiele wiele innych przedmiotów stanowiących obecnie relikt tamtych czasów. W telewizji oglądałam "Tik - taka", "5-10-15" i "Michałki". Dawno to było? Moim zdaniem nie tak strasznie dawno. Niestety książka "Kaktus na parapecie" i reakcja mojej ośmioletniej córki wyprowadziła mnie z tego błędu.   
Jest 2009 r. Mikołaj jest typowym dzieciakiem współczesności. Komputer, telefon komórkowy, iPod, iPad i wiele innych elektronicznych gadżetów jest dla niego zwykłym wyposażeniem jego codziennego życia. Jest wiecznie niezadowolony; wszystko i wszyscy dookoła powodują u niego wybuchy gniewu. Pewnego dnia za sprawą gry komputerowej wymyślonej przez ojca przenosi się w czasie do roku 1979. Przeżywa szok i nie bardzo potrafi znaleźć się w ówczesnej rzeczywistości. W telewizji dwa programy, komputerów w domach nie ma, nie mówiąc nic o telefonach komórkowych i internecie. Dzieci na podwórku grają w kapsle, a do ich oznaczenia używają flag wyciętych z encyklopedii. (Mikołaj nie może pojąć dlaczego niszczą książkę, a nie wydrukują sobie potrzebnych flag). Z klasą jedzie na wykopki  ziemniaków, musi w szkole nosić niewygodny stylonowy fartuszek, a już stanie po nocy w kolejkach po sprzęt AGD... koszmar jakiś! Chłopiec nagle zaczyna doceniać wygody współczesności i marzy o powrocie do domu, o posiłkach przy stole (a nie przy niewygodnej ławie) i wielu innych rzeczach które kiedyś wydawały się czymś normalnym, a teraz są niedoścignionym marzeniem. 
Tyle fabuły, teraz trochę prywaty. Książkę czytywałam wieczorami mojej Starszej. Żebyście zobaczyli jej spojrzenie, kiedy zorientowała się, że czasy przedstawione w książce to czasy dzieciństwa Jej mamy! Moje dziecko patrzyło na mnie jak na obiekt muzealny. Mama, jak to nie było komputerów i internetu? To z czego ty dowiadywałaś się ciekawostek:? Naprawdę nie można było zobaczyć każdego zakątka świata (Basia jest fanką Google Earth) Jak to, JAK TO? Mama, co to znaczy, że do sklepu rzucili towar? I dlaczego Mama bohatera kupiła mu za duże spodnie? Dlaczego nie było innych? Dlaczego były takie kolejki do sklepów? DLACZEGO? 
Powiem Wam, że za każdym pytaniem mojej córki przybywało mi zmarszczek, a ja byłam coraz starsza. Jeszcze chwila i dałabym się zamknąć do gabloty muzealnej. Moje dziecko nie pojmowało wielu opisanych zdarzeń, natomiast skakała z radości kiedy usłyszała o grze w kapsle, której kiedyś na wakacjach nauczył jej Tata. I tu padło stwierdzenie: "Nie wiedziałam, że ta gra jest taka stara"... Bez komentarza.... 

5 komentarzy:

  1. Bardzo rozbawiła mnie ta recenzja! Świetna! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    Muszę sprawdzić w szkolnej bibliotece, czy mamy tę książkę.
    Dla mnie "nasze" czasy to były wspaniałe czasy :)
    Za dwa dni kończę 30 lat, więc dla Twojej córki też pewnie jestem reliktem przeszłości hehe.

    P.S. Zauważyłaś, że dziewczynki już nie skaczą w gumę?! Smutne, nie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Znakomicie się czyta Twoją recenzję, ja również przechodziłam podobne rozmowy z moimi córkami przy okazji oglądania np. filmów. A kiedy posłuchały "mojej" młodzieńczej muzyki, powiedziały mi, że słuchałam muzyki "ze średniowiecza":)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam "Kaktusa..." w wakacje sama, pod nieobecność Młodego i do tej pory nie było okazji, żeby mu podsunąć :) Ale i tak wiem, że mu się spodoba. Tylko będziemy musieli to czytać razem, bo rodzicielskie "przypisy" będą niezbędne :)) Mnie też najbardziej ubawiła scena z kupowaniem spodni w domu towarowym i jeszcze picie soku z saturatora :)) Świetne książka !

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, kiedyś poczytam dzieciom, będę wtedy robić za dinozaura niemalże.

    OdpowiedzUsuń