sobota, 11 maja 2019

Kwiaciarka

Czytanie książek to trochę tak, jak jedzenie cukierka. Chwytasz go z miseczki, bo ma ładny papierek, który zachęca do spróbowania. Ale papierek może być mylny. Pod ładnym opakowaniem może znajdować się nielubiany michaszek, a pod brzydkim – uwielbiany kokosowy cuks. Tak samo jest z książkami. Często sięgasz po nie, bo zachwyciła Cię okładka, a tu rozczarowanie na całej linii, bo zamiast fascynującej powieści masz przed sobą gniota, jakich mało. W drugą stronę działa to bardzo podobnie. Okładka zupełnie nie zachęca do lektury, a w środku cud miód i orzeszki. Tak właśnie miałam z książką pt. „Kwiaciarka”. Okładka ot zwykła - nic specjalnego. Charakterem wskazująca raczej na romans niż na kryminał i ten zielony kolor... Za to w środku literacka uczta. Mroczna historia popełnionej z zimna krwią zbrodni z tajemnicą w tle. Oczywiście watek miłosny też jest, ale raczej jako wisienka na torcie, niż jako danie główne. 
Autor powieści, Xavier de Montepin, żył w XIX wiecznej Francji i tam też umieścił akcję swojej powieści. Kwiaciarka to przecudny obraz ówczesnego społeczeństwa francuskiego z wyraźnie pokazanymi podziałami społecznymi i ze wszystkimi ich konsekwencjami. Autor pięknie uwydatnił małość ludzi pochodzących z niższej sfery i zestawił to z uprzywilejowaną pozycją wyższych warstw społecznych. Pokazał również ułomności systemu prawnego, który często prowadził do błędów i wypaczeń. A to wszystko opisane przepięknym językiem; bez pośpiechu i z dbałością o szczegóły. 
„Kwiaciarka” to taka baśń dla dorosłych. Jest zbrodnia i kara, są dobre i złe charaktery, jest też morał płynący z całej historii. Wszystkie wydarzenia obracają się wokół pięknej kwiaciarki Gabrieli, choć tak naprawdę to nie ona jest główną bohaterką. Postaci pierwszoplanowych jest bowiem kilka. Mamy hrabinę Marcelę de Lagarde, która dla pieniędzy zrobi dosłownie wszystko. To naprawdę zła kobieta i spełnia ona wszystkie wymogi, aby zakwalifikować ją do tego samego grona, w którym jest już zła królowa z Królewny Śnieżki. Jest też sędzia śledczy Filip de Kervan, który - w mojej ocenie - jest człowiekiem zupełnie bez charakteru. Nie kieruje się w życiu żadnymi zasadami, przez co robi krzywdzi wielu ludzi dookoła. Moja wielką sympatię zdobyła para rzezimieszków, o których autor mówi Wiewiórka i Wielki Dzieciak. Początkowo nie bardzo rozumiałam, jaką rolę mają oni pełnić w powieści i powiem Wam, że zaskoczyło mnie rozwiązanie zastosowane przez autora do tej dwójki. Po stronie dobrych mamy też nieszczęsnych Pawła i Jana, którzy zostają niesłusznie oskarżeni o zbrodnię. Oczywiście jest tez kwiaciarka Gabriela z matką i wiele, wiele innych osób, które w mniejszy lub większy sposób popychają akcje naprzód. Powieść jest tak wielowątkowa, że łatwo się w niej pogubić. Na szczęście autor tak mistrzowsko prowadzi fabułę, że uważny czytelnik uczestniczy w wydarzeniach nie zdając sobie sprawy z mnogości bohaterów. 
Urzekł mnie też język powieści. Wstawki w stylu "Pozostawmy hrabinę w rozpaczy i przenieśmy się do zamku" powodowały, że czułam się trochę jak w starym kinie. Takie zwroty, charakterystyczne dla starszych powieści, rozrzewniały mnie i rozczulały. Dodały one powieści niesamowitego uroku, choć należy podkreślić, że i bez tego uroku jej nie brakuje 
Nie umiem wyrazić słowami tego, jak przyjemnie czyta się tę powieść. Bogaty język, wielowątkowość, barwne postacie, przemyślana intryga - wszystko to składa się na książkę, która zdobyła moje serce. Z wielką przyjemnością sięgnę po drugi, równie opasły tom powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz