wtorek, 27 sierpnia 2019

Saga rodu Forsyte'ów, tom I "Posiadacz"



"Saga rodu Forsyte'ów" uśmiechała się do mnie od dłuższego czasu. A to na bibliotecznej półce, a to na półeczce z książkami do wymiany, a to u koleżanki - wszędzie była. (Podobnie jest z "Rodziną Połanieckich", choć tego prześladowcy jeszcze nie przeczytałam). Kiedy pierwszy tom sagi pojawił się u mnie na czytniku już nie miałam wymówek w postaci ciężkiej i nieporęcznej książki. Zaczęłam lekturę i zwariowałam na punkcie bohaterów, klimatu i wszystkiego tego, co powieść w sobie niesie. Początkowo byłam rozczarowana. Oczekiwałam szybkiej akcji i wyrazistych bohaterów, a tu klops. Na szczęście po kilkunastu stronach zrozumiałam, że nie tędy droga. To nie jest współczesna lektura skierowana do wszystkich tych, którzy się życiowo spieszą. Czytając sagę należy się delektować, należy smakować bohaterów i wczuć się w ich skórę. Dopiero wtedy lektura będzie prawdziwą literacką ucztą. 
Pierwszy tom sagi pt. „Posiadacz” wprowadza czytelnika w dostojny i wyniosły świat dziewiętnastowiecznej, bogatej, londyńskiej rodziny, dla której członków główne znaczenie w życiu ma pieniądz. Członków rodziny poznajemy na przyjęciu wydanym przez starego Jolyona Forsyte'a na cześć wnuczki June. Dziewczyna ma w najbliższym czasie wyjść za mąż za Filipa Bosinney'go można więc uznać, że jest to przyjęcie zaręczynowe. Podczas przyjęcia mamy okazje przyjrzeć się wszystkim członkom rodziny, z których każdy jest inny, ale łączy ich jedno - ogromna miłość do pieniądza. Każdy z nich ceni bogactwo, każdy z politowaniem patrzy na młodego Bosinney'go, który dopiero zaczyna karierę architekta o do bogactwa Forsyte'ów jest mu daleko. 
Kiedy już poznamy poszczególnych członków rodu - a uwierzcie mi, że nie jest łatwo - możemy zanurzyć się w świat panujących wśród nich emocji i uczuć. Trudno powiedzieć, aby ktokolwiek z rodu był szczęśliwy. Zaślepieni pogonią za pieniądzem gdzieś się pogubili. Albo samotni, albo nieszczęśliwie zakochani nieświadomie krzywdzą swoich bliskich. Autor skupia się głównie na relacji łączącej Soamesa Forsyte'a z żoną, Irene. Kobieta jest po prostu nieszczęśliwa u boku męża, który zdobył ją uporem a nie miłością. Soames traktuje Irene jak kolejną zdobycz, jak porcelanową, drogocenną lalkę, którą można postawić na półeczce i pokazywać gościom. Ich związek trwa mimo wszystko, bo po prostu nie można inaczej. Ówczesna moralność i ocena społeczeństwa nie pozwalają na rozstanie się z klasą. Problem w tym, że postępując w ten sposób unieszczęśliwiają wiele osób ze swego grona. Co więcej - ich postępowanie prowadzi do bardzo brzemiennych, wręcz tragicznych skutków. 
Każdy bohater „Posiadacza” jest inny, każdy ma dobre i złe strony. Nikogo nie można jednoznacznie określić jest anielsko dobrego czy też piekielnie złego. Pewne jest jedynie to, że każdy z nich zachwyca czytelnika. Nie można pozostać obojętnym wobec żadnego z nich, co powoduje, że lektura powieści jest czystą przyjemnością. To naprawdę wielkie dzieło, będące kalejdoskopem charakterów, uczuć i sytuacji. 
Trochę zniechęcała mnie mnogość bohaterów i wrażenie, że autor specjalnie nadał kilkorgu z nich takie same imiona, aby jeszcze bardziej zakręcić sytuację. Po kilkunastu stronach postanowiłam rozrysować drzewo genealogiczne rodziny Forsyte'ów, ale uwierzcie mi, że to iście diabelska robota. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Internet i na blogu Słowem malowane znalazłam coś takiego 


Może grafika nie jest zbyt wyraźna i niestety po angielsku, ale wystarczyła, aby ułatwić lekturę początkowej części książki. Potem było już tylko łatwiej i przyjemniej. 
Wydawnictwo Prószyński i spółka wydało ostatnio „Sagę…” w przepięknej wersji, która – i to jest dla mnie najważniejsze – została również wydana w wersji elektronicznej. Gdyby nie to pewnie nadal bym tylko zerkała z utęsknieniem na Sagę. A uwierzcie mi – lektura tej powieści to sama przyjemność. Niesamowicie kłócą się we mnie wrażenia i odczucia - aż śmiałam się sama z siebie. Czytając na nowoczesnym czytniku Kindle tę ponadczasową wybitną powieść miałam wrażenie, że uczestniczę w historycznym spotkaniu. Super sprawa. 
Podczas lektury mój czytnik emanował dziewiętnastowieczną Anglią, długimi sukniami i dżentelmenami w kapeluszach. Pachniał też tytoniem, nieszczęśliwą miłością i skąpstwem. Tak właśnie spotkała się historia i współczesność. 
W ogóle mogłoby znaleźć się Wydawnictwo, które pokusi się na wydanie w wersji elektronicznej perełek literatury światowej. Czekam z utęsknieniem i będę bardzo wierna klientką. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz