Zawsze myślałam, że „Był sobie pies” to przede wszystkim film. Obejrzałam go wraz z dzieciakami w pewien zimowy weekend. Chlipałam ja, buczała moja córka… tylko syn udawał, że nic a nic go nie ruszyło. Takie tam męskie gadanie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w moje ręce wpadła powieść „Był sobie pies 2”. Pędem siadłam do komputera i wyczytałam, że to powieść była pierwsza, a nie film. Chciałam znaleźć pierwszy tom, ale nie starczyło mi cierpliwości. Ciekawość zwyciężyła i z niecierpliwością zaczęłam poznawać dalsze losy Koleżki.
Tak jak ekranizacja pierwszej części spowodowała we mnie potoki łez, tak czytanie drugiej części - zapewniam że równie wzruszającej – nie rozczuliło mnie tak bardzo. Bardziej podtrzymało mnie na duchu i dało wiarę, że dobro jest w każdym z nas.
Autor bardzo płynnie pozwala czytelnikowi powrócić na farmę, gdzie zakończyła się I część powieści. Koleżka jest nadal wiernym towarzyszem Hanny oraz jej rodziny. Wprawdzie jego ukochany Pan już nie żyje, ale pozostała jego synowa Gloria i jej córeczka Clarity. Gloria to zadufana w sobie kobieta, dla której ważny jest tylko i wyłącznie czubek własnego nosa. Nie zwraca uwagi na córeczkę, co wymusza na psie działania ratujące małą z tarapatów. Nie ma co liczyć na wdzięczność, bo Gloria szczerze nienawidzi psów i zamiast docenić działania psiaka, widzi w nim główną przyczynę problemów. Koleżka, a właściwie już Bailey kocha Clarity całym swoim psim serduszkiem i wie, że opieka nad nią będzie treścią jego życia. Jego i wszystkich kolejnych wcieleń. Clarity potrzebuje wsparcia jak mało kto. Jest bardzo samotna, a ze strony matki nie ma żadnego wsparcia. Powiem więcej – jest po prostu zaniedbywana i pozostawiona sama sobie. Jej jedynym wsparciem jest przyjaciel Trend no i oczywiście kolejne wcielenia Koleżki.
Bardzo podobał mi się wątek o wykrywaniu przez psy nowotworu. Wiem, że to fikcja literacka, ale problem ujęto w taki sposób, że wyjątkowo mnie to ujęło. Przekopałam Internet w poszukiwaniu wiadomości i okazało się, że rzeczywiście psy wykrywają niektóre choroby. Może nie od razu nowotwór, ale na przykład podwyższony poziom cukru we krwi jak najbardziej.
Książka jest przepiękna, a już fragmenty, które dzieją się w głowie psa są po prostu urzekające. Czytałam z wielka przyjemnością o tym, jak pies analizował zaistniałe sytuacje i do jakich dochodził wniosków. Cierpiałam, kiedy był ignorowany i niesprawiedliwie traktowany. Uwielbiałam, gdy otrzymywał zasłużona porcję „głasków”. Sama mam psa i powiem Wam, że od czasu tej lektury na stałe do mojego słownika weszło słowo „głaski”, którego chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć.
Książka porusza wiele tematów, które nie są wcale wzruszające. Problem bulimii u nastolatków, ucieczki z domu, destrukcyjne towarzystwo, czy też myśli samobójcze są w powieści dość częstym gościem. Na szczęście nasza główna bohaterka ma ukochanego psiaka, którego towarzystwo jest remedium na wszystko. Jego bezwarunkowa miłość pozwala przejść Clarity przez najgorsze chwile życia. Wprawdzie matka kilka razy próbowała pozbyć się psa z życia dziewczynki, ale to tylko cementuje miłość do czworonoga.
Trudne były dla mnie momenty, w których pies odchodził, aby narodzić się na nowo. Jednak w książce (bez muzyki i obrazu) te chwile nie rodziły aż tylu emocji i nie wzbudzały rzeki łez w moich oczach. Na szczęście.
„Był sobie pies 2” to naprawdę piękna powieść. Nieskomplikowania i jednowątkowa pozwalająca skupić się na losach kolejnych wcieleń koleżki i ludzi mu towarzyszących. Koleżka, Bailey, Max czy Toby – wszystkie wcielenia psiaka były nakierowane na miłość do człowieka. Wszystkie wcielenia naszego bohatera były kochane a w zamian oddawały całe swoje psie serce. Naprawdę warto przeczytać tę powieść tuląc w trakcie lektury swojego psiaka i dając mu odpowiednią porcję głasków.
Bardzo długo broniłam się przed "Był sobie pies", ale jak już w końcu sięgnęłam po książkę, to przepadłam. Na pewno przeczytam także drugi tom.
OdpowiedzUsuń