środa, 8 stycznia 2020

Spóźnione powroty

Lubię sagi. Długaśne, niemożliwe do zmieszczenia w jednym tomiszczu. Saga o Lipowie – moja ulubiona - liczy sobie już 11 tomów. Saga Kamili Läckberg to dziesięć tomów i każdy uwielbiam. Problem z sagami mam jeden. Jak recenzować kolejne książki? Przecież to, co napisałam o pierwszej, często dotyczy wszystkich kolejnych. To samo lekkie (lub ciężkie) pióro, ten sam klimat powieści, ci sami bohaterowie, z których jednych uwielbiam, a innych nie cierpię. Oczywiście fabuła odmienna i każda zachwyca, ale w recenzji nie fabuła jest przecież najważniejsza. Pamiętam, że recenzję któregoś z kolei tomu sagi o Lipowie zaczęłam od słów "Znowu to samo". Szybko jednak zreflektowałam się, że to nie najlepszy początek zwłaszcza, że książka podobała mi się niezmiernie. 
W przypadku Sagi "Dwieście wiosen" jest podobnie. „Spóźnione powroty” to trzeci tom, a ja, tak jak piałam z zachwytu przy dwóch pierwszych, tak przy trzecim nadal pieję. Nic inaczej. Bo podobało mi się bardzo. Bardzo. 
Fabuła powieści przeplata dwa wątki, łącząc dwa okresy historyczne - dwudziestolecie międzywojenne i okres II wojny światowej. Świetny zabieg literacki, który pozostawia wiele miejsca w głowie czytelnika na domysły i pole dla wyobraźni. Nasi bohaterowie w okresie dwudziestolecia międzywojennego starają się nadążyć za zmianami. Kochają się, kłócą, odchodzą i wracają... ot zwyczajne życie, pełne zarówno intryg jak i miłości. W okresie II wojny już jest inaczej, Kobiety jednoczą się i wspólnie prą do przodu, pozbawione męskiego ramienia, Większość mężczyzn pochłonęła zawierucha wojny. Obozy, czy też wywózka na przymusowe roboty są na stałe obecne w rozmowach mieszkańców Folwarku. Jednak, mimo wojny, mieszkańcy starają się żyć normalnie. Gorzej ma się sytuacja we dworze Konarskich. Tu nastały chwile złe i chmurne. 
W narracji Pani Grażyny Jeromin Gałuszki nic się nie zmieniło. Tak jak w dwóch pierwszych tomach, tak i teraz zachwyca pięknym piórem i umiejętnością ukazania wspaniałości przyrody w taki sposób, że chce się tam być. To nie są długie nudne opisy, o nie! To kilka zdań, jeden akapit, ukazujący wspaniałość doliny, w której położony jest folwark, czy też otoczenie młyna. Autorka, opisując losy bohaterów tak wplata kilka słów, że czytelnik po prostu czuje zbliżającą się wiosnę, albo siarczysty mróz za oknem. Ciepła, cudowna powieść, którą czyta się jednym tchem. Ale i tak najlepsza jest kucharka Wacława. Od wielu lat towarzyszy mieszkańcom Folwarku i nie raz zadziwiła wszystkich. Płakałam ze śmiechu, kiedy czytałam o kompletach damskich fatałaszków schowanych w szafie, o pozowaniu w stogu siana, czy też o poglądach Wacławy na sytuację panującą na świecie. I jeszcze umiejętności kierowcy, o które nikt jej nie podejrzewał. Wacława to taki filar, wokół którego wszystko się kręci. To Ona pomaga w trudnych chwilach, to ona uświadamia młode panienki. Wszystko Wacława ! 
Polecam serdecznie, ale tylko w połączeniu z poprzednimi tomami. „Folwark Konstancji” i „Niebieska sukienka” też są cudne i na pewno zachwycą niejednego czytelnika lekkością i pięknem. 

1 komentarz:

  1. To dla mnie książka, fabuła ciekawa i wciągająca i można się w niej zaczytać na całego. Zwrócę uwagę na tę okładkę i autorkę :)

    OdpowiedzUsuń